Czwartek, 16 maja 2024

imieniny: Andrzeja, Jędrzeja, Adama

RSS

Wyskoczył z tapczanu po olimpijskie medale

24.07.2018 00:00 red.

W sporcie zdobył wszystko, co było do wygrania. Zdobywając kolejno złote medale na mistrzostwach świata, Europy i igrzyskach olimpijskich. W czasie swojej ponad 20-letniej kariery dostarczył kibicom w Polsce wielu wzruszeń oraz łez radości. Przedstawiamy sylwetkę Leszka Blanika, kolejnego giganta – tym razem w dziedzinie sportu – związanego z Ziemią Wodzisławską.

RADLIN Gimnastyka sportowa jest połączeniem siły, gibkości, zręczności, nie pomijając koordynacji ruchowej, wytrwałości i determinacji w dążeniu do celu. Jest również jedną z najpopularniejszych i najbardziej widowiskowych dyscyplin olimpijskich. Ze względu na swoją specyfikę znajduje się także w czołówce najtrudniejszych i najbardziej wymagających sportów. I choć w Polsce nie należy do popularnych dyscyplin, to ma swoją ikonę. Jest nią radlinianin Leszek Blanik.

Salto na tapczanie

Leszek Blanik urodził się 1 marca 1977 r. w Wodzisławiu Śl. Jest najmłodszym dzieckiem Haliny i Ludwika, małżeństwa z Radlina. Ma dwójkę starszego rodzeństwa, siostrę Mirelę i brata Dariusza. Wychował się w domu, w którym królował sport. Zakochany w boksie i piłce nożnej tata zaszczepił w nim sportową żyłkę. – Odkąd pamiętam, z bratem amatorsko uprawialiśmy chyba każdą dyscyplinę. Kiedy był czas zawodów w zapasy, my również takie pojedynki organizowaliśmy. Jak były mistrzostwa w siatkówkę, to mimo że mieliśmy w domu tylko piłkę do piłki ręcznej, to i tak graliśmy. Kiedy zawodowcy grali w hokeja na lodzie, my graliśmy na trawie. Organizowaliśmy nawet mundial – wspomina młodzieńcze lata Leszek.

Gimnastykę zaczął uprawiać w wieku 9 lat, jak sam mówi przez przypadek. – Któregoś dnia w domu na tapczanie skoczyłem salto i... tak się wszystko zaczęło. Gdy tata zobaczył mój wyczyn, to od razu zaprowadził mnie na salę gimnastyczną Klubu Gimnastycznego Radlin – opowiada o początkach swojej gimnastycznej kariery Leszek Blanik. Ale o wyborze jego drogi życiowej nie przesądziło tylko zrządzenie losu, ale również odpowiednie predyspozycje. Po pierwsze była to budowa ciała. – Zawsze byłem stosunkowo niskim, ale mocnym fizycznie chłopcem, niezwykle przy tym sprawnym – mówi Leszek. Po drugie, choć trafił do klubu o kilka lat za późno (nabór przyszłych zawodowych sportowców odbywa się w wieku około 6 lat), to dość szybko robił postępy i stał się obiecującym młodym zawodnikiem. – Trenerzy byli zachwyceni, bo bez trudu potrafiłem wykonywać wszystkie zadawane ćwiczenia, niczego się nie bałem – wspomina sportowiec. Po trzecie mieszkał w Radlinie, w mieście którego związki z gimnastyką są bardzo silne. Klub Gimnastyczny Radlin w swojej prawie 100-letniej historii wychował trzynastu olimpijczyków, stając się jednym z najbardziej zasłużonych klubów dla sportu polskiego.

Pomorze nowym domem

O Leszku zrobiło się głośno, kiedy w maju 1994 r. zdobył na mistrzostwach Polski w gimnastyce sportowej siedem medali, w tym pięć złotych. Miał wtedy 17 lat. Wówczas stało się jasne, że młodziutki zawodnik Klubu Gimnastycznego Radlin będzie gwiazdą. Wiadomo było również, że jeśli dalej będzie się chciał rozwijać, będzie musiał opuścić rodzinną miejscowość. Z Radlina wyjechał po maturze w 1996 r., kończąc edukację w Zespole Szkół Technicznych w Wodzisławiu Śl. na kierunku mechanik samochodowy. – Za sprawą Ministerstwa Sportu wraz z innymi sportowcami zostałem skoszarowany w Gdańsku. Tam rozpocząłem treningi. Wtedy wyjazd tak daleko od domu nie należał do łatwych. Wielokrotnie odzywała się we mnie tęsknota za rodzicami, rodzinnymi stronami. Ale Gdańsk dawał mi możliwości, jakich Radlin nigdy by mi nie zaoferował – mówi Leszek. To właśnie Gdańsk otworzył młodemu sportowcowi furtkę do światowej areny gimnastycznej. Wówczas również zmienił barwy klubowe. Od 1998 r. przestał być zawodnikiem Klubu Gimnastycznego Radlin, a został AZS AWFiS Gdańsk.

Na pomorzu wschodząca gwiazda polskiej gimnastyki podjęła również studia. Na Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku Blanik otrzymał tytuł magistra. Jego temat pracy magisterskiej brzmiał „Wpływ obciążeń treningowych w mikrocyklu bazowym na właściwości i strukturę reakcji zmęczenia u młodocianych gimnastyków”.

Wymarzony medal

Leszek Blanik w swojej kolekcji ma wiele medali w konkurencji skok przez stół gimnastyczny. Jest trzykrotnym medalistą mistrzostw świata. Złoto wywalczył w Stuttgarcie w 2007 r. Natomiast dwa srebrne medale zdobył kolejno w 2002 r. w węgierskim Debreczynie oraz w 2005 r. w australijskim Melbourne. Gimnastyk z Radlina jest również trzykrotnym medalistą mistrzostw Europy. Złoty medal wywalczył w Lozannie w 2008 r. Z kolei srebro zdobył w Sankt Petersburgu w 1998 r., a brązowy medal w Lublanie w 2004 r. Medale mistrzostw Świata i Europy zostały okraszone tryumfami olimpijskim i, dzięki którym Blanik trwale zapisał się w sportowej wyobraźni Polaków. – Jako młody sportowiec marzeniem był dla mnie sam wyjazd na igrzyska. Później nie tylko chciałem tam być, ale dążyłem, by swoje starty zakończyć w pierwszej ósemce. Kiedy wchodziłem już do finałów, to miałem tylko jeden cel, zdobyć medal – mówi Blanik. Marzenie zrealizował w 2000 r., kiedy igrzyska olimpijskie odbywały się w Sydney. Wówczas Blanik wyskakał brązowy medal.

Grecka tragedia

Po zdobyciu brązowego medalu na igrzyskach olimpijskich w Sydney, wiązano wielkie nadzieje ze startem Blanika na następnych igrzyskach. Tymczasem sportowiec do Aten w 2004 r. w ogóle nie pojechał. Jak wspomina, miał wielkie marzenia, by zostać mistrzem olimpijskim i wziąć udział w igrzyskach. Jednak wówczas obowiązywały inne zasady kwalifikacji sportowców, które faworyzowały zawodników wszechstronnych. – Do Aten nie pojechałem, bo po prostu nie zdobyłem kwalifikacji na mistrzostwach świata. To była moja największa porażka w całej karierze. Ale nauczyła mnie pokory, pozwoliła nabrać dystansu i w końcu wyzwoliła dodatkową mobilizację i sportową złość – wspomina Leszek. Co przyniosło efekty cztery lata później, podczas olimpiady w Pekinie, na której wywalczył największy sukces w karierze, czyli złoto olimpijskie. – Był to szczególny moment w moim życiu. Tej radości, poczucia spełnienia i dumny nie da się zapomnieć. Te uczucia pozostają z człowiekiem na zawsze – wspomina pamiętne chwile Leszek Blanik. Podczas dekoracji medalowej złoty krążek wręczyła Blanikowi Manuela Di Centa, mistrzyni olimpijska z Lillehammer w biegach narciarskich. Zanim cała sala wstała, by posłuchać Mazurka Dąbrowskiego, Leszek wyciągnął z plecaka zdjęcie syna, który wraz z najbliższymi oglądał finał w Gdańsku.

Zapisany na kartach historii

Gimnastyk z Radlina nie tylko sięgał po medale światowego i europejskiego czempionatu, ale również zapisał się w historii gimnastyki sportowej jako zawodnik, który wymyślił i wykonał poprawnie własną ewolucję, dzięki czemu jako pierwszy Polak w historii doczekał się skoku nazwanego własnym nazwiskiem. Dwa i pół salta w przód w pozycji łamanej, to właśnie figura nazwana nazwiskiem radlińskiego sportowca. – Ta figura została zapisana przez Międzynarodową Federację Gimnastyczną pod numerem 332 jako „blanik”. I dotąd jest uznawana za jeden z trudniejszych skoków – opowiada gimnastyk.

Przełamać lęk i strach

Gimnastyka nie jest sportem dla ludzi o słabych nerwach. Wręcz przeciwnie, jest szalenie niebezpieczną dyscypliną. Prędkość około 30 km/h, wysokość ponad 4 metry nad ziemią i do tego salta, obroty. W ułamku sekundy można stracić zdrowie, a nawet życie. – Gimnastyka sportowa od końca lat 90. XX wieku stała się dyscypliną ekstremalną. Jest to naprawdę trudny i niebezpieczny sport – mówi Blanik. Dodaje, że gimnastycy wykonują karkołomne i skomplikowane ewolucje w powietrzu, które dla niektórych sportowców kończyły się nawet wózkiem inwalidzkim. – Z drugiej strony, adrenalina, jaką daje gimnastyka, jest jej wielką zaletą. Gimnastyk walczy tylko i wyłącznie z samym sobą. Ze swoimi słabościami. Walczy z lękiem przed skokiem, który niejednokrotnie potrafi być paraliżujący. Jest jednak też druga strona medalu. Po dobrze oddanym skoku i przełamaniu strachu pojawia się satysfakcja i radość. Te z kolei motywują do dalszej pracy i dalszych sukcesów – mówi Leszek. Jak podkreśla, w jego karierze sportowej były takie momenty, w których bał się skakać. – Strach towarzyszy gimnastykom codziennie, podczas treningów i zawodów. Ważne jest jednak to, by ten strach przełamywać. Mnie przez wiele lat to się udawało, ale pojawiały się również bariery psychiczne. Obawy o zdrowie. Zdarzało się, że unikałem wykonywania pewnych skoków. Szczególnie w końcowych latach kariery sportowej – mówi.

Odejście w wielkim stylu

Leszek Blanik wygrał w swojej karierze sportowej wszystko. W 2010 r. postanowił zakończyć karierę sportową. – Mój tata zawsze mi powtarzał „zajmij cię czymś, co będziesz robił na 100%”. Po ponad 20-letniej czynnej karierze sportowej zwieńczonej wieloma sukcesami byłem zwyczajnie zmęczony. Chciałem w końcu normalnie zacząć żyć. Nie wstawać codziennie w reżimie treningowym. Nie ma też co ukrywać, czułem się staro wśród młodych zawodników. Konsekwencją tego wszystkiego była również obawa przed ewentualnymi porażkami, których nie byłbym w stanie znieść. Dlatego decyzja o zakończeniu kariery nie była trudna, a podparta kilkumiesięcznymi rozważaniami – mówi Blanik. 29 maja 2010 r. w Hali Widowiskowo-Sportowej AWFiS w Gdańsku odbyła się pożegnalna gala mistrza olimpijskiego „Leszek Blanik – Finałowy Skok”, pod takim hasłem została zorganizowana impreza, było pasjonującym widowiskiem, uświetnionym przez największe gwiazdy gimnastyki, a także znamienitych gości. W wydarzeniu wzięli udział m.in. Irena Szewińska, Wojciech Fortuna, Zenon Plech, Tadeusz Mytnik czy Dariusz Michalczewski.

Istnieje życie po karierze zawodniczej

Po zakończeniu kariery mistrz olimpijski udowodnił, że wie jak z wolności rozsądnie korzystać. W 2011 roku został posłem z Okręgu Gdańskiego (z listy Platformy Obywatelskiej, ale jako bezpartyjny). Do sejmu Blanik poszedł w jednym celu – by poprawić warunki treningowe polskich gimnastyków. Dzięki współpracy z Ministerstwem Sportu i Turystyki oraz Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego cel został osiągnięty. W 2015 r. ruszyła budowa nowoczesnej sali gimnastycznej przy Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku. Jej uroczyste otwarcie miało miejsce trzy lata później. – Ten nowy obiekt jest namacalnym efektem mojej ciężkiej sportowej pracy, która zwieńczona została medalami igrzysk olimpijskich. Dzięki tej sali wiem, że moja długoletnia kariera i to, co na jej przestrzeni osiągnąłem, nie poszło na marne – podkreśla Blanik. Hala została nazwana imieniem sportowca. Natomiast wcześniej, bo w 2011 r. Rada Miasta w Radlinie postanowiła uhonorować olimpijczyka, nadając hali sportowej Klubu Gimnastycznego Radlin imię Leszka Blanika. – Cieszę się, że na dwóch krańcach Polski są dwa obiekty gimnastyczne związane z moją osobą – mówi Leszek. Sportowiec w 2000 r. został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi oraz w 2008 r. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Od 2015 r. jest trenerem Kadry Narodowej Mężczyzn Polskiego Związku Gimnastycznego.

Justyna Koniszewska

  • Numer: 30 (923)
  • Data wydania: 24.07.18
Czytaj e-gazetę