Krok od tragedii
Przez lata miasto, mimo interwencji mieszkańców, nie widziało zagrożenia. Dopiero niebezpieczny wypadek, do którego doszło przy ul. Olszyny w dzielnicy Kokoszyce otworzył urzędnikom oczy. Siedmioletni Karol bawiąc się z kolegami przed blokiem wpadł do bagnistego rozlewiska.
Ośmioletni bohater
Karol Kubaczka może mówić o sporym szczęściu. 4 kwietnia ok. godz. 18.30 wraz z dwójką kolegów bawił się za blokiem w pobliżu placu zabaw. W pewnym momencie chłopcy, w powstającym rozlewisku, postanowili zatopić znalezioną oponę. Niestety, do wody pociągnęła ona za sobą siedmioletniego Karola. Chłopiec zaczął się zapadać. Jeden z jego kolegów uciekł, natomiast Kamil Machoczek pozostał na miejscu by wydostać kolegę. Ciągnąłem go za ubrania. Ręce miał opuszczone i nie mógł nic zrobić. Na szczęście się udało – relacjonuje ośmiolatek. Zaraz potem przemoczony Karol poszedł do domu. Jak mówi jego matka – Renata Kubaczka, miał liczne zadrapania, drzazgi w rękach, siniaki na nogach i uszkodzony łuk brwiowy. Umyłam go i pojechaliśmy na pogotowie – mówi matka poszkodowanego dziecka.
Wiele gorzkich słów pada w tej sytuacji pod adresem miejskich strażników. Na miejscu pojawili się dopiero po godzinie ponagleni przez policjantów. Wcześniej, kilkanaście minut po wypadku, zawiadomiony dyspozytor stwierdził, że strażnicy skończyli już pracę i mogą przyjechać dopiero rano. Jeszcze tego samego dnia miejsce zabezpieczono taśmą, a w środę 6 kwietnia odpompowano wodę. Miejsce, w którym chłopiec walczył o życie zabezpieczono także betonową płytą.
Miasto do sądu
Renata Kubaczka nie zamierza sprawy łagodzić. Już zdecydowała, że skieruje ją na drogę sądową. Twierdzi, że opieszałość władz miasta naraziła jej dziecko na utratę zdrowia a nawet możliwość utraty życia. Wraz z administratorką bloku – Joanną Dembek-Wundzińską wygląd terenu zarejestrowała na taśmie video. Na kilkunastominutowym filmie ojciec poszkodowanego dziecka, zatapiając kilkumetrową belkę w rozlewisku udowadnia, że Karol wpadł w ponad trzymetrową dziurkę. Od lat traktuje się nas jak mieszkańców drugiej kategorii. O tym, że przed blokami jest bardzo niebezpieczne informowaliśmy władze miasta kilkakrotnie. Żadne pisma nie pomogły. Nie mogę tego tak zostawić. Dziecko na szczęście żyje i dopóki nie dojdzie do tragedii nikt poważnie nie zadba o bezpieczeństwo nasze i naszych dzieci – mówi pani Kubaczka. Wiceprezydent Wodzisławia Jan Zemło nie ukrywa, że do sytuacji doszło na skutek opieszałości podległych mu pracowników. Do tego wypadku nie powinno było dojść. Wyrażam głębokie ubolewanie z tego powodu i pragnę przeprosić zwłaszcza rodziców chłopca za całą sytuację. Zapewniam, że dokładnie sprawdzę, dlaczego tak długo nie podejmowano odpowiednich działań ze strony Urzędu Miasta i wtedy rozważę wyciągniecie ewentualnych konsekwencji. Poleciłem zabezpieczyć pozostałości kanalizacji, tak by podobne zdarzenie już się nie powtórzyło – mówi Jan Zemło.
Kanalizacja na dziko
Do wypadku doszło na terenie, który miasto otrzymało od Agencji Nieruchomości w Opolu we wrześniu 2001 r. Lokatorzy wzięli sprawy w swoje ręce i powołali wspólnotę mieszkaniową. Przeprowadzono szereg niezbędnych remontów. Na osiedlu istnieje kanalizacja deszczowa, do której z pobliskich domków jednorodzinnych spływają ścieki. Studzienki się zapychają i wokół nich powstają głębokie rozlewiska (o sprawie pisaliśmy w sierpniu 2004 r.). Wyznaczyliśmy dzień 1 czerwca tego roku, jako ostateczny termin podłączenia się do istniejącej od roku kanalizacji komunalnej. Wtedy będzie możliwe całkowite zaczopowanie niebezpiecznych urządzeń i całkowite usunięcie zagrożenia – dodaje wiceprezydent Zemło.
Niebezpiecznych miejsc na tym terenie jest znacznie więcej. Wiele zapchanych studzienek znajduje się za blokami. Codziennie dzieci jak i dorośli przechodzą tamtędy idąc w kierunku szkoły i przedszkola.
Rafał Jabłoński
Najnowsze komentarze