Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Odcięte palce trafiły do kosza. A później na stół operacyjny

17.10.2017 00:00 sub

CZYŻOWICE, WODZISŁAW ŚL. Mieszkaniec Czyżowic (imię i nazwisko do wiadomości redakcji) stracił trzy palce prawej ręki. Do nieszczęśliwego wypadku doszło 5 października, gdy mężczyzna był w pracy. O całej sprawie opowiedzieli nam żona poszkodowanego oraz jego syn.

Zabezpieczyli palce

- Przed godziną 18.00 mama odebrała telefon z pracy taty. Powiedzieli, że doszło do wypadku - mówi Dawid Czaika, syn mężczyzny. Reakcja współpracowników poszkodowanego mężczyzny była wzorowa. Wezwali pogotowie. Zebrali też odcięte palce i zabezpieczyli je w worku z lodem.

Mieszkaniec Czyżowic został przewieziony karetką do szpitala w Wodzisławiu Śl. Ratownicy medyczni wzięli również zabezpieczone palce. Poszkodowany trafił na izbę przyjęć. Na miejsce przyjechała też jego żona, chwilę później dojechała również matka mężczyzny. Obydwie towarzyszyły mu w czasie pobytu na izbie. - Kiedy mama przyjechała na miejsce, dowiedziała się że szykują blok operacyjny. Sądziła, że spróbują przyszyć palce. Z kolei babcia zapytała pielęgniarki: „A co z palcami? Będziecie przyszywać?”. W odpowiedzi mama i babcia usłyszały, że nie będą przyszywać, bo „palce się nie nadają” - mówi nam Dawid Czaika. Każde słowo potwierdza jego matka, żona poszkodowanego, która była naocznym świadkiem wydarzeń.

Rodzina poszkodowanego zaczęła dopytywać, kto stwierdził, że palce nie nadają się do przyszycia? I przede wszystkim, gdzie są palce? W międzyczasie przyszedł lekarz, inny niż ten, który jako pierwszy przyjmował tatę. On miał teraz prowadzić ojca. Mama zapytała tego lekarza, gdzie są palce? - przedstawia przebieg wydarzeń syn poszkodowanego.

Palce w koszu

Według relacji żony poszkodowanego lekarz próbował dowiedzieć się od pielęgniarek tego, gdzie są palce. Pielęgniarki nie wiedziały. Lekarz już lekko podniesionym głosem zaczął pytać, kto przyjmował tatę. - Gdy pielęgniarki mu odpowiedziały, wykonał telefon do tego lekarza, który pacjenta przyjmował. Niespodziewanie podczas rozmowy padły słowa, że palce zostały wyrzucone do kosza na śmieci na izbie przyjęć. Wynika z tego, że ten pierwszy lekarz wiedział o wszystkim. Nie wiemy, czy to on zadecydował o wyrzuceniu palców, ale na pewno o wszystkim wiedział - mówi żona poszkodowanego (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). Jak dodaje, lekarz z izby przyjęć zadecydował, że trzeba wyciągnąć palce z kosza na śmieci. - Na moich oczach, oczach męża i teściowej, pielęgniarka zaczęła opróżniać zawartość kosza na śmieci. Były tam zużyte rękawiczki, jakieś gaziki. W końcu wyciągnęła z tego kosza worek z palcami. Do dziś jesteśmy w szoku - mówi żona poszkodowanego.

Lekarz, który nakazał odszukać palce, od razu zatelefonował do słynnego ośrodka w Trzebnicy, specjalizującego się w replantacji kończyn. Załoga z Trzebnicy poinformowała go, że tego dnia dyżur ma ośrodek w Krakowie. Lekarz skontaktował się więc ze Szpitalem Specjalistycznym im. Ludwika Rydygiera w Krakowie, a dokładnie z oddziałem Chirurgii Plastycznej i Rekonstrukcyjnej. - Specjaliści z Krakowa poprosili lekarza z Wodzisławia, by przesłał im drogą elektroniczną zdjęcia dłoni i palców. Gdy je zobaczyli, zdecydowali, że przyjmą tatę - podkreśla syn poszkodowanego.

Mieszkaniec Czyżowic został przewieziony do Krakowa. Wyrzucone wcześniej palce zostały zabezpieczone w roztworze soli fizjologicznej z lodem. Specjalistom ze szpitala im. Rydygiera udało się przyszyć poszkodowanemu jeden palec. Operacja trwała 6 godzin. - Pani doktor kierująca oddziałem powiedziała, że jej asystenci wykonali kawał dobrej roboty. Teraz trzeba czekać, czy przyszyty palec się przyjmie - mówi syn mężczyzny.

Pytania bez odpowiedzi

Rodzina poszkodowanego ma żal do niektórych pracowników szpitala w Wodzisławiu. Teraz jeszcze długo rodzinę będzie męczyć wątpliwość, czy gdyby na izbie przyjęć od razu zapadła decyzja o przewiezieniu pacjenta do Krakowa, to pozostałe palce też udałoby się przyszyć? W tym miejscu należy dodać, że mieszkaniec Czyżowic został przyjęty na izbę przyjęć w Wodzisławiu o godz. 18.25 (tak wynika z karty informacyjnej wystawionej przez szpital, którą widzieliśmy). Natomiast pacjent został wysłany do szpitala w Krakowie o godz. 20.10. - To, co zauważyliśmy, to chaos. Człowiek ma ucięte palce, a czeka i czeka. A przecież w takich sytuacjach czas ma kluczowe znaczenie. Już się nie dowiemy, co by było, gdyby trafił do Krakowa szybciej - mówią z żalem bliscy poszkodowanego w wypadku.

Zachował się wzorowo

Rodzina jest wdzięczna drugiemu lekarzowi z izby przyjęć, który wykazał się uporem, zaangażowaniem i troską. - Nie dość, że skontaktował się z Krakowem, to jeszcze, kiedy dowiedział się, że karetka ma być dopiero za pół godziny, szybko zdecydował, że tata pojedzie transportem medycznym, bo nie ma na co czekać. Proszę nam wierzyć, że stanął na wysokości zadania - chwalą postawę lekarza bliscy poszkodowanego. - Tak samo dziękujemy lekarzom z Krakowa. Pełen profesjonalizm. Oni czekali, byli w pełnej gotowości – dodają. Z karty informacyjnej Szpitala Specjalistycznego im. Ludwika Rydygiera i Krakowie wynika, że pacjent został przyjęty „w trybie pilnym z powodu urazowej amputacji palców II-IV prawej ręki. Chory przekazany przez zespół PR w stanie ogólnym dobrym. Po przyjęciu do Oddziału pacjent zakwalifikowany do zabiegu operacyjnego w trybie pilnym. Przebieg zabiegu, jak i okres pooperacyjny bez powikłań”.

Szpital: wszystko było w porządku

Poprosiliśmy rzecznika prasowego Powiatowego Publicznego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Rydułtowach i Wodzisławiu, Sławomira Grabonia o komentarz do opisanej wyżej sytuacji. Ten wyjaśnia, że dyrekcja szpitala niezwłocznie po otrzymaniu pytań z naszej strony przeprowadziła szczegółowe postępowanie wyjaśniające. - W toku postępowania dokonano analizy przebiegu udzielanych świadczeń medycznych w oparciu o dokumentację medyczną oraz pisemne wyjaśnienia personelu lekarsko-pielęgniarskiego pełniącego w tym dniu dyżur. Postępowanie w sposób jednoznaczny wykazało prawidłowość udzielanych pacjentowi świadczeń medycznych w ramach Ambulatorium Urazowego Izby Przyjęć. Z uwagi na zmianę decyzji - zakwalifikowanie do procedury replantacji w ośrodku zamiejscowym, materiał biologiczny znajdujący się w szczelnym opakowaniu foliowym umieszczonym w pojemniku na odpady biologiczne ponownie otwarto i zgodnie z procedurą zabezpieczono na czas transportu przed przekazaniem do wyżej wymienionego ośrodka - podkreśla rzecznik szpitala, Sławomir Graboń.

Rzecznik jednocześnie poinformował nas, że zgodnie z obowiązującą ustawą z dnia 6 listopada 2008 r. o prawach pacjenta i Rzeczniku Prawa Pacjenta (Dz.U z 2017 poz. 1318 z późn. zm.), szpital jako podmiot leczniczy i dysponujący dokumentacją medyczną chorego, może udzielać informacji dotyczącej przebiegu leczenia pacjenta jedynie podmiotom lub osobom do tego uprawnionym. - Z uwagi na powyższe, brak jest podstaw do udzielania przez dyrekcję szpitala szczegółowych informacji dotyczących przebiegu udzielanych pacjentowi świadczeń medycznych - dodaje rzecznik szpitala. Magdalena Kulok

Skontaktowaliśmy się z Rzecznikiem Praw Pacjenta. Przedstawiliśmy opisaną przez rodzinę poszkodowanego sytuację. Zdaniem pani rzecznik opisywana sytuacja może wskazywać na to, że doszło do naruszenia praw pacjenta w trakcie udzielanych mu świadczeń zdrowotnych. - Mam tu na myśli zwłokę w podejmowaniu działań medycznych i udzielaniu pacjentowi pomocy oraz ewentualne nieprawidłowe decyzje medyczne podjęte podczas udzielania świadczeń, nieprawidłową organizację pracy personelu medycznego, a także naruszenie prawa do informacji związanych ze stanem zdrowia pacjenta i metodach leczenia. Po zapoznaniu się z opisem zdarzenia, jakie miało miejsce, uważam, że zachowanie personelu medycznego było szokujące i zabrakło tym ludziom empatii wobec pacjenta oraz podjęcia konkretnych decyzji o ewentualnych działaniach medycznych, które pozwoliłyby na przyszycie odciętych palców pacjenta - napisała p.o. Rzecznika Praw Pacjenta, Krystyna Barbara Kozłowska. Dodała, że zdecydowanie należy wyjaśnić, czy w sytuacji poszkodowanego nie doszło do naruszenia praw pacjenta.

Komentarz autorki

Rzecznik prasowy szpitala tłumaczy, że postępowanie, którego celem było wyjaśnienie opisywanej przez nas sprawy, jednoznacznie wykazało, że nie doszło do żadnych nieprawidłowości. Z drugiej strony rzecznik szpitala przyznaje, że palce trafiły jednak do pojemnika na odpady biologiczne. Czy to oznacza, że takie są procedury? Najpierw do śmieci, a później wysyłka do przyszycia? Wszystko to dalej nie wyjaśnia, czy gdyby nie interwencja rodziny poszkodowanego, nastąpiłaby „zmiana decyzji” co do dalszego postępowania względem pacjenta.

  • Numer: 42 (883)
  • Data wydania: 17.10.17
Czytaj e-gazetę