Poniedziałek, 20 maja 2024

imieniny: Bazylego, Bernardyna, Bronimira

RSS

Bomba na pokaz

19.04.2005 00:00
„Udowodniono jedynie, że urzędnicy potrafią wyjść z budynku, angażując do tego służby, które w tym czasie mogłyby być potrzebne gdzie indziej. Zmarnowano pieniądze i czas” – komentuje były komandos jednostek specjalnych przebieg ćwiczeń, przeprowadzonych w raciborskim Urzędzie Miasta, na wypadek podłożenia w budynku materiałów wybuchowych.
Ewakuacja

O godzinie 14 wiceprezydent Mirosław Szypowski otrzymał telefoniczną informację o bombie. Natychmiast przystąpiono do ewakuacji znajdujących się w środku osób. Na miejsce przybyła policja, pogotowie, straż pożarna i miejska. Ulica Batorego oraz chodniki po obu jej stronach zostały całkowicie zamknięta dla ruchu pojazdów i pieszych. Tłum ewakuowanych urzędników zebrał się nieopodal dworca PKS-u, obserwując akcję. Wewnątrz pomieszczenia budynku były przeszukiwane przez policyjną grupę rozpoznania minerskiego i pirotechnicznego. Do policjantów i strażników miejskich, zabezpieczających teren wokół magistratu podchodzili zdezorientowani ludzie, chcący załatwić w urzędzie swoje sprawy. W odpowiedzi słyszeli, że teraz jest to niemożliwe.

Takie ćwiczenia służą temu, by ludzie wyrobili w sobie pewne nawyki postępowania w tego typu sytuacjach. Podłożenie ładunku wybuchowego to tylko jedna z form zagrożenia, obok np. niebezpieczeństwa wybuchu gazu czy pożaru. Dzisiejsza akcja przebiegła bardzo sprawnie. Wszyscy opuścili budynek w ciągu 12 min. O dokładnej dacie i godzinie ćwiczeń wiedziały tylko cztery osoby: ja i prezydenci - powiedział nam Robert Różewski, kierownik Miejskiego Centrum Reagowania i Ochrony Ludności raciborskiego magistratu. Podobne ćwiczenia w UM przeprowadzone zostały 4 lata temu.

Dzień później do naszej redakcji przyszedł były komandos służb specjalnych, mieszkaniec powiatu raciborskiego. Miał wiele zastrzeżeń co do przeprowadzonej w magistracie akcji. Zrobili sobie spektakularną pokazówkę, idąc po najprostszej linii oporu. Przede wszystkim nie usunięto z okolic urzędu samochodów. Człowiek nie jest w stanie wnieść do budynku większej ilości materiału wybuchowego, nie wzbudzając przy tym podejrzeń. Natomiast samochód mógł być naładowany trotylem. Nawet na ćwiczeniach powinno się na to zwrócić uwagę – stwierdza nasz rozmówca. Ogłosili alarm, kazali ludziom wyjść z budynku i chwalą się w mediach, że akcja przebiegła sprawnie. Tymczasem przy tego typu ćwiczeniach trzeba wprowadzić jakiś element trudności, np. zablokować jeden z korytarzy czy część schodów - mówi mężczyzna. Jego zdaniem taka akcja miałaby sens, gdyby została przeprowadzona z udziałem statystów, w jakimś opuszczonym budynku. Niech kilka osób udaje rannych, część korytarzy zostanie zamknięta, niech puszczą dym dla utrudnienia. Wtedy, nawet podczas ćwiczeń, ewakuacja trwałaby znacznie dłużej. Chodzi przecież o pokazanie ludziom, jak powinni zachować się w sytuacji zagrożenia.

To nie pierwsza tego typu akcja, przeprowadzona w Raciborzu, która budzi jego wątpliwości. Rok temu szpital otrzymał informację o podłożeniu ładunku wybuchowego. Ewakuowano jedynie odwiedzających, pacjentów i personel pozostawiając w budynku. Alarm okazał się fałszywy, co po fakcie potwierdziło słuszność decyzji, podjętej przez dyrekcję szpitala. Jednak zdaniem naszego rozmówcy takie postępowanie świadczyło o tym, że realne zagrożenie zostało zbagatelizowane. Obserwując te akcje niestety mam pewność, że gdyby ktoś z moich bliskich znalazł się w takiej sytuacji, to nie mógłby liczyć na pomoc, bo nikt w Raciborzu by jej nie udzielił i chyba nawet nikt nie wiedziałby jak to zrobić - tłumaczy powód, dla którego tak ostro krytykuje te działania. Czy w momencie ogłoszenia alarmu odcięto instalację gazową, elektryczną? Czy ktoś na zewnątrz policzył urzędników, czy wszystkim udało się opuścić budynek? - zadaje pytania.

To tylko ćwiczenia

Tym razem trenowaliśmy jedną rzecz, ewakuację z urzędu. Staraliśmy się, żeby akcja była jak najmniej uciążliwa dla osób z zewnątrz. Dlatego też nie usunęliśmy spod budynku samochodów. Znacznie zwiększyłoby to też koszty - argumentuje naczelnik. Ćwiczenia te odbyły się po raz pierwszy od kilku lat, dlatego też miały być w miarę proste. Obecność karetki nawet podczas symulacji jest obowiązkowa. W ciągu kilku minut z budynku mieli wyjść też klienci. Zrobił się tłok. Ktoś mógł się przewrócić, zasłabnąć, spanikować. Zabezpieczenie medyczne jest w takich sytuacjach niezbędne - Różewski odpiera zarzut o nieuzasadnionym blokowaniu karetki. Jego zdaniem nawet najlepsze ćwiczenia czy postępowanie według teoretycznych wskazań, w praktyce mogą okazać się zawodne. Dotyczą zachowań, których nie da się przewidzieć w sytuacji faktycznego niebezpieczeństwa. Nie twierdzimy, że wszystko wiemy. Zdajemy sobie sprawę z niedociągnięć naszej akcji. Zamierzamy takie ćwiczenia przeprowadzać częściej - zapewnia szef MCRiOL. Natomiast nasz rozmówca uważa, że takie podejście doprowadzi kiedyś do tragedii. Za którymś razem alarm może okazać się prawdziwy. Postępowanie ludzi nie będzie się różniło od tego, utrwalonego przez podobne do środowych ćwiczenia.

A.Dik

  • Numer: 16 (679)
  • Data wydania: 19.04.05