Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Ich przeszłość napisał alkohol

09.01.2002 00:00
Córkami Basi opiekowała się ich babcia, bo matka wybrała towarzystwo, z którym można było zaglądać do kieliszka. Basia ma również na swoim koncie kilka prób samobójczych. Po jednej z nich trafiła do szpitala. To uratowało ją od rynsztoka. Janusz został dyscyplinarnie zwolniony z pracy przez picie. Po kolejnej eksmisji i śmierci babci wylądował na bruku. Spakował swój dobytek i zamieszkał na dworcowych ławkach. Inny mężczyzna twierdzi, że był największym raciborskim pijakiem i chuliganem. Zwolniono go z pracy, bo gdy zapił nikt go tam nie widział...

W Arce Nadziei
 
Basia nie pije już od dwóch lat. Janusz i Nieznajomy znają dokładne daty, kiedy zdecydowali się na odwyk. Janusz porzucił picie 25 sierpnia 2000 r., a Nieznajomy - 13 lipca. Kiedy zabrakło im dachu nad głową postanowili zamieszkać w Ośrodku dla Ludzi Bezdomnych Arka. N. przy ul. Topolowej 15. Jednak postawiono im warunek: pensjonariuszy ośrodka obowiązuje całkowity zakaz spożywania alkoholu. Musieli wybrać - albo rozpoczną całkiem nowe życie, albo wracają tam, skąd przyszli. Wybrali to pierwsze i dziś są całkiem innymi ludźmi. Postanowili również, ku przestrodze innych, odkryć czarne karty swoich życiorysów.

Nowe życie po próbie samobójczej
 
Drzwi otwiera mi uśmiechnięta kobieta po czterdziestce. Zaprasza mnie do pokoju, przeprasza za bałagan, mimo tego, że z każdego kąta wygląda porządek. Ubogo tutaj, ale przytulnie - pomyślałam. Basia krząta się jeszcze po pokoiku, bo właśnie przed chwilą wróciła z pracy. W październiku otrzymała posadę sprzątaczki. Codziennie rano o piątej na rowerze jeździ z Sudołu na Katowicką, by zarobić kilka groszy na życie. Ale praca już jej nie przeraża. Jest dumna, że nareszcie ma pieniądze na drobne wydatki, bowiem zanim zdecydowała się na odwyk, wszystko szło na alkohol. Kiedyś zajmowała się robótkami ręcznymi. Robiła również gobeliny. Teraz mam okazję robić je nadal, bo mogę sobie pozwolić na kupno materiałów - mówi Basia.
 
Basia jest 42 - letnią raciborzanką. Jej życie nie było usłane różami, a raczej przepełnione hektolitrami alkoholu. Jak twierdzi, swojego mieszkania nigdy nie miała. Najpierw mieszkała z matką, potem z mężem u jego ojca w kieleckiem. Jednak szybko zdecydowała się wrócić do Raciborza. Teściowa też zapijała, a mąż razem z nią - mówi.
 
Zaczęła pić po rozstaniu z mężem w 1984 roku. Jej mąż również nadużywał alkoholu. Oboje nie pracowali. Jedynym dochodem było wychowawcze Basi. Jakiś czas później Basia straciła pracę na PKS-ie. Poznawała też coraz więcej ludzi, którzy, podobnie jak ona, lubili zaglądać do kieliszka. Wydawało mi się, że przy alkoholu zapomina się o wielu problemach - opowiada wspominając tamte czasy.
 
Matka Basi, osoba niepijąca - bardzo ubolewała nad faktem, że córka wkręca się w nieodpowiednie towarzystwo, jednak, jak twierdzi Basia, nie miała na tyle siły, by ją odwrócić od zgubnego nałogu. Popadłam w alkoholizm, ponieważ nie miałam osoby, która by mną odpowiednio pokierowała - tłumaczy.
 
Z czasem Basia przestała matkę odwiedzać. Co więcej, zostawiła u niej swoje dzieci, które babcia wychowywała i wychowuje do dziś. Kiedy byłam trzeźwa zanosiłam do mamy prezenty dla dzieci. Jednak ona zaznaczyła, że dopóki będę pić, nie mam pukać do jej drzwi. Do tej pory do mamy nie zachodzę...Nie chcę się jej narzucać - mówi kobieta.
 
Po rozstaniu z mężem, 11 lat żyła ze swoim konkubinem. W tym czasie wychowywała trójkę jego dzieci. Jednak i w tym domu, już u boku innego mężczyzny, zawsze był alkohol. Miałam wtedy kilka prób samobójczych, bo nadal obracałam się w tym samym towarzystwie. Nierzadko też chodziłam pobita - opowiada Basia, wycierając chusteczką oczy.
 
Dwa lata temu, po jednej z prób samobójczych znalazła się w szpitalu. Tam pielęgniarka o moim imieniu usilnie prosiła mnie, bym zgłosiła się do domu na Topolowej - wspomina. Jakiś czas później zamieszkała u pasierbicy konkubina. Zarejestrowała się również w Urzędzie Pracy. Potem skierowano mnie tutaj, na Topolową - dodaje.
 
24 września 1999 roku została mieszkanką ośrodka Arka. N. Nie musiała, jak inni, udać się na odwyk. Po prostu zaczęła unikać dawnego towarzystwa. Zanim trafiłam do ośrodka, nie piłam już od 3 miesięcy. Jednak w czerwcu dałam się namówić, zapiłam i dostałam ultimatum. Poszłam do poradni, gdzie skierowano mnie do Branic - opowiada. W Branicach znalazła się na oddziale psychiatrycznym ze względu na próby samobójcze. Przeszła pięciotygodniową terapię. Dziś jest zupełnie innym człowiekiem. Ma swoje marzenia, wytyczone życiowe cele, a przede wszystkim uśmiech na twarzy. Pragnie jak najszybciej otrzymać swój własny kąt. Jak będę miała mieszkanie to szybciej moje córki będą ze mną rozmawiać. Nie chcę zresztą nic planować. Wierzę, że wszystko samo się ułoży - kończy.

Już nie muszę spać na dworcu
 
Chwilę później pukam do innych drzwi. Otwiera mi wysoki mężczyzna. Janusz jest rdzennym raciborzaninem. Ma 42 lata. Z zawodu - tokarz. Ma również ukończony kurs spadochronowy w Ustrzykach. Zaczął pić, kiedy miał 14 lat. Ojciec też pił, ale kiedy Janusz miał cztery lata mama właśnie z tego powodu się z nim rozwiodła. Sięgałem po alkohol, bo chciałem po treningach i meczach zaimponować starszym kolegom. Udawało mi się być duszą towarzystwa - mówi Janusz.
 
W 1985 r. postanowił się ożenić. Wtedy też przestał pić, bo niepijąca żona nie godziła się z tym. Najczęściej się obrażała i powtarzała w kół-ko żebym nie pił - dodaje Janusz. Jednak po siedmiu latach małżeństwa ich drogi rozeszły się i dosyć szybko otrzymali rozwód. Jak twierdzi Janusz, wina leży po obu stronach.
 
Pierwsze mieszkanie stracił, bo nie płacił czynszu. Rok po odejściu żony został dyscyplinarnie zwolniony z pracy przez alkohol. Pracował dorywczo, przez jakiś czas nie miał nawet żadnych kłopotów. Potem znowu przez trzy lata nie płacił czynszu. Został eksmitowany. Mieszkał przez jakiś czas u brata, potem u babci. Po jej śmierci wylądował na bruku. Spał na ławkach to na dworcu PKS, to na PKP. Na dworcu to nie jest spanie. Mimo tego, że był sierpień, było dosyć chłodno. Zresztą kto by się wyspał na twardej ławce? - wspomina.
 
Nie był to dla Janusza przyjemny okres. Jednak, jak zapewnia, zawsze starał się być zadbany. W dzień nikt mnie nie podejrzewał, jak siedziałem kilka godzin na ławce, gorzej w nocy. Na dworcu nie było najlepiej, bo sokiści i policja sprawdzała dworzec. Zawsze też starałem se przyrobić, by od czasu do czasu było na piwo lub wódkę. Człowiek nie dojadał, bo wolał se wypić - opowiada dalej. Po alkoholu miałem myśli samobójcze - wspomina. Aż nadszedł czas, że postanowiłem coś ze sobą zrobić. Udałem się po poradę do kolegi. Zenon Stube, kierownik ośrodka na Topolowej, zaproponował mi leczenie w Branicach. Udało się. 25 sierpnia przestałem pić - mówi Janusz.
 
W ośrodku w Studziennej zadomowił się 4 października 2000 r. Tu, mieszkając w przytulnym pokoju z kilkoma innymi osobami rozpoczął nowy, inny etap życia. Tym razem w trzeźwości. Miałem nawet okres załamania. Zapiłem. Potem uczęszczałem na zajęcia grupy terapeutycznej „Ku zdrowiu”. Zenek Stube dał mi szansę. Mogłem zostać - dodaje. A plany na przyszłość? Najważniejsza jest praca. Co mi po mieszkaniu, jeśli nie będę mógł go opłacić. Wystarczy maleńki pokoik. O ślubie nie marzę, bo to już nie ten wiek - z uśmiechem kończy swoją opowieść.

Byłem zwykłym chuliganem
 
Wchodzę do jednego z pokoi na piętrze. Do środka zaprasza mnie 43 - letni, przyprószony siwizną mężczyzna. Po wielu namowach zgadza się na opowieść, jednak o fotografowaniu nie ma mowy. Mężczyzna woli pozostać anonimowy, bo jak twierdzi, jego twarz jest kojarzona z chuliganem, który jeszcze do niedawna często popadał w konflikty z prawem. Prosi, by zamiast imienia podać Nieznajomy. Swoją historię rozpoczyna od słów: Byłem największym pijakiem. Non stop bywałem na policji, no, za rozróby, oczywiście. Nie, nie byłem złodziejem, tylko zwykłym chuliganem. A teraz? Teraz jego życie zmieniło się diametralnie. Ale zacznijmy od początku.
 
Nieznajomy z zawodu jest tokarzem. Nie zastanawia się nad tym, co go w życiu interesuje, fascynuje, co lubi robić. Jednak wspomina, że kiedy był jeszcze nastolatkiem lubił sport. Grał w piłkę nożną, tenisa a nawet ćwiczył zapasy w Brzeźnicy. Lubił lekkoatletykę, hokej, boks i skoki. Jednak już jako osiemnastolatek wybrał dyskoteki i alkohol.
 
Zaraz po zawodówce rozpoczął pracę jako robotnik fizyczny w transporcie. Potem poszedł do wojska. Po wyjściu z woja pracowałem przy produkcji proszku w Pollenie. W 1985 r. poznałem kobietę, rok później urodziła się córka, dwa lata później - syn- opowiada Nieznajomy. Poznałem się z nią, bo była dobra do kieliszka. Zresztą to ona pierwsza zaprosiła mnie na piwo. Mnie się takie życie podobało. Byłem z nią 14 lat. Teraz ma kogoś innego - dodaje Nieznajomy. Nigdy się nie ożenił, bo jak sam twierdzi, urodził się kawalerem i będzie kawalerem.
 
Niedługo potem stracił mieszkanie, bo nie opłacał czynszu. Człowiek przeznaczał pieniądze na alkohol. Zwolniono mnie również z pracy, bo po wypłacie się zapijałem i do roboty nie chodziłem. Moja kobieta czuła, co jest grane i wcześniej się wyprowadziła - mówi Nieznajomy.
 
Datę, kiedy przestał pić podaje z pełną dokładnością. To właśnie 13 lipca 2000 roku wyjechał na odwyk do Gorzyc. Musiałem to zrobić, bo dostałem od kierownika kopa. Pojechałem do Branic, tam znowu wypiłem i złamałem regulamin. Stamtąd mnie wyrzucili, ale wiedziałem, że bez terapii nie mam co wracać na Topolową. Zacząłem się zastanawiać, jak przeżyć, jak żyć dalej. Poprosiłem o skierowanie do Gorzyc, tam przeszedłem pięciotygodniową terapię, wróciłem i wziąłem udział w programie „Ku zdrowiu” zorganizowanym przez pana Zenka - mówi.
 
Nieznajomy przy Topolowej mieszka z przerwami od października 1999 roku. Podobnie jak inni pensjonariusze wykonuje prace na rzecz ośrodka lub pomaga okolicznym gospodarzom. Z dumą opowiada, że nadal utrzymuje kontakty ze swoimi dziećmi. Zresztą za szybą swojego segmentu ma wetknięte ich zdjęcia. Z rozczuleniem pokazuje mi również widokówki, które otrzymał z podróży swoich pociech. W małej, drewnianej ramce widać też ich wyblakłe zdjęcie, na którym jako przedszkolaki trzymają się za ręce.

W przyszłości chce znaleźć godną pracę, stosunkowo dobrze płatną. Chciałbym też zdobyć jakąś kobietę, wyjechać za granicę, kiedy wejdziemy do Unii Europejskiej, bo tu pracy nie ma i nie będzie. Nikt mi nie pomoże, jak ja sobie sam nie pomogę - opowiada Nieznajomy. Najważniejsze żeby być trzeźwym. Bo jak człowiek nie wypije, to inaczej patrzy na życie.

Ewa Wawoczny

  • Numer: 2 (510)
  • Data wydania: 09.01.02