Duchowość w roli głównej Wspomnienie o Józefie Sowadzie
Gorzycki plastyk i poeta Józef Sowada był artystą nietuzinkowym. Jego niedługie lecz artystycznie płodne życie przypominało pod wieloma względami biografie legendarnych twórców z przełomu XIX i XX wieku. Nie brakowało w nim burzliwych, zbuntowanych lat młodzieńczych, artystycznych ekscesów ani głębokiej koncentracji na swej twórczości. Duchowo ukierunkowany Sowada stał się wizjonerem, na jednym ze swoich metafizycznych obrazów udało mu się zapisać prawdę o swoim życiu i śmierci.
GORZYCE Talent artystyczny Józefa Sowady przejawiał się od lat najmłodszych i to w różnych dziedzinach. Jako chłopiec spędzał większość czasu na malowaniu, poza tym pisał wiersze, później nauczył się grać też na pianinie. „Józef był po prostu inny. Kiedy byliśmy nastolatkami, ojciec wysyłał nas zawsze w czasie wakacji do swego warsztatu wulkanizacyjnego. Mieliśmy mu tam pomagać i w ten sposób opanować swój przyszły zawód. Józef zamiast pracować, rysował tam kredą po dętkach i oponach. Już wtedy malowaniem dosłownie żył” – wspomina brat malarza.
Wśród wrocławskiej bohemy
W latach licealnych zaczął Sowada pogłębiać swe umiejętności w Ognisku Plastycznym Konarzewskich w Rydułtowach. Tam nauczył się właściwej teorii szkicowania i perspektywy, ale też pracy z farbami. Po maturze zgłosił się na Akademię Sztuk Pięknych we Wrocławiu, gdzie studiował na Wydziale Ceramiki i Szkła. W czasie tych pięciu lat, miał przyszły malarz okazję poczuć smak wielkiego, tętniącego życiem miasta, poznać przepiękne dolnośląskie zabytki i życie wrocławskiej artystycznej bohemy. Przyjaciel Sowady z lat studiów, Krzysztof Rusnarczyk, wspomina ciepło ten okres: „Mieliśmy wtedy po dwadzieścia lat, oderwani od troskliwości i ciepła domowych pieleszy, z wyniesionym bagażem moralnych i religijnych wartości, pełni pokory i respektu, ale i zbuntowani z nieokiełznaną potrzebą wykrzyczenia siebie, swoich pragnień, nadziei i lęków, zalegających mroczne jaźnie”. Sowada Wrocław pokochał, lecz coś w głębi duszy ciągnęło go z powrotem w rodzinne strony. Dlatego zaraz po studiach wrócił do Gorzyc.
Z powrotem w Gorzycach
„Józef był z natury introwertykiem, kotem chodzącym własnymi drogami. Z nikim za bardzo się nie spotykał, nie lubił też daremnego gadulstwa” – twierdzi rodzina artysty. W Gorzycach Sowada uważany był za dziwaka, bowiem nie chodził codziennie do pracy, tylko sobie w domu nieustannie coś „bazgrał”.
Zaraz po powrocie, w rodzinnej wsi, zajął się Sowada kształtowaniem swego osobistego stylu malarskiego. Najpierw skupiał się na malarstwie realistycznym, malował pejzaże gorzyckiego kopca czy czyżowickich lasów, portrety, a także martwe natury. Niedługo potem jego twórczość zaczęła jednak powoli gubić kształty rzeczywistości.
Sowada poświęcił sztuce praktycznie całe swoje życie. Oficjalnie zatrudniony był tylko raz, w wodzisławskim Liceum Ogólnokształcącym, gdzie przez dwa lata nauczał wychowania plastycznego. Jego uczniowie go uwielbiali. „Nigdy nie sprawdzał obecności, a mimo to frekwencja była zawsze 100%, czasami nawet ponad 100%, ponieważ przychodzili na te zajęcia także uczniowie z innych klas. Każda lekcja Józefa była jedną burzliwą dyskusją na temat sztuki i filozofii” − wspomina jego była uczennica Marzanna Rzyczniok.
Ważny dla twórczości Sowady stał się rok 1985, właśnie wtedy zdecydował się on odejść od rejestracji subiektywnych przeżyć i rozpocząć – jak sam mówił − konsekwentną pracę nad zapisem prawd uniwersalnych. W tym też roku zaczęły powstawać pierwsze jego obrazy z nieodłącznym później motywem łuku.
„Za zasłoną świata rzeczy”
Józefowi Sowadzie udało się stworzyć własny, oryginalny styl malarstwa bliski abstrakcjonizmowi. Miał być on odpowiedzią na to, co ukrywa się za „za efektowną, choć złudną zasłoną świata rzeczy”. Marek Grzebyk, artysta i terapeuta w Warsztacie Terapii Zajęciowej w Gorzycach, opisuje dojrzałe malarstwo Sowady następująco: „Sztuka tego malarza nie zaskakuje widza wybujałością form, ani przepychem barw. Twórca operował środkami wyrazu raczej oszczędnie. Więcej w nim było z buddyjskiego mędrca, który waży każde słowo, niż z malarza epatującego odbiorcę szokującą brawurą w doborze barw, czy form kompozycyjnych. Ulubiona przez artystę (...) forma łuku zestawiona z tłem pełnym linii amorficznych, jak też rejestr stosowanych kolorów (fiolet, indygo, granat, szary) bardzo jasno sugeruje wręcz medytatywny i kontemplacyjny wymiar tej sztuki”.
Wodzisławska artystka–malarka Grażyna Zarzecka dobrze pamięta wewnętrzne zmagania swego gorzyckiego kolegi: „Józef początkowo zafascynowany był realistyczną sztuką niemieckiego renesansowego malarza Albrechta Dürera. Wkrótce jednak zaczął szukać innej formy wyrazu. Stąd abstrakcja. Abstrakcja ta miała jednak korzenie w obserwacji natury. Dla jego dojrzałej twórczości charakterystyczne były płasko malowane przestrzenie. Pierwszy plan obrazu na początku wydaje się najważniejszy, ale to nie on gra główną rolę” – opowiada Zarzecka. „Józef bardzo łaknął aprobaty, poklasku, chciał wejść w „wielki świat”, ale uznał, że ten świat jest zdegenerowany, stąd prawdopodobnie jego załamanie i nałóg. Dlatego w swej twórczości postanowił wyjść z „pierwszego planu” i ulecieć poza ramy cielesności, przenieść się w nieskazitelną przestrzeń, gdzie spokój i idealizm” – uzupełnia artystka.
Na krawędzi
Ostatnie lata życia gorzyckiego plastyka naznaczone były mistycyzmem, ale także słabością do alkoholu. Sowada w owym czasie poruszał się dosłownie na krawędzi, między metafizyką i swego rodzaju delirium. Twórca przez całe swe życie wierzył w istnienie wymiarów metafizycznych, których wycinki starał się pokazywać na swych obrazach. Poprzez swoją twórczość chciał tych wymiarów dotknąć. W swoich geometryczno–symbolistycznych kompozycjach poszukiwał odpowiedzi na podstawowe pytania dotyczące życia i śmierci. I wygląda na to, iż mu się w końcu udało... W 1995 roku namalował swój proroczy dyptyk zatytułowany „Wariacje na temat krzyża”, w którym przewidział dokładne lata swego życia. Dziwnym zbiegiem okoliczności jest także fakt, iż jego ostatni obraz z nieoficjalnym tytułem „Testament” przypomina słabnący kardiogram.
Józef Sowada zmarł w kwietniu 1997 r. w wieku 41 lat w wodzisławskim szpitalu, pochowany został na cmentarzu w rodzinnych Gorzycach.
Twórczość nadal przemawia
Od śmierci malarza minęły w tym roku dokładnie 22 lata. Dzięki staraniom rodziny i bliskich jego obrazy trafiają znowu na ściany galerii. W ciągu zeszłego roku zorganizowano trzy wystawy prac Sowady − w Rybniku, Gorzycach a także w podbeskidzkiej Zawoi. W przyszłym roku dotrą zaś jego kompozycje do Galerii BWA w Bielsku–Białej. Poza tym, ma się w tym roku ukazać pierwsza biografia tego wybitnego twórcy i myśliciela. Będzie ona pierwszym szczegółowym studium jego dorobku i osobowości. W publikacji zostaną po raz pierwszy opublikowane także wszystkie utwory i szkice literackie Sowady – wiersze, aforyzmy i eseje, stanowiące teoretyczne źródło jego poruszającej twórczości plastycznej. Petr Ligocky
Trzy pytania do autora biografii Józefa Sowady
– Skąd u Pana zainteresowanie Józefem Sowadą?
– O artyście Józefie Sowadzie dowiedziałem się przez przypadek od swojej mamy, która pochodzi z Gorzyczek.
– Co jest wyjątkowego w tym artyście?
– Kiedy po raz pierwszy ujrzałem jego obrazy, zafascynowała mnie precyzja ich wykonania oraz ich forma, pełna rozmaitych eksperymentów. Dziś porusza mnie natomiast bardziej głębia tych prac, to ona sugeruje, iż Sowada widział naprawdę dalej niż inni.
– Kiedy można spodziewać się wspomnianej książki biograficznej?
– Pierwsza biografia gorzyckiego artysty powinna się ukazać w drugiej połowie tego roku. Rozmawiał Artur Marcisz
Petr Ligocky – rocznik 1990, polonista i doktorant Uniwersytetu Ostrawskiego. Zajmuje się twórczością polskich poetów wyklętych. Tłumaczy na czeski współczesną polską poezję. Od 2016 r. jest redaktorem ostrawskiego wydawnictwa Protimluv. Pisze wiersze i opowiadania. Publikował w różnego rodzaju kulturalno–literackich czasopismach. Mieszka w Bohuminie.
Najnowsze komentarze