Drogi donikąd niepotrzebne są użytkownikom pól
Pola dojrzewające zbożami, kukurydzą i burakami na ponad 2500 ha urodzajnej ziemi na terenie czterech gmin powiatu, wyznaczają potęgę firmy Agromax, która dziś jest największym zakładem rolnym Raciborszczyzny. Liczący się w regionie przedsiębiorca pozostaje jednak samotny w poczuciu egzekwowania należnego mu prawa wobec starostwa oraz gmin, na terenie których rozciągają się jego uprawy.
Od kilku lat sen z oczu prezesa Bogusława Berki spędzają drogi transportu rolnego, zamieniane na dzikie wysypiska. – Najgorzej jest w gminie Rudnik. Tam dróg zarówno tych należących do powiatu, jak i do gminy, a prowadzących głównie do naszych dużych kompleksów pól już od dawna nie możemy użytkować, bo są zasypywane różnymi odpadami. Od kilku kadencji obiecuje się nam ich naprawę i dziś wmawianie mi, że na pewno problem zostanie rozwiązany ze środków budżetowych w następnym roku jest zwyczajną bezczelnością. To tak, jakby komuś odciąć dojazd do domu i nieustannie zapewniać, że może kiedyś znów się go zrobi – oburza się na wieloletnie obietnice bez pokrycia prezes Berka.
Nie przekonują go też zapewnienia, że polne drogi dojazdowe gmina Rudnik zamierza wykonać w ramach systemu scaleń gruntów rolnych. Ze środków tych na remont swoich dróg polnych sukcesywnie i ze świetnymi rezultatami korzystają Pietrowice Wielkie. Prezes Berka zastanawia się na co więc czeka włodarz Rudnika, skoro już od dawna istnieją możliwości pozyskania na ten cel funduszy. – Problem narasta, bo drogi zasypywane są od wielu lat, dlaczego więc tak długo zwleka się z pozyskaniem pieniędzy na przywrócenie ich przejezdności? Natomiast użytkownicy tych dróg w zastępstwie korzystają z naszych pól, niszcząc uprawy. A jeśli gmina na remont tych stale powiększających się „drogowych” wysypisk nie zdobędzie potrzebnych pieniędzy? – głośno myśli szef Agromaxu.
Przykładem niegospodarności gminy prowadzonej na polach jest droga, która kwalifikuje się do likwidacji, ale nie można tego uczynić, ponieważ ktoś nie przeszkodził, a może nawet zezwolił mieszkańcom i rolnikom wywozić na nią gruz. To właśnie zalegające tam porozbiórkowe pozostałości nie pozwalają na odpowiednią rekultywację terenu po drodze, po to by mogła stać się integralną częścią pola.
Prezes Berka podejrzewa, że odpady na drogi polne nie są wywożone w świetle prawa regulowanego ustawą o składowaniu odpadów. Nielegalne zaś wysypywanie odpadów na drogi, z których korzysta przecież nie tylko jego firma, ale i miejscowi rolnicy, uczy innych nieporządku. – Te same władze gminy, które mają obowiązek dbać o czystość i piętnować ludzi, którzy jej nie zachowują, z drugiej strony dają niedobry wzór do naśladowania, wywożąc odpady i tworząc dzikie wysypiska – oburza się prezes. Nie rozumie też dlaczego milczące przyzwolenie na wywożenie odpadów na swoje drogi polne daje powiat. A to wszystko dzieje się na dużym areale, w olbrzymim bałaganie, który trwa, bo poprzeplatanych ze sobą dróg powiatowych i gminnych nikt nie chce uporządkować – dodaje.
Dobry wujek czeka w kolejce
– Czuję, że stoję ostatni w kolejce do rozwiązania problemu dróg transportu rolnego. Gmina zawsze najpierw dba o swoich rolników indywidualnych, a to co ewentualnie pozostanie ze środków budżetowych na infrastrukturę rolną może dopiero trafić np. na drogi, które używa Agromax. W takich warunkach nie da się gospodarować – ubolewa prezes Berka.
Nie wypominając, przypomina że to do niego w pierwszej kolejności zwracają się samorządy o wsparcie finansowe. – Przeznaczamy dla gmin całkiem spore pieniądze wspomagając nieprzerwanie miejscowe przedszkola, szkoły, LKS-y, OSP, parafie. Mam czyste sumienie, ofiarując dziesiątki tysięcy złotych w skali roku, ale chyba mam też prawo oczekiwać, że będzie się naszą firmę traktować na równi z rolnikami indywidualnymi – mówi prezes Berka podejrzewając, że to właśnie w nich włodarze gmin upatrują ważny elektorat wyborczy.
– Jeśli pomagamy lokalnym instytucjom, jednocześnie płacąc do gminy ogromne podatki rolne, to przecież tak samo, jak rolnik indywidualny, mamy prawo żądać przejezdnych dróg dojazdowych do własnych i dzierżawionych pól – upewnia się szef Agromaxu.
Drogowa ciuciubabka
Obietnice i odkładanie remontów drogowych na później zwykle ucinają kadencyjne zmiany na stanowiskach gospodarzy gmin. Tak zdarzyło się na przykład w gminie Krzanowice.
Przed czterema laty drogę transportu rolnego z Wojnowic do Raciborza przekwalifikowano na ścieżkę dla rowerzystów. Dziś nie może być użytkowana przez rolników, a w szczególności przez Agromax pomimo, że po obu jej stronach rozciągają się pola tej firmy. Powód: droga nie została technologicznie przygotowana pod sprzęt rolniczy i pod jego ciężarem w krótkim czasie zostałaby zniszczona. Faktycznie wybudowana ze środków unijnych ścieżka – ze względu na bezpieczeństwo – nie spełnia też swej funkcji w stosunku do innych, mniejszych użytkowników. Droga została bowiem w połowie wyasfaltowana, a w części nawierzchnię pozostawiono z kruszywa. Rowerzyści jadą więc jednym pasem w dwóch kierunkach, i trudno poruszać się innymi pojazdami wielośladowymi na drodze dwukierunkowej, jeśli z naprzeciwka nadjedzie rower. Pomimo zapewnień, droga nie została dotychczas przywrócona dla transportu rolnego, dlatego ciągniki i sprzęt rolniczy muszą nadkładać dodatkowo dwa kilometry na dojazd do pól. – Nikt nas nie zapytał, jako właściciela i dzierżawcę ziemi, czy można zlikwidować drogę transportu rolnego. Co więcej zapewniano nas podczas remontu drogi, że nie zmieni ona swego przeznaczenia. Po naszych interwencjach zdejmowano i wieszano znaki, po to by drogę pozostawić dla wszystkich pojazdów. Paradoksalnie nie możemy na nią wjechać, bo pomyślana jest tylko dla lżejszych pojazdów i to na nas spoczęłaby naprawa poczynionych zniszczeń – czuje się oszukany prezes Berka, który nie widzi innego rozwiązania, jak przywrócenie drogi do stanu, w którym służyła wszystkim.
Na wiosnę, pomimo ograniczoności środków, przywrócić drogę dla transportu rolnego obiecał burmistrz minionej kadencji Manfred Abrahamczyk. Nowy burmistrz wyjaśnia, że to wina poprzednika. Kiedy następuje gorący okres prac polowych, nie wystarczają tłumaczenia kto zawinił – mówi prezes Berka.
Wiadukt, który dzieli zamiast łączyć
Kolejny objazd, tym razem dłuższy, bo 10-kilometrowy czeka rolników oraz Agromax, jeśli nie chcą płacić mandatów w Wojnowicach. Ograniczeniem jest tam wiadukt o nośności do 15 t, położony w ciągu drogi powiatowej, strategicznej dla transportu rolnego. – Aby mógł poruszać się po nim ciężki sprzęt rolniczy nośność wiaduktu powinna wynosić 50 t. Inaczej istnieje ryzyko katastrofy budowlanej, bo wiadukt nie jest już w najlepszym stanie – tłumaczy prezes Berka.
Przejazd przez wojnowicki wiadukt do Bojanowa, to dla Agromaxu zaledwie 3 km. Objazd przez Racibórz oznacza nie tylko wielokrotne nadłożenie drogi, ale również zakorkowane ulice oraz dodatkowe zagrożenia, jakie powoduje ciężki ponadgabarytowy sprzęt rolniczy w ruchu miejskim. – Remont wiaduktu jest zadaniem powiatu. Starosta powinien porozumieć się z koleją – tłumaczy prezes Berka, zaniepokojony, że od dwóch lat nie pojawiło się żadne rozwiązanie, a problem powraca przed każdą akcją żniwną. Sam widzi dwie możliwości: likwidację wiaduktu na rzecz drogi lub ustawienie lekkiej konstrukcji, której nośność sprostałaby rolniczym potrzebom.
– Nie pozostajemy obojętni na problemy dróg w gminach – prezes Berka pokazuje piękną schetynówkę Modzurów – Pawłów, w budowie której Agromax partycypował kwotą 7 tys. zł. – Ostatnio oddaliśmy do użytku dwa nowe przepusty przy drodze Miedonia – Brzeźnica. Wcześniej gmina za naszą zgodą na części pola wybudowała drogę dojazdową do Brzeźnicy. Tym samym jednak duże pole w Brzeźnicy utraciło dotychczasowy wyjazd. Przy remoncie drogi powiatowej zwróciłem się do powiatu, aby w zamian (po latach) wykonać nowe przepusty, czyli wyjazdy z pól. W odpowiedzi usłyszałem, że musimy sami pokryć ich koszty. Przygotowaliśmy więc dokumentację i wykonaliśmy dwa wjazdy o wartości 18 tys. zł. Obecnie przekażemy je nieodpłatnie na mienie powiatu – okazuje wolę współpracy prezes Agromaxu.
Pomimo ogarniającej go bezradności ciągle nie rezygnuje z podejmowania inicjatyw. – Przed około miesiącem doprowadziłem do spotkania z udziałem starosty i wójta gminy Rudnik, gdyż problem nieprzejezdności zasypywanych gruzem dróg narasta i trzeba go ukrócić. Myślę, że rozmowy nie miały charakteru wyłącznie towarzysko-służbowego, ale wręcz odwrotnie – nie traci nadziei prezes Bogusław Berka.
(ewa)
Droga użytku rolnego jest, Agromax nią nie jeździ
Pomimo, że zdaniem prezesa Berki nie spełnia wymogów dla dużego sprzętu rolniczego, w opinii burmistrza Krzanowic Andrzeja Strzedulli ścieżka rowerowa jest również drogą transportu rolnego. Nie potrafi wyjaśnić, co kierowało poprzednikiem, który zdecydował, że część tej ścieżki wykonana została w asfalcie, a część szutrowa, spełniająca rolę drogi gruntowej dla transportu rolniczego. Szczególnie, że dziś duży gabarytowo sprzęt rolniczy na tym fragmencie drogi się nie mieści. Inwestycja była współfinansowana ze środków Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich w 2011 r., a ponieważ objęta jest siedmioletnim okresem trwałości projektu, nawet gdyby znalazły się pieniądze w gminie na przebudowę, nic w jej konstrukcji nie można zmienić. Inaczej gmina zmuszona byłaby oddać dotację przeznaczoną na to zadanie.
Jak wyjaśnia kierownik referatu komunalnego Andrzej Jelonek już w 2000 r. droga ta funkcjonowała jako ścieżka rowerowa, z Raciborza do Strachowic. Ponieważ była nieutwardzona, po kilku latach użytkowania stała się wyboista. Przygotowano więc nowy projekt ścieżki rowerowej dofinansowanej z PROW, w obecnym asfaltowo-szutrowym kształcie.
– Nigdy nie było przeciwwskazań, żeby Agromax nie mógł z niej korzystać, nigdy nie staraliśmy się ograniczyć tam ruchu transportu rolniczego. Pan Berka naciskał, aby część niezaasfaltowaną pokryć dywanikiem asfaltowym. Musielibyśmy to jednak zrobić z własnych środków, których na ten cel nieposiadamy. Nigdy nie było też mowy, żeby użytkownik, który korzysta z tej drogi w normalnych warunkach został obciążony za zniszczenia. Prosiliśmy jedynie, żeby ograniczyć przejazdy w okresie mokrej jesieni, czy wiosennych roztopów. Pan Berka odpisał, że dla nich każda pora roku i pogoda jest dobra do jeżdżenia – mówi Andrzej Jelonek.
– Od powstania ścieżki rowerowej sprzęt Agromaxu tam nie jeździ. Pan prezes zabronił pracownikom z niej korzystać, żeby jej nie zniszczyć. I nie dlatego, że zakazaliśmy, ale również ze względu na problem mijania się z rowerzystami – dodaje pan Jelonek.
– Prezes Berka oczekuje, że droga zostanie zrobiona na nowo. Nie mamy na to środków finansowych, a nawet jeśli znalazłyby się nie byłoby to zadanie priorytetowe. Na przykład ul. Ogrodowa w Wojnowicach jest nieutwardzona. Jeśli zrobimy tę drogę, to jeździć będzie po niej również Agromax, ponieważ posiada w pobliżu cały kompleks pól – dodaje burmistrz Strzedulla.
Rozważa też możliwość skorzystania z funduszy na scalanie gruntów, widząc w tym możliwość remontu dróg użytku rolnego. – Dotychczas udało się nam uzyskać zgodę właścicieli posiadających co najmniej 50 proc. gruntów rolnych w miejscowościach Pietraszyn i Wojnowice. Stamtąd dwa wnioski złożone do starostwa trafią do marszałka województwa. Agromax jednak nie wyraził swej zgody i do scalania nie przystąpił – przyznaje włodarz Krzanowic.
Europejski standard dojazdów do pól
– Nie wiem, czy znajdziemy rolnika lub inną firmę rolniczą na Śląsku, która ma tak komfortowy dojazd do swoich pól. Agromax do każdego kompleksu rolnego, poza jednym wyjątkiem, gdzie brakuje ok. 50 m asfaltu, ma dojazd drogą asfaltową: gminną, powiatową lub krajową – zapewnia wójt gminy Rudnik Alojzy Pieruszka, przyrównując warunki dojazdowe do niemieckich i holenderskich. Podkreśla też, że na drogach gminy nie ma żadnych ograniczeń dla sprzętu rolniczego, chociaż mieszkańcy niejednokrotnie o to postulują. – Rozumiemy, że rolnicy muszą dojechać do swych pól i zebrać plony – dodaje. Jako przykład wójt wymienia kompleks pól Agromaxu pomiędzy Brzeźnicą a Rudnikiem, do którego z jednej strony jest dojazd drogą powiatowa, z drugiej asfaltową drogą gminną, a z trzeciej wjazd na pole z drogi krajowej. Podobnie jest w Czerwięcicach – z jednej strony pól jest droga krajowa, z drugiej asfaltowa droga powiatowa, a od strony Ponięcic również droga asfaltowa. Pola Agromaxu w okolicach Strzybnika natomiast z trzech stron otoczone są drogami asfaltowymi. Wykonaliśmy dla mieszkańców prawie 700 – 800 m drogi asfaltowej w kierunku na Strzybniczek, po obu stronach tej drogi są pola Agromaxu. Wyremontowana zostanie też droga powiatowa w Szonowicach – wójt Alojzy Pieruszka zapewnia, że firma posiada naprawdę europejski standard dojazdów do pól.
Nie ukrywa, że w gminie jest wielu rolników indywidualnych, którzy mają pola przy drogach asfaltowych lub utwardzonych przez gminę, ale też muszą korzystać dróg położonych na uboczu, które zwłaszcza w czasie opadów stają się błotniste i trudno przejezdne. Wójt ubolewa, że prezes Berka nie widzi tego co ma, a dostrzega to, co w niewielkim procencie pozostało do zrobienia. – Musimy patrzeć również na indywidualnych rolników, gdyż często na ich drogach potrzeby remontowe są dużo większe – tłumaczy włodarz Rudnika.
W typowo rolniczej gminie dróg transportu rolnego jest ok. 140 km, z tego jedna trzecia, to drogi nie będące jej własnością. – Drogi zarówno powiatowe, jak i nasze są w większości utwardzone. Stan ich jest oczywiście różny, to co zostało wykonane przed ok. 20-laty często wymaga remontu. Dużo dróg ma charakter typowo wewnętrzny i przy obecnym sposobie uprawy pól przez rolników indywidualnych oraz Agromaxu są zaorywane. Potrzebnych i najbardziej eksploatowanych przez rolników jest więc ok. 40-50 km dróg, część z nich jest wyasfaltowana, a część utwardzona.
– Wiemy, że te drogi są bardzo ważne dla rolników, muszą dojechać na pole, by zebrać plony, wykonywać prace polowe. Prace prowadzi się więc w pierwszej kolejności na tych drogach, które są najczęściej używane – mówi wójt.
Tłumaczył problem znajdującego się na jednej z dróg gminnych gruzu, który zgodnie – jak przyznał – z oczekiwaniami Agromaxu, służył do zasypania głębokiego na 3 m wąwozu. Droga w tamtym miejscu była zbyt wąska, aby mógł nią przejechać nawet ciągnik, a więc bez likwidacji wąwozu, nie byłaby przydatna do użytku. – Droga stała się szersza i bardziej dopasowana do sprzętu rolnego. Teraz ze środków pozyskanych na scalanie można by ją uporządkować – planuje wójt Pieruszka.
Rudnik jest kolejną gmina na Raciborszczyźnie, która zamierza skorzystać z funduszy na scalanie gruntów. Warunek: właściciele co 50 proc. gruntów rolnych danej miejscowości muszą wyrazić zgodę na to. Gminie udało się uzyskać takie przyzwolenie od rolników z trzech miejscowości, a także z Agencji Nieruchomości Rolnych w Opolu, do której należy części ziemi firmy Agromax. Odpowiednie wnioski trafiły do starostwa. Decyzja o tym, kto w pierwszej kolejności otrzyma pieniądze, zapadnie jednak w Urzędzie Marszałkowskim.
Fundusz na scalanie poprawi jakość dróg polnych
Część dróg transportu rolnego należących do powiatu raciborskiego może zostać wykonanych z funduszu scalania gruntów. Przykładem, co podkreśla raciborski starosta Ryszard Winiarski jest gros dróg już zrobionych w ostatnich latach w gminie Pietrowice Wielkie.
Kolejna gmina, która przymierza się do procesu scalania to Rudnik. Lada dzień powinien trafić do starostwa wniosek z Agencji Nieruchomości Rolnej w Opolu, ponieważ większość gruntów rolnych Agromaxu, to grunty agencyjne. – Wniosek z agencji najpierw musi otrzymać gmina, później przesyłany jest do nas. Dokumentacja zostanie następnie przekazana do Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach, który dysponuje pieniądzmi na scalanie – tłumaczy starosta Ryszard Winiarski zasady pozyskiwania finansów m.in. na drogi transportu rolnego. Ma nadzieję że uwzględniony zostanie wniosek powiatu raciborskiego. – Wszystko zależy od tego, kto pierwszy złoży dokumenty. Dotychczas, poza Raciborzem i Częstochową niewiele powiatów zabiegało o takie środki finansowe, a dzisiaj już większość gmin przystępuje do scalania, widząc w tym korzyści – dodaje starosta.
Włodarz powiatu zapewnia, że drogi o remont których zabiega prezes Agromaxu Bogusław Berka na pewno zakwalifikowane zostaną do realizacji w procesie scalania, oczywiście pod warunkiem, że powiat raciborski otrzyma na te prace pieniądze.
Starosta nie zapomniał też o suchych topolach stojących przy powiatowej drodze użytku rolnego w Rudniku, z której korzysta Agromax. – Moje służby już działają. Ponieważ teren należy do Skarbu Państwa wystąpiliśmy do wojewody o środki na ich wycinkę. Jeśli nie uzyskamy potrzebnych pieniędzy od państwa, ale zgodę na usunięcie suchych drzew, to skorzystamy z pomocy prezesa Berki, którego firma może je wyciąć. Myślę, że z tym problemem uporamy się do jesieni – zapewnia starosta.
Zmierzył się też z zastrzeżeniami prezesa Berki, co do składowania odpadów poremontowych na drogach użytku rolnego prowadzących do pól Agromaxu. – Poprzedni starosta na pewno nie wiedział o wysypywanym na drogi powiatowe gruzie, nikt mu tego nie zgłosił. W poprzedniej kadencji, będąc w komisji rolnictwa, zostałem zaproszony przez pana Berkę na ul. Gamowską (droga od szpitala w kierunku Gamowa). Gmina część znajdujących się tam chaszczy pousuwała i uporządkowała teren usuwając dzikie wysypisko. Pan prezes wspomniał też o drodze zasypywanej gruzem. My już wiemy, że jest tam gruz i czekamy na krok wójta, który z kolei czeka na pieniądze na scalanie gruntów – tłumaczy gospodarz powiatu.
Starosta Ryszard Winiarski zna też problem, jaki stwarza most w Wojnowicach. Wie, że jego stan techniczny jest tak zły, że dobrze, że mogą przejeżdżać przezeń chociaż pojazdy do 15 t. Ponieważ pod mostem znajdują się fragmenty torów po linii kolejowej Racibórz – Krzanowice, poprzedni starosta zwrócił się do kolei, która – jak się okazuje – zamierza uruchomić tam ponownie przejazdy. – Jesteśmy po nowym rozdaniu PROW, kolejarze otrzymali pieniądze na rozbudowę kolei, jednak nie na odcinek Racibórz – Krzanowice. Skoro prezydent Raciborza poinformowany został, że odcinek kolejowy Markowice – Olza będzie nieczynny, podobnie jak część odcinka w Suminie, to być może i ten fragment przeznaczony zostanie do likwidacji – ma nadzieję Ryszard Winiarski. Rozwiązałoby to problem mostu, gdyż wystarczyłoby zrobić tam nasyp, wzmocnić drogę oraz położyć asfalt. Na taką inwestycje może udałoby się w ciągu roku lub dwóch zdobyć potrzebne pieniądze – uważa. Na stworzenie nowej lekkiej konstrukcji mostu, której koszt sięga ok. 5 mln zł powiatu nie stać. – Myślę, że decyzję kolei będę znał do dwóch miesięcy. Jeśli odpowiedź kolejarzy będzie negatywna i linia zostania uruchomiona, wówczas nie będziemy w stanie odbudować mostu – dodaje.
Najnowsze komentarze