Nigdy nie byłem wielką szychą
- Choćbym był najlepszym kandydatem, nie mógłbym konkursu wygrać. Natychmiast podniosłoby się larmo, że został on ustawiony. Wójt Szymanek postawił sprawę uczciwie. Powiedział, że ma do mnie zaufanie i właśnie ze mną chce współpracować – Rafał Jabłoński, były naczelny „Nowin Wodzisławskich”, obecnie dyrektor GOKiR w Mszanie mówi w wywiadzie z Anną Burdą-Szostek.
– Przez 10 lat pracowałeś w „Nowinach Wodzisławskich”, przez 8 lat im szefowałeś. Dlaczego zdecydowałeś się na zmianę pracy, tym bardziej, że jak twierdzą niektórzy, nie jest to dla Ciebie żaden awans?
– Nigdy nie rozpatrywałem tego na zasadzie awansu. Nie miało to dla mnie żadnego znaczenia, bo jako redaktor naczelny „Nowin” stąpałem twardo po ziemi. Nigdy wielką szychą nie byłem. A dlaczego zdecydowałem się na stanowisko dyrektora GOKiR-u? Po odejściu do Radlina pana Tomasza Milera, dotychczasowego dyrektora WOKiR-u w Mszanie, wójt mówił po raz kolejny o inicjatywie łączenia ośrodków kultury w Mszanie i Połomi. Zapytał mnie, czy podjąłbym się pracy na stanowisku dyrektora nowej placówki. Początkowo zupełnie odrzucałem tę myśl. Ale ta sprawa za mną chodziła, a jako że uważam, że nic w życiu nie dzieje się przypadkiem, zacząłem się zastanawiać. Wiedziałem, że będzie to trudne zadanie. I kiedy wszyscy dookoła mi to powtarzali zaczęło mnie to rajcować. Poza tym chciałem dołączyć do ludzi, którym po prostu się chce. Mam tu na myśli całą rzeszę współpracowników wójta Szymanka, na czele z wicewójtem, skarbnikiem czy sekretarzem.
– Ale dlaczego tobie zaproponowano to stanowisko? Słyszałam już takie głosy, że widocznie wójt ma względem ciebie jakieś zobowiązania, może wyborcze, i dlatego zamiast przeprowadzić konkurs mianował ciebie dyrektorem.
– Jesteśmy dorośli i nie będę owijał w bawełnę, że wójta Szymanka znam od 10 lat, jeszcze z czasów, gdy był dyrektorem WOKiR w Mszanie. Potem, gdy odszedł z gminy współpracowaliśmy w klubie Gosław w Jedłowniku oraz w Odrze Wodzisław. I zawsze się dobrze rozumieliśmy. Gdyby ogłoszono konkurs, mnie w nim by nie było. Powód jest bardzo prosty – choćbym był najlepszym kandydatem nie mógłbym konkursu wygrać. Natychmiast podniosłoby się larmo, że konkurs został ustawiony. Wójt Szymanek postawił sprawę uczciwie. Powiedział, że ma do mnie zaufanie i właśnie ze mną chce współpracować. Skorzystał z przysługującego mu prawa i mnie powołał na stanowisko dyrektora GOKiR-u. Druga rzecz: jeśli ktoś mówi o spłacaniu jakichkolwiek długów, także wyborczych, to znaczy, że nie czyta „Nowin Wodzisławskich”. Gdyby je czytał, wiedziałby, że moja działalność w czasie wyborów bardziej zaszkodziła wójtowi Szymankowi, niż pomogła. A to dlatego, że jako dziennikarz zawsze panicznie bałem się, by nie stanąć po jakiejkolwiek stronie. Przedstawiając kandydatów w wyborach w Mszanie pomijałem Mirosława Szymanka, zakładając nieświadomie, że wszyscy go znają. Potem była debata wyborcza. Padły zarzuty, że rzekomo wójt Szymanek miał już przygotowane gotowe pytania na kartce. A fakty były takie, że wszyscy kandydaci byli przerażeni pomysłem debaty, bo nigdy wcześniej tego w Mszanie nie było. Rozmawiałem więc ze wszystkimi kandydatami, przedstawiając im ogólne zasady debaty i przekonując do wzięcia w niej udziału. Potwierdzi to zarówno Tadeusz Wroński jak i Dariusz Walkowski (wójt Jerzy Grzegoszczyk z debaty zrezygnował – przyp. red.). Obu panów odwiedziłem w ich domach. Sam się z debaty w Mszanie wycofałem i jej nie prowadziłem z racji tego, że znałem jednego z kandydatów. Przypuszczam, że na debatę wszyscy przygotowali notatki sporządzone na podstawie ogólnych informacji uzyskanych ode mnie, które dla wszystkich były jednakowe.
A co do ewentualnych długów: gdybym wyczuł, że ktoś ma względem mnie jakiś dług do spłacenia, w życiu nie zdecydowałbym się zostać dyrektorem, bo wtedy byłoby to świństwo. I jestem pewien, że sprawa jest czysta.
– Jesteś silną osobowością. W ośrodkach kultury, którym dyrektorujesz też ich nie brakuje. Będziesz trzymał podwładnych mocną ręką?
– Po półtora miesiąca pracy mam poczucie, że dobrze rozumiem się z pracownikami. Oczywiście, na początku nie było tak łatwo. Podchodzili do mnie ludzie z zewnątrz, którzy mówili mi o przerażeniu pracowników. Jeśli był strach, to wcale się nie dziwię, bo gdybym ja znalazł się w sytuacji, że przychodzi nowy szef, co do którego słychać było już wiele plotek, m.in. takie, że teraz wszystkich poustawia, że pokaże jak się pracuje, że powymiata, pozwalnia ludzi, to też bym się bał. Dziś mam satysfakcję, że rozmawiając z pracownikami czuję z ich strony wielką życzliwość. Oczywiście, rozmowy czasem są trudne, bo niektóre rzeczy widzę inaczej. Ale cieszę się, że do takich rozmów w ogóle dochodzi, i że każda z nich ma pozytywny finał. Nikogo nie chcę zwalniać, ponieważ na dzisiaj dobrze oceniam zaangażowanie osób pracujących w GOKiR. Nie słucham plotek na temat moich współpracowników. Często są one dla nich krzywdzące. Nie dam sobie wmówić czegokolwiek na temat danej osoby, dopóki jej nie poznam.
– Jakie cele sobie stawiasz jako dyrektor GOKiR-u?
– Moim najważniejszym zadaniem jest bardzo dobra współpraca z pracownikami. W 3 ośrodkach mamy 12 pracowników i moim zadaniem jest, by dobrze czuli się w pracy. Jeśli my będziemy się czuli dobrze ze sobą, to zarazimy tym innych. Jak coś jest nie tak w placówce, to jest to także wyczuwalne na zewnątrz. Po drugie: chciałbym też organizować jak najwięcej dobrych imprez, które wstrzelą się w zapotrzebowanie mieszkańców. Tu radzę się i pracowników, i mieszkańców. Będziemy np. kontynuować współpracę z Czechami, organizując wspólne imprezy. W sobotę byłem we Fryčovicach i rozmawiałem z miejscowym starostą na temat kolejnego, wspólnego, europejskiego projektu. Do 19 listopada mamy czas na złożenie wniosku i na pewno to zrobimy.
– A jakieś nowości?
– Chcielibyśmy nagrać teledysk, takiego lipduba, albo flash moba (rodzaj wideoklipu – przyp. red.), który zaprezentowałby trzy sołectwa. Chcemy to zrobić dynamicznie, z podkładem muzycznym. Cel jest jeden – pokazać wszystkich, nawet jeśli byłoby to kilkaset osób. Nie wiem jeszcze jak to technicznie zrobimy: albo skomponujemy własną muzykę, albo kupimy prawa autorskie do jakiegoś przeboju. Zobaczymy.
W tym roku powstanie też nowa strona internetowa ośrodka kultury, bo dotychczasowa jest nie do przyjęcia. Zakładam stworzenie nowoczesnej strony z bardzo dobrą galerią zdjęć. Chcemy też publikować tam filmy z naszych imprez. Na stronie internetowej musi być konkretny kalendarz wydarzeń i drugi, dzięki któremu mieszkaniec będzie mógł rezerwować nasze sale na imprezy. Oczywiście wejdziemy także na Facebooka. Nie zakładam natomiast możliwości komentowania na stronie naszych imprez. Z moich doświadczeń w „Nowinach” wynika, że jest to często platforma do obrażania i krzywdzenia innych. Nie chcę, by ktoś z moich pracowników był obrażany i przez to musiał cierpieć. Jeśli chodziłoby o komentowanie tylko mojej pracy, proszę bardzo. Zdążyłem do tego przywyknąć i nie reaguję na zaczepki.
– Stawiasz przede wszystkim na młodych. Co ze starszymi mieszkańcami gminy?
– Jeśli chodzi o dorosłych, to jako gminny ośrodek kultury zawsze będziemy ich maksymalnie wspierać, nie tylko finansowo. Mówię tu o kołach gospodyń, grupach śpiewaczych, czy związkach emerytów. Co chciałbym podkreślić, dla mnie – osoby z zewnątrz, zupełnie czymś niesamowitym było, że tu ludzie tak garną się do roboty. Kiedy robimy imprezę, mieszkańcy od rana do wieczora przychodzą nam pomagać.
Jeśli chodzi o młodzież, widzę problem głównie w Mszanie. Do Połomi młodych ludzi przyciągnęli pracownicy ośrodka kultury na czele z panią Agatą Wrożyną, pełniącą do września funkcję dyrektora WOKiR–u w Połomi, która jest dzisiaj moim zastępcą. Z młodzieżą w Gogołowej mam kontakt. Jeśli tam zaproponujemy im jakąś imprezę, to myślę, że przyjdą. Do ośrodka kultury w Mszanie młodzież nie przychodzi w ogóle, albo jest jej bardzo mało. Dlatego założyłem, że odwiedzę każdą klasę, w każdym sołectwie, poczynając od klas IV–VI. Rozmawiam z młodymi o tym, co chcieliby robić. Abyśmy byli w stałym kontakcie każda klasa daje mi kilka adresów mailowych i co tydzień wysyłam na nie informacje o tym, co proponujemy. I młodzież także ma swoje propozycje. W listopadzie, po zakończeniu moich wizyt w szkołach, planujemy ogłosić nabory do kilku nowych grup zainteresowań.
– Nie jest tajemnicą, że mieszkańcy Gogołowej czują się marginalizowani jako sołectwo. Masz dla nich jakieś propozycje kulturalne?
– W Gogołowej nastąpiła zmiana godzin pracy świetlicy. Jesienią i zimą będzie ona otwarta do godz. 18.00, a jeśli będzie zainteresowanie, to wydłużymy pracę do 20.00. Do tej pory pracowała tutaj jedna osoba. Teraz jest wspierana przez innych naszych pracowników, a także stażystkę, skierowaną przez powiatowy urząd pracy. W świetlicy zainstalowaliśmy dwa stanowiska komputerowe i doprowadziliśmy internet. Za kilka tygodni powstanie też izba regionalna, prowadzona przez miejscowe KGW. Tam dzieci będą mogły zobaczyć np. jak się robi masło, jak się dawniej prało, jakie urządzenia wykorzystywano w kuchni. Także w Gogołowej, wspólnie z radą sołecką w listopadzie po raz pierwszy organizowana będzie biesiada śląska. Nie mam wątpliwości, że z takim kołem gospodyń wiejskich i taką radą sołecką jesteśmy w stanie zrobić w Gogołowej dużo dobrego.
– Czy po miesiącu na nowym stanowisku widzisz jakieś podobieństwa w pracy redaktora naczelnego gazety, a dyrektora ośrodka kultury?
– I tu, i tam odpowiadałem za powierzony mi zakład i pracowników. Ale jako dyrektor GOKiR dysponuję budżetem i to niemałym, bo liczącym ok. 850 tys. zł rocznie. I o tyle ta odpowiedzialność jest większa. Jest jeszcze jedna znacząca różnica. Tu ludzie są bardziej szczerzy. Kiedy pracowałem w gazecie miałem świadomość, że wielu ludzi przychodzi do mnie i słodzi mi tylko dlatego, że jako dziennikarz miałem jakiś wpływ na kształtowanie opinii publicznej. Tu takich klakierów nie ma.
– Dziękuję za rozmowę
Najnowsze komentarze