Czwartek, 26 grudnia 2024

imieniny: Szczepana, Dionizego

RSS

Egipskie zagadki

16.01.2002 00:00
 Czy małe Muzeum w Raciborzu może mieć swojego egiptologa? Ma i to nawet w stopniu doktora nauk humanistycznych, który z pasją tropi ślady starożytności na Górnym Śląsku, a szczególnie w okolicach naszego miasta, przez które przebiegał szlak bursztynowy. Wśród innych śląskich miast, Racibórz pod tym względem błyszczał i nadal błyszczy.
 Mumia Dżed-Amonet-ius-anch (z egipskiego: Amonet powiedziała ona będzie żyć) z raciborskiego Muzeum wraz z kartonażem i sarkofagami od zawsze budziła wielkie zainteresowanie naukowców. Nie tylko z tego powodu, że w połowie XIX w. była ponoć nietypowym prezentem bogatego żydowskiego barona-bankiera Rothschilda dla swojej narzeczonej, lecz również dlatego, iż jest jedną z nielicznych w Polsce na co dzień eksponowanych. Podarunek bogacza, właściciela dóbr w pobliżu Raciborza, m.in. szylerzowickich oraz zamku w Chałupkach, był chyba za bardzo nietypowy, bo nie został przyjęty. Tak trafił do Królewsko-Ewangelickiego Gimnazjum (dziś Ekonomik), a potem do powstałego w latach 20. minionego stulecia Muzeum Miejskiego. Przez jakiś czas mumia była w Gliwicach. Racibórz toczył długi bój o jej zwrot. Na szczęście dało się. W XIX w. raciborskie kartonaż i sarkofagi badał m.in. słynny niemiecki egiptolog Karol Lepsius, twórca zbiorów starożytności Muzeum w Berlinie. Dziś - żartobliwie - Dżed Amonet nazywana jest najstarszą (ma ponad 2,5 tys. lat) i najpiękniejszą raciborzanką. Badaniem jej przeszłości zajmuje się Dariusz Chojecki, 33-letni doktor nauk humanistycznych, najlepszy miejscowy znawca starożytności.
    
Pochodzi z Siedlec. W Warszawie skończył dwuletnie studium archiwistyki. W Wesołej poznał swoją przyszłą małżonkę, Iwonę Chojecką z domu Pardon, nauczycielkę muzyki i informatyki w Zespole Szkół Specjalnych, absolwentkę Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Można więc powiedzieć, że „wżenił” się w Racibórz, gdzie oboje zamieszkali. Ukończył historię na Uniwersytecie Opolskim. Miejscowe Muzeum dało mu temat pracy magisterskiej. Napisał o mumiach na przykładzie raciborskiej Dżed-Amonet z okresu XXII dynastii. Potem Muzeum dało też młodemu historykowi pracę. Ten zaś na pracy magisterskiej nie zakończył. W ubiegłym roku, pod okiem prof. dr hab. Joanny Rostropowicz, obronił w Opolu rozprawę doktorską na temat „Pochodzenie zabytków starożytnych z terenu basenu Morza Śródziemnego znajdujących się obecnie w zbiorach muzeów Górnego Śląska”. W październiku 2000 r., dzięki jego pracy, można było wszystkie je oglądać w Raciborzu na ekspozycji pod tym samym tytułem. Dla miłośników starożytności była to wielka gratka. Sporo miejsca poświęcono, rzecz jasna, Raciborzowi. Mamy najbardziej okazałą kolekcję eksponatów z tego okres, której najcenniejszym eksponatem jest rzecz jasna mumia. To wielka atrakcja historyczna i turystyczna Raciborza - podkreśla dr Chojecki. Niedawno ukazało się drukiem jego małe opracowanie na temat Egipcjanki, kartonażu i sarkofagów.
    
Egiptologia to pasjonujące zajęcie i wcale nie trzeba być w Egipcie, żeby odkrywać nowe rzeczy. Przede wszystkim niewiele wiemy o przekazaniu mumii do gimnazjum. Biografie barona von Rothschilda rzadko wspominają o jego pasji. Sądzę, że mumię przywiózł z podróży do Egiptu, gdzie w tym czasie można było bez problemu nabyć tego typu „pamiątki” za niewielkie pieniądze. Przekaz o podarunku dla narzeczonej trudno dziś potwierdzić. Może to po prostu legenda. Wiadomo tylko, że mumia trafiła do Królewsko-Ewangelickiego Gimnazjum z rozwiniętymi bandażami, kartonażem i sarkofagami. Nie było żadnych elementów, które Egipcjanie wkładali pomiędzy zwoje płótna. Prawdopodobnie Rothschild zachował je sobie na pamiątkę i szkoda, bo np. skarabeusz to droga i cenna rzecz w każdej kolekcji - opowiada muzealnik-egiptolog. W XIX w. mumię opisał konrektor gimnazjum, niejaki König. Był bardzo skrupulatny. Skorzystał z pomocy najwybitniejszego niemieckiego archeologa Karola Lepsiusa, ojca niemieckiej egiptologii. Prawdopodobnie wysłano mu do Berlina kartonaż i sarkofagi. Gdyby był w Raciborzu, wówczas na pewno opisałby mumię - dodaje D. Chojecki.
    
Jak się okazuje, kolekcja egiptiaków w Raciborzu była niegdyś dużo bardziej atrakcyjna niż obecnie. W 1937 r. miejscowe Muzeum wypożyczyło z Berlina przywiezione m.in. przez Lepsiusa zabytki związane ze starożytną sztuką sepulklarną, czyli pogrzebową kraju nad Nilem. Organizowało prawdopodobnie dużą wystawę. Dostało cztery urny kanopskie i figury bogów egipskich. O depozycie do niedawna nie wiedziano. Tymczasem trzy z czterech urn się zachowały. W niewiadomych okolicznościach zaginęła ta z głową szakala. Długi czas sądzono, że to gipsowe odlewy, bo urny nie były wewnątrz wyżłobione. Nie mogły więc spełnić swoich podstawowych funkcji, czyli pomieścić spreparowanych wnętrzności. Kiedy jednak niedawno Muzeum w Berlinie zwróciło się do Muzeum Narodowego w Warszawie o pomoc w odnalezieniu zabytków, sprawa stała się jasna. Mamy w Raciborzu oryginale kanopy. Trzeba podkreślić, że Niemcy mają bardzo skrupulatnie prowadzoną dokumentację. Po dokładnej kwerendzie w naszych zbiorach odnalazłem zdjęcia tych przedwojennych eksponatów. Wykonano je jeszcze w Berlinie i opatrzono godłem ze wzmianką o zakazie wykorzystywania odbitek do publikacji - opowiada D. Chojecki. Historia tłumaczy również, dlaczego urny nie były wyżłobione. Był taki okres w dziejach Egiptu, kiedy wnętrzności wkładano z powrotem do ciała, a urny znajdowały się przy pochówku siłą tradycji.
    
W latach 40. lub 50. minionego stulecia prawdopodobnie została skradziona lub, wskutek niewiedzy, po prostu zniszczona czwarta urna kanopska. Coś niedobrego stało się zresztą również z mumią. König nie wspomina, aby miała oderwaną głowę. Jest ona złączona z korpusem również na odnalezionym zdjęciu z 1948 r. Potem ktoś chyba nieostrożnie obchodził się z zabytkiem i głowa, być może podczas upadku, się oderwała. Dziś widać to wyraźnie.
    
W kolekcji gimnazjum nie była tylko mumia, choć poza nią, kartonażem i sarkofagami żadnych innych egiptiaków szkoła nie miała. Wiadomo, iż na początku XX w. przechowywano tu również cenny zbiór około stu monet rzymskich. Rejon Raciborza leżał na szlaku bursztynowym, którym kupcy z Italii podążali do krajów barbarzyńskich, nazywanych niegdyś Wolną Germanią, docelowo nad Morze Bałtyckie, gdzie kupowali bursztyn. Handlowali jednak na całym szlaku i płacili głównie srebrnymi monetami. Stąd tak liczne znaleziska, nie tylko w Raciborzu, ale np. w Nowej Cerekwii. Wylot Bramy Morawskiej to prawdziwe archeologiczne zagłębie pod tym względem, największe na północ od Dunaju - przekonuje nasz rozmówca. Doszukał się informacji, z których wynika, że wielu mieszczan miało prywatne, bogate kolekcje. Do dziś nie wiadomo, co się stało z tymi wszystkimi zbiorami. Ze źródeł przedwojennych wynika na przykład, że w Raciborzu była m.in. rzadko spotykana, pochodzącą z III w., moneta żony Filipa Araba, o której współczesne opracowania milczą. Znaczy to, że nie wszystko zostało jeszcze powiedziane.
    
Podobna niewiadoma dotyczy również kolekcji zgromadzonych przez Urząd Krajowy ds. Prehistorii Górnego Śląska, który do 1945 r. mieścił się przy ówczesnej Zwingerstrasse, dziś ul. Wojska Polskiego. Bliźniacza placówka dla Dolnego Śląska istniała we Wrocławiu. Niemcy skrupulatnie dokumentowali wszystko, co udało się odkryć podczas badań archeologicznych. Urząd organizował liczne wystawy. W kwietniu 1945 r., w spalonym Raciborzu, zbiory dosłownie walały się po ulicach. Część zaginęła. Inne rozkradziono. Dla nauki zaginęły bezpowrotnie.
    
Monety rzymskie w raciborskich zbiorach to moja nowa pasja. Mamy ich czternaście, głównie z II wieku. Chcę je dokładnie zinwentaryzować, odnaleźć wszystkie wzmianki o zaginionych, generalnie w miarę możliwości odtworzyć skład zaginionych kolekcji. Ciekawostką może być, że były również monety celtyckie. O nich także niewiele wiadomo - mówi D. Chojecki. Raciborzan, którzy mają rzymskie monety lub słyszeli o jakichś znaleziskach, prosi o kontakt.

G. Wawoczny
  • Numer: 3 (511)
  • Data wydania: 16.01.02