Piątek, 17 maja 2024

imieniny: Sławomira, Paschalisa, Weroniki

RSS

Czarno od sadzy

30.05.2006 00:00
Piece węglowe nadal kopcą i zanieczyszczają odnowione elewacje.
Po ponad trzydziestu latach mieszkańcy bloków ulicy Juranda w Pszowie doczekali się instalacji centralnego ogrzewania. Po raz pierwszy nie będą musieli zimą nosić ciężkich wiader węgla do mieszkań i palić w piecach kaflowych. A jednak mimo pięknej idei obniżenia niskiej emisji, kominy w blokach wciąż dymią. Nie można wyjść na balkon, bo wszystko jest czarne od dymu - żalą się mieszkańcy. Jak się okazuje, mimo założenia w mieszkaniach nowej instalacji ogrzewania c.o., wielu ludzi wciąż używa pieców węglowych w kuchni. Powód? Po prostu większości nie stać na kupienie pieca elektrycznego.
 
A miało być tak pięknie
 
Doczekaliśmy się remontu naszych bloków. Wyrzuciliśmy z mieszkań piece kaflowe, założyli nam ogrzewanie c.o., odnowiona została elewacja. Mogłoby być tutaj tak pięknie. Kominy miały przestać dymić - mówią mieszkańcy.
 
W tej sprawie do redakcji oprzysłano anonim. „Pytamy, po co malowanie elewacji, remont i różne inne prace, żebyśmy dalej mieli sadzę na balkonach i oddychali zadymionym powietrzem? Dlaczego mieszkańcy sąsiadujących z nami bloków, należących do SM Orłowiec nie mają takiego problemu?" - pyta anonimowy autor pisma. Dodaje, że pisze w imieniu stu dwudziestu rodzin z bloków przy ulicy Juranda.
 
Nosiła wiadra węgla
 
Alicja Swoboda mieszka w jednym z bloków od trzydziestu lat. Nie zliczy, ile wiader węgla wniosła na ostatnie piętro bloku, żeby napalić w piecu kaflowym. Wcześniej miała także piec węglowy w kuchni. Mam rogowe mieszkanie, które trudno jest ogrzać. Dziennie potrzebowałam około trzech wiader węgla - mówi. Teraz, kiedy ma już nowe grzejniki, czym prędzej wyrzuciła stary piec kaflowy. Obiady gotuje na piecu gazowo-elektrycznym. Z własnej kieszeni zapłaciłam za zaprawę murarską, żeby zamurować wyrwę po zburzonym piecu. To dla mnie spory wydatek, około 50 zł - mówi pszowianka. Wysłużonego pieca pozbyła się także jej sąsiadka, Alina Adamczyk. Teraz będzie wygodniej i bezpieczniej. Tyle jest wypadków zaczadzenia - dodaje pani Alicja. Wielu lokatorów we własnym zakresie pozbywa się pieców kaflowych. Zburzyłem ich już kilkadziesiąt - wylicza Paweł Maćkowiak, emeryt, który przywiózł do kontenera na gruz kolejną taczkę pełną potłuczonych kafli.
 
Kto chodzi na zebrania, ten wie
 
Jan Grabowiecki, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej ROW w Wodzisławiu Śl.
Spółdzielnia dokonuje rozbiórki pieców węglowych, zamurowania ścian i wylewek posadzek tam, gdzie mieszkańcy tego nie zrobili. Wiadomo, że w blokach mieszkają osoby starsze, schorowane, dlatego oferujemy im taką pomoc, mimo że na zebraniu w ubiegłym roku ustaliliśmy, że likwidacja pieców będzie robiona przez mieszkańców. Ponieważ przed trzema tygodniami pojawił się taki problem, że nie wszyscy mogą to zrobić we własnym zakresie, ustaliliśmy, że rozbiórki pieców będzie dokonywał zdun. Mieszkańcy doskonale o tym wiedzą, oczywiście ci, co chcą wiedzieć i ci, co chodzą na zebrania. Prace mają się zakończyć 31 sierpnia. W blokach przy ulicy Juranda nie będzie żadnych pieców, za wyjątkiem pieców kuchennych, węglowych, które na życzenie mieszkańców nie będą likwidowane. Musieliby kupić nowe piece, a na to ich nie stać. Powinniśmy spełniać oczekiwania większości mieszkańców.
 
Iza Salamon
  • Numer: 22 (331)
  • Data wydania: 30.05.06