Dietetycy apelują do rodziców
Tradycyjnie już na początku nowego roku szkolnego wraca sprawa asortymentu sklepików szkolnych. Co na ten temat mają do powiedzenia właściciele tych punktów handlowych, nauczyciele i sami uczniowie?
Owoce i kanapki zamiast słodyczy i chipsów
Długa przerwa i kolejka rozochoconych dzieciaków przed sklepikiem szkolnym to widok nierzadki. Kolorowe opakowania, różnorodne smaki kuszą, choć poza zewnętrzną oprawą oferują niewiele. Dietetycy biją na alarm. I słusznie, bo produkty proponowane najmłodszym nie zawsze są dla nich zdrowe. – Rok temu przyjrzeliśmy się sklepikom szkolnym dokładnie. Z ich zawartością nie było najlepiej. Dominowały niezdrowe przekąski i batony – mówi Anna Majdowska–Ryszka, młodszy referent ds. kultury, sportu i zdrowia wodzisławskiego urzędu.
Otyłość to poważny problem
Kontrola była wymogiem Głównego Inspektora Sanitarnego, który apelował o zastąpienie niezdrowych fast foodów owocami i niskokaloryczną żywnością. Z półek szkolnych sklepików faktycznie zniknęły chipsy i coca cola. Ale to dopiero pierwszy krok zmierzający do zmiany nawyków żywieniowych u uczniów. Cukierki, lizaki i batony w asortymencie sklepów pozostały. – Otyłość wśród najmłodszych jest zauważalna i dotyczy także naszego lokalnego środowiska – zaznacza Majdowska–Ryszka, która z wykształcenia jest dietetykiem. – Nie posiadamy danych statystycznych, ale wystarczy wyjść na ulicę i przekonać się, że problem naprawdę istnieje – dodaje.
Rada zdrowo radzi
Wodzisławska Rada do Spraw Rodziny wystosowała pismo do dyrektorów szkół, by ci zwrócili uwagę na to, co podaje się dzieciom. Szczególnie na terenie szkół podstawowych, bo nawyki żywieniowe warto kształtować jak najwcześniej. – Żywność w naszym sklepiku jest zdrowa. Są bułki, kołaczyki, jogurty i wyłącznie kukurydziane chrupki – przekonuje Ryszard Sochacki, dyrektor SP3 w Wodzisławiu. – Stawiamy też na owoce. Za miejskie fundusze realizujemy program Uczę się zdrowo żyć – dodaje.
Szkoły stoją na straży
Na szczęście podobnie jest w innych placówkach w powiecie. Przykładowo marklowicka Szkoła Podstawowa nr 1 uczestniczy w unijnym programie Owoce w szkole, a w radlińskiej podstawówce na Bagienku w automatach zamiast chipsów można kupić suszone owoce. – Oferujemy kanapki z ciemnego i jasnego pieczywa. Mamy soki owocowe i niegazowaną wodę mineralną. Staramy się nauczyć dzieci właściwego wyboru – zapewnia Ilona Lemiesz, dyrektor SP 1 w Rydułtowach.
Jabłko zamiast pieniędzy?
Szkoły realizują zalecenia dietetyków. Mała reforma żywieniowa przydałaby się w niektórych domach. – Co z tego, że w szkole dzieci mają wybór między owocem a batonem. Większość i tak sięga po słodycze, bo takie nawyki wynosi z domu – zwraca uwagę Monika Nowak, która od jedenastu lat prowadzi sklepik w wodzisławskiej „Piątce”. – Nawet jeśli w szkole nie będzie chipsów, to dziecko w drodze do placówki mija kilka sklepów, gdzie może kupić dosłownie wszystko – podkreśla.
Dlatego warto zastanowić się, czy zamiast drobnego kieszonkowego lepiej nie wrzucić do plecaka pociechy jabłka i zdrowej kanapki. Programy promujące zdrowie niewiele pomogą, jeśli rodzice problem będą bagatelizować. – Wciąż pokutuje przekonanie, że jak dziecko nie je to jest chore – przestrzega Majdowska–Ryszka. – Brak świadomości skutkuje nadwagą u bardzo młodych osób, a to prowadzi do cukrzycy i nadciśnienia – ostrzega dietetyk.
(mag.)
Najnowsze komentarze