Sobota, 30 listopada 2024

imieniny: Andrzeja, Justyny, Konstantego

RSS

Trzymamy kciuki!

28.02.2006 00:00
W cieżkiej chorobie z pomocą przyszli rodzice, mieszkańcy Połomi,nauczyciele, księża, a także polscy aktorzy. Niewykluczone, że właśnie dzięki takiemu wsparciu 12-letni Jakub Wolner wygrał bitwę z nowotworem, chociaż wojna jeszcze trwa. Na zdjęciu z Karoliną Muszalak z „Plebanii” oraz Andrzejem Nejmanem ze „Złotopolskich”.
Życia mi nie starczy, żeby podziękować ludziom za tyle dobroci i współczucia, ile otrzymaliśmy w czasie choroby Jakuba - mówi Piotr Wolner z Połomi. W oczach ojca pojawiają się łzy wzruszenia i zarazem szczęścia. Pierwsza bitwa z rakiem wygrana, ale wojna jeszcze się nie skończyła.
 
Miniony rok w rodzinie Wolnerów z Połomi był jak zły sen. W ich spokojne do tej pory życie wdarła się przerażająca choroba. Dwunastoletni syn zachorował na raka. Wyrok brzmiał: mięsak kości. W ciągu kilku miesięcy połomska rodzina przeszła surową lekcję życia, która okazała się być jednak czymś więcej. Egzaminem z miłości? Nagle całe nasze życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Stanęliśmy twarzą w twarz ze swoją rozpaczą, bezsilnością i panicznym strachem o życie syna - wspomina Piotr Wolner, ojciec Jakuba. Z pomocą przyszli im ludzie. Koledzy i koleżanki z pracy, wraz z szefem - kierownikiem robót Tadeuszem Nowakiem, połomscy księża i nauczyciele, sąsiedzi, mieszkańcy, znajomi. Pocieszali, wspierali dobrym słowem, modlitwą. Trudno by mi było wszystkich tutaj wymienić, bo gazety by na to zabrakło - stwierdza pan Piotr. Zagryza wargi, do oczu napływają mu łzy. Jest wzruszony i zarazem bardzo szczęśliwy, bo właśnie dowiedział się, że Jakub nie musi brać ósmej chemii. Pierwsza bitwa wygrana.
 
Tato, nie płacz
 
Wszystko zaczęło się mniej więcej rok temu. Podczas przerwy w szkole Jakub uderzył się w nogę, w kość goleniową. Bolało. Tydzień. Dwa. Bóle nasiliły się nocą. Zaniepokoiło nas to. Pojechaliśmy do ortopedy. Stwierdził krwiak a- wspominają Teresa i Piotr Wolnerowie. Nie pomagały maści, konieczna była operacja. Po zabiegu z Siemianowic przyszły niepokojące wieści, które niebawem miały się przerodzić w prawdziwy koszmar. Badania stwierdziły: stłuczenie kości, nie wyklucza się mięsaka. Straszną diagnozę potwierdziły wkrótce kolejne badania w Piekarach i Gliwicach. W marcu ubiegłego roku cały świat się zawalił. Lekarz-onkolog w Gliwicach oświadczył, że jest to ciężka choroba nowotworowa - mięsak kości i dał adresy klinik. Wybrali Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach, gdzie Jakub dostał się pod dobrą opiekę pani ordynator dr Grażyny Sobol, która jest kierownikiem Oddziału Onkologii, Hematologii i Chemioterapii. Ta choroba już w nim była i w sumie całe szczęście, że się uderzył, bo dzięki temu to wyszło - mówi pan Piotr. Pierwszą chemię i to najcięższego kalibru Jakub otrzymał w przededniu swoich urodzin: 26 kwietnia. Przechodził to strasznie, czuwaliśmy przy nim na zmianę. W ciągu trzech dni zwymiotował pięćdziesiąt cztery razy. Potem przestaliśmy już to liczyć - wspomina ciężkie chwile mama Jakuba. Sama ciężko to przeżywała. Nie jadła, nie spała. Schudła dziesięć kilo. Na przemian mdlała i płakała. Z trudem doszła do siebie, bo wiedziała, że Jakub jej potrzebuje. A najstraszniejsze miało dopiero przyjść. Synowi groziła amputacja nogi. Czy ja jeszcze stanę kiedyś w bramce? - zapytał Jakub, zapalony piłkarz i kibic. Rodzice wpadli w rozpacz. Z pomocą przyszedł im sam Jakub. Uśmiechnięty i spokojny, jadąc na salę operacyjną w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie pocieszał ich i wspierał na duchu: Nie płacz tato. Wszystko będzie dobrze. Nie wiem skąd miał tyle siły. Chyba od Boga, bo jak inaczej? - zamyśla się Piotr Wolner.
#nowastrona#
Uściskał ordynatora
 
Operacja zakończyła się pomyślnie. Lekarze uratowali nogę. Niedawno zaś okazało się, że ósma chemia nie jest już konieczna. Jak to usłyszałem, to myślałem, że z radości podniosę tego ordynatora pod sam sufit! Uściskałem go, powiedział mi jednak, że cieszyć się będzie można dopiero za jakieś dziesięć lat - mówi tata Jakuba.
 
Jakub wie wszystko o swojej chorobie. Rodzice powiedzieli mu prawdę, bo o to prosił. W najcięższy, życiowy bój poszedł z uśmiechem i z niespotykanym spokojem w sercu. Tak samo pogodnie przechodzi rehabilitację i bolesne nieraz ćwiczenia operowanej nogi. Nie przestał interesować się sportem, niezmiennie jego idolami są Ronaldinho i Jerzy Dudek. Wciąż kibicuje swoim ulubionym klubom Liverpoolowi i FC Barcelonie, i nie stracił marzeń o tym, że jeszcze kiedyś sam stanie w bramce, tak jak dawniej. Ale w przyszłości chciałby zostać rehabilitantem. To wspaniale towarzyszyć człowiekowi w powrocie do zdrowia.
 
Iza Salamon
  • Numer: 9 (318)
  • Data wydania: 28.02.06