Budki z petardami
Dwa lata temu ratusz wcielił w życie koncepcję zagospodarowania płyty Rynku na okolicznościowe, świąteczne kiermasze. Debiut był mało udany. Handlowców co prawda znalazło się wielu, ale mimo deklaracji, ich stragany nie przypominały bożonarodzeniowych stajenek. Dominowały stelaże obciągnięte brezentem i turystyczne łóżka. Władze zdecydowały więc o podpisaniu wieloletniej umowy użyczenia Rynku na czas kiermaszów z firmą Makrom i Kemar. Ta zadebiutowały świetnie. Zakupiły estetyczne drewniane domki i kiermasz na Boże Narodzenie 2000 r. dobrze wypadł. W tym roku stało się inaczej. Makrom budki przeniósł do Kuźni Raciborskiej, a teren, niezgodnie z umową użyczenia, wydzierżawiono chętnym do handlowania (umowy podpisał właściciel Kemaru). Ci szybko przystali, bo za ten sam czas wykupu powierzchni targowej na pobliskim pl. Zielonym zapłaciliby dużo więcej. Koszty, jakie ponieśli, to 600 zł netto za 20 m kw. Rynku i tysiąc złotych za budkę. Zgodnie zaś z umową użyczenia, co do istoty bezpłatnej, wydzierżawiający za te same powierzchnie miastu płacić nie musiał. Wniósł jedynie opłatę za zajęcie pasa drogowego.
Kiedy na początku grudnia pojawiły się budki, w ratuszu rozpętała się burza. Stragany przypominały raczej opuszczone domy bombardowanego Kabulu, niż świąteczny jarmark. 10 grudnia zarząd miasta zdecydował o natychmiastowym rozwiązaniu umowy użyczenia, czego efektem miała być likwidacja niefortunnego kiermaszu. 12 grudnia ratusz otrzymał petycje handlowców. Ci prosili, by jednak pozwolić im handlować do końca grudnia, tak jak wynikało z umowy z Makromem i Kemarem, bo zainwestowali po tysiąc złotych, którego nie chcą stracić. Argumentowali też, że nie sprzedadzą świątecznego towaru zakupionego w hurtowniach za gotówkę. Miasto na to przystało, bo jednocześnie poprawiono wygląd estetyczny straganów.
Kiermasz się więc odbył. Handlowano choinkami, bombkami, łańcuchami no i petardami. Jak się okazało (czytaj na str. 9) fajerwerki sprzedawano niezgodnie z przepisami. Dla niektórych handlowców przygoda ze świątecznym jarmarkiem skończy się w sądzie grodzkim i grzywną. Umowa użyczenia zostanie rozwiązana, a cała sprawa stała się na poprzedniej sesji Rady Miasta sumptem do dyskusji na celowością organizowania na płycie Rynku tego typu imprez. Jedyną udaną jest jedynie coroczny festiwal chryzantem przed Świętem Zmarłych. Tu jednak żadnego organizatora nie trzeba. Kwiaciarze sami ustawiają się w rząd i tylko pobierać opłaty. Przez kilka dni centrum miasta tonie w kolorowych kwiatach.
Inne kiermasze nie mają sensu, bo nie ma specyficznego asortymentu, na którym można zarobić - mówiła radna Teresa Gołębiowska, wskazując, że po co robić specjalną imprezę handlową, skoro oferuje się to samo, co na pobliskim targu. Władze w ratuszu chciały zaś, by jarmarki choć trochę przybliżyły nas do Wiednia czy Norymbergii, słynących ze swoich bożonarodzeniowych kiermaszów. Kiedy rodził się pomysł, mówiono o wyrobach cukierniczych, wymyślnych ozdobach i możliwości spożycia grzanego wina. Dziś widać, że było to prawdopodobnie bujanie w obłokach. Nie ma dziś klientów na wymyślny, artystyczny, ale i drogi wyrób. Nie wiadomo, czy znajdą się smakosze grzanego wina, bo go nie serwowano. Słodyczy było niewiele poza znanymi wyrobami miejscowego cukiernika. Dało się natomiast zauważyć, że ktoś handluje kasetami i płytami CD. Z magnetofonu głośno sączyły się kolędy lub wiecznie żywe „Powiedz” hitowej grupy Ich Troje. Co dalej, nie wiadomo. Zarząd ma wkrótce przedstawić Radzie koncepcję funkcjonowania targowiska. Może też zostanie wypracowane nowe stanowisko co do świątecznych jarmarków.
G. Wawoczny
Najnowsze komentarze