Londyńskie pamiętniki Arki Bożka (6)
Bądź co bądź prawdziwych robociarzy była tam może zaledwie jaka połowica. Z rolników jak nadmieniałem było nas pięciu. Ci zaś to biedoki takie, co sami nie wiedzieli, jak się tam znaleźli. Niektóre „grupy” z miast wprost sztucznie wydelegowały tam jakiegoś chłopa z 5 mórg spod miasta, którego tam jakiś funkconariusz znał, na delegata na powiat. Jedyn z nich, zdaje się zwał się Nowak, już może jakie 35 lat, pół rolnik pół furman z katowickiego okręgu, był światlejszy i nawet trochę wygadany, utkwił mi w pamięci do dziś, można go było uważać za jednego z tych świadomych.
Pomimo tego dosyć dobrego referatu i dymagogicznego patosu, jakoś z tymi oklaskami było krucho. Można było odczuć, że to nieodpowiedni tymat na takie posiedzenie. Ludziska nie wiedzieli co z tym chwantym majom począć. O Weltrewolucji im się gada, a tu naraz: precz z Polską, niech żyją Niemcy. Dużo z nich mniej zainteresowanych zaczyło wychodzić, pozostali natomiast ci bardziej zainteresowani i przekupieni przez agentów z Berlina Niemcy. Ja zaś siedziałem na sali jak ogłuszony. Już podczas referatów jakoś mnie się wewnątrz coś kurczyło. Choć sprawy narodowe, Polska, Niemcy, to mi się wydawało coś dla starych ludzi, albo jeżeli młodszych, to na pewno jakichś tam interesantów lub spekulantów. Przecież ta wojna wykazała, że państwo to głupstwo, bo to tylko powód do wiecznych kłótni, wojen o granice i inne sprawy uprzywilejowanych kast, które rządzą tymi państwami. Przecież baliśmy się wszyscy na równi, czy ci co coś posiadajom, czy tacy na odwrót co nawet nic, a ci co więcej majątku posiadali, tym mniej życie ryzykowali, wykupując się z wojska i frontu, lub siedząc w okopach. Za te przeszłe 4 lata wojny, te męki, powinny jednego nauczyć, tem szyrokim masom ludu pracującego, że los ich bytu powinien się znacznie poprawić przez zrównanie warstw i ludu na całym świecie. Nawet szkoda czasu w tak ważnym czasie się bawić w sprawy narodowe. Przód wywalczyć rewolucję światową, skasowanie niesprawiedliwości społecznych, wprowadzić wolność, równość, braterstwo wśród ludów i gdy ta sprawiedliwość społeczna będzie przeprowadzona, to potym samo się rozumie, że i dziedzina kultury bedzie uwzględniona. Wtedy to będziemy się bawić w towarzystwa śpiewu, Sokoły, literackie itd.
Tak, taka to była wtedy moja mentalność i z takim to nastawieniem przybyłem na to posiedzenie. Nie śniło mi się o tym, że mógłbym się kiedyś oburzać lub wplątać w dybaty za Polską lub jakieś tam terytorialne sprawy. Byłem dotychczas przekonany że i tak jak Niemcy, tak Polska znikną jako państwa z granicami politycznymi, o cóż się zatem kłócić. Byłym po prostu przepojony takim poczuciem, które mi się jako sprawiedliwość zdawało, że uważałem istnienie państw z granicami, z całym w Europie, za coś bardzo niesprawiedliwego i coś, co miało jedynie w czasach dynastii absolutyzmu, feudalizmu prawo bytu. Ale kiedy bolszewicy cara sprzątli, austryjacki cysorz razem z Austryjom znikł z widowni, Wiluś razym z całom charom, z przeszło dwu tuzinami różnych możnych samowładców w postaci różnych królów mniejszych i książąt i książątek znikł jak kamfora za granicą, to przecież już nareszcie czas pomyśleć o reformach opartych doprowdy na sprawiedliwości.
A jednak myliłem sie i to bardzo. Wykazało się, że to było łudzenie się a nic innego. Wtedy, kiedy to Niemiec i potym Żyd choć Niemca udającego, lżyli naród polski, obrażali Polskę, wtedy to odyzwała się we mnie podświadomie w moich żyłach krew polska. Serce zaczyło szybciej bić z oburzenia. Coś niezrozumiałego mnie porywało i z trudym się opanowałem przed tym, aby nie zrobić chryję, awanturę i pod kark złapoł tych, co naród tyn obrażajom, do którego przecież i ja należym. Czy to ja coś gorszego od was, dranie? Przecież nas tu tyle Ślązaków, chyba się gdoś odważy i w dyskusji ich odprawi, to przecież tu obecni Ślązacy powinni wszyscy czuć to co ja, o tym byłem przekonany. A tu nic. Jedyn z tych obecnych po drugim zabiera głos i to trembi na tom samom nutę, że każda Polska to kraj szlachciców, to Saisonstat, to kraj zacofany i naród małowartościowy, sto lat zacofany, do którego nigdy się nie możemy przyznawać, i tak dalej szły te obelgi. Oglądam się po obecnych, no i ponieważ nikt się już do głosu nie głosi, można przystępować do głosowania; przewodniczący przekonany o tym, że potrzebna Niemcom rezolucja dla Paryża będzie jednogłośnie przyjęta - wedle której Spartakusbund kategorycznie protestuje przeciw przyłączeniu Śląska do Polski, [zabrał głos]. Jeszcze przewodniczący zdania nie skończył, głoszę się do słowa, którego mi też udzielił nic nie przypuszczając. Nie mógłbym ani dziś, ani nie mogłem nawet zaraz po tym posiedzeniu powtórzyć tego, co wtedy mówiłem. Wiem tylko tyle, że mówiłem z takim zapałem, takiemi argumentami rzucałem, że dużo z tych co już opuścili salę podczas referatów i podczas dyskusji, zatrzymując się w ubocznej restauracji, wróciło na salę z powrotem i podczas mego przemówiena spontanicznie mi przerywało oklaskami. Gdy skończyłym rozpoczęła się naturalnie dyskusja i to tak ożywiona, że zdawało się, że dopiero teraz zebranie się rozpoczyło, pomimo, że już trwało przeszło trzy godziny. Po początkowy konsternacji doszło w toku dyskusji do takich tumultów, że zebranie bez odgłosowania się nie rozeszło, ale po prostu rozleciało. Jeszcze parę razy w toku dyskusji zabierałem słowo i nie wiem skąd mi się te wszystkie argumenty brały. Nie mówił wtedy mój język i gardło pędzone mózgiem, nie te dreszcza, które mi nie przechodziły przy słuchaniu mów, szkalujących naród polski; wtedy się jakiś przewód wewnątrz tak przekształtował, że nie mózg, ale serce pędziło mój jezyk w obronie honoru Polaka. Jeżeli nie cud, to na pewno jakiś mystyczny proces się we mnie czynioł, który niewiadomy mi instynkt, nigdy mi nieznany, ale jadnak przez dziesiątki pokoleń w rodzie moich przodków się utrzymujący, przechował i w decydującym momencie się tak gwałtownie odezwał.
c.d.n.
oprac. Ryszard Kincel
Najnowsze komentarze