Wtorek, 21 maja 2024

imieniny: Kryspina, Wiktora, Jana

RSS

Nowa choroba: butelkomatoza

30.07.2019 00:00 red.

Złośliwy komentarz tygodnia Bożydara Nosacza

W Raciborzu szerzy się nowa choroba: butelkomatoza. Można się nią zarazić głównie przez fejsbuka i media, rzadziej przez kontakt osobisty z już zarażonym osobnikiem. Choroba może też wyrządzić szkody emocjonalne osobom na nią odpornym, czego jestem przykładem.

Chodzi o inicjatywę, prawdopodobnie wymyśloną i promowaną przez jeden z raciborskich portali, aby postawić w Raciborzu butelkomat do zbioru plastikowych butelek. Za każdą oddaną butelkomatowi butelkę miałaby przysługiwać jakaś gratyfikacja. Na raciborz.com.pl można podpisać petycję w tej sprawie do prezydenta Raciborza. Tyle w skrócie, zainteresowani łatwo mogą doczytać sobie więcej w mediach. A teraz jak stałem się ofiarą butelokomatozy.

Wszystko rozegrało się na spotkaniu towarzyskim, a zapewniam że woń chmielu unosiła się wyłącznie w śladowych ilościach. Zauważyłem głośno, że takie butelkomaty nie rozwiążą problemu, mogą służyć co najwyżej celom edukacyjnym czy promującym zachowania prośrodowiskowe, a Urząd Miasta nie jest od prowadzenia punktów pozyskiwania surowców wtórnych. Na to jedna z koleżanek podstawiła mi pod nos smartfona z jakąś relacją z Krakowa, gdzie w Urzędzie Miasta zamontowano takie urządzenie. No to ja wziąłem do ręki swojego smartfona i pokazałem jej świeższą informację, że ów butelkomat już zdemontowano (ma wrócić, ale nie wiadomo kiedy), bo się zapchał, pieniądze w środku się skończyły (płacił po 10 lub 20 groszy za butelkę), a chętnych do nieustannego napełnienia skarbca chyba nie ma, narzekano na straszny smród, bo butelek nikt nie mył przed wrzuceniem. I w ogóle sugerowano, że większość butelek nanieśli bezdomni, niekoniecznie przy tym oczyszczając krakowskie skwery, ale na przykład rozbebeszając także miejskie pojemniki selektywnej zbiórki odpadów. W odpowiedzi na to usłyszałem (w skrócie), że jestem czarnowidzem, wstecznikiem, a może nawet rasistą.

Tymczasem do rozmowy włączyła się druga koleżanka, która zaznaczyła, że może i początki są trudne i jeden butelkomat nie uzdrowi sytuacji, ale jak się akcja rozwinie i butelkomaty będą dostępne w całym mieście to będzie już ekstra. No to ja ją zapytałem, czy wie, że jedno takie ustrojstwo kosztuje 40 tys. zł i czy miasto nie ma pilniejszych potrzeb niż tworzenie alternatywnej sieci zbiórki odpadów, skoro jedna już działa i sporo nas wszystkich kosztuje. I czy jest gotowa na to, że jak wszyscy będą pakować butelki do butelkomatów, a nie do „dzwonów” jak dotąd (w co i tak nie wierzę), to firma odbierająca odpady podniesie nam ceny, bo jeżdżenie po same odpady zmieszane jej się nie opłaci (bo odpady selektywne firma odsprzedaje lub przerabia). Dodałem też, że może nie ma co wymyślać prochu od nowa, skoro system kaucji pobieranych od butelek (motywujących konsumentów ekonomicznie do ich zwrotu) sprawdził się już w Niemczech, Holandii, Szwecji i innych krajach, tylko trzeba to załatwić na szczeblu państwowym i z udziałem supermarketów, gdzie stoją te butelkomaty. I że czytałem, że polski rząd już o czymś podobnym myśli. Tym razem usłyszałem, że samorządność nie polega na tym, żeby z wszystkim czekać na rząd. Ja na to, że zgoda, z wszystkim nie wolno czekać, ale z tym akurat tak, a raczej wszystkimi dostępnymi środkami trzeba ten rząd, między innymi przez naszych posłów, naciskać, bo inaczej to będzie tylko zabawa w rozdawanie kasy czy jakichś bilecików. Powtórzyłem przy tym, że mogłoby to oczywiście mieć walor przygotowawczy do rozwiązań systemowych czy edukacyjny, ale nie wolno ludziom robić wody z mózgu, że jak urząd zafunduje kilka butelkomatów to Racibórz będzie czysty jak Singapur i dzięki temu planeta Ziemia ocaleje.

Koleżanka prychnęła i nabrała powietrza w płuca do zabójczej kontry, co wykorzystała kolejna (być może jednopłciowość moich adwersarek wynikała z faktu, że koledzy zajęci byli rozpalaniem grilla) i pokazała mi na ekranie swojego telefonu wieloryba nafaszerowanego plastikiem, którego wyłowiono z jakiegoś oceanu. Odpowiedziałem, że owszem wieloryba jest mi bardzo żal i zapytałem jak to się ma do raciborskiego butelkomatu. No i wtedy dowiedziałem się, że jestem nie tylko czarnowidzem, wstecznikiem i rasistą, ale także człowiekiem bez wyobraźni, bez wrażliwości, dokładnie takim jak ci bezduszni urzędnicy, co nami rządzą. W tej sytuacji przyznałem się niezwłocznie do zabicia pokazanego mi na zdjęciu wieloryba i, korzystając z chwilowego oszołomienia koleżanek, poszedłem zobaczyć, jak idzie kolegom z rozpalaniem grilla, tudzież upewnić się, czy czasem nie rozrzucają po trawnikach jakichś butelek.

bozydar.nosacz@outlook.com

  • Numer: 31 (1415)
  • Data wydania: 30.07.19
Czytaj e-gazetę