Wenezuela to dla mnie raj - część 1
Z Wojciechem Bronowskim, byłym dyrektorem Teatru Ziemi Rybnickiej, animatorem kultury w Rybniku, a prywatnie zapalonym podróżnikiem usiedliśmy znów przy filiżance gorącej czekolady, by porozmawiać o jego wyprawie do Wenezueli.
Wenezuelę przejechałem od północnej granicy do południowej, po lądzie, wodzie i w powietrzu, sześcioma samolotami. Dzięki temu można było podziwiać wszystkie uroki tego kraju. Jestem miłośnikiem czekolady, jednak muszę przyznać, że czekoladę przez duże C i Z piłem tylko właśnie w Wenezueli oraz w Hiszpanii. Wenezuela to kraj olbrzymich łanów kakaowców. Zwiedzaliśmy jedną z plantacji, która była wielkości Rybnika. Oni kakao mają dużo, więc robią z niego najwyższej jakości czekoladę. Na śniadanie w naszym hotelu zawsze stał duży garnek z którego chochlą mogliśmy brać czekoladę bez umiaru. Również miałem okazję skosztować takiej czekolady w specjalnej czekoladziarni w Hiszpanii. Drugą wspaniałą historią w Wenezueli było cuba libre, czyli drink składający się z coli, rumu i limonki. Coś wspaniałego, mmm... Wcześniej nie wiedziałem o tym napitku, a okazało się, że rum i cuba libre to narodowe trunki Wenezueli. Rum w porównaniu do naszej wódki jest zdrowy. Przecież ten trunek pili marynarze na statkach. Byli dzięki temu zdrowi i zdolni do pracy. Tak też ja, mając okazję na pięknej wyspie Margarita w Wenezueli już od 10 rano zaczynałem „działalność artystyczną” z cuba libre.
Uwielbiany Chavez
Wenezuela zajmuje przeszło trzy i pół Polski i jest jednym z najbardziej rozwiniętych gospodarczo krajów w Ameryce Południowej. Bierze się to stąd, że ma duże złoża ropy naftowej, które wydobywają Amerykanie. Do niedawna było tak, że te kraje dzieliły się po połowie zyskami z tej ropy, ale prezydent Chavez postanowił inaczej i Amerykanie zgodzili się. Teraz mniej więcej trzy czwarte zysków biorą Wenezuelczycy. Ten prezydent jest tam bardzo popularny, już włada trzy kadencje. On zasłynął z tego, że zelektryfikował kraj. Kiedy jechałem przez Wenezuelę, to wszędzie można było dostrzec kilometry drutów elektrycznych, dochodzących nawet do najdalszego zakątka, do dżungli. Nawet Indianie, do których należy jedna czwarta kraju, budując specyficzne domki na palach na rzece Orinoko, mają tam pociągnięty prąd. Kiedy odwiedzaliśmy właśnie taką wioskę, to patrzę, a w tym domku gra telewizor. U nas pan Chavez nie może być gloryfikowany, bo jest przecież lewicowcem, ale tam ludzie go uwielbiają.
Niezwykła rzeka
W mojej podróży przez dwie noce spałem u Indian, w specjalnie przygotowanych przez nich domkach dla turystów. Była nawet restauracja i atrakcje typu małpy, papugi, ogromne żółwie. Miałem też okazję zobaczyć na własne oczy największego węża świata, czyli anakondę. W specjalnie przygotowanym basenie gad moczył swoje cielsko, jednak po pojawieniu się pierwszych promieni słońca wypełzł na brzeg i mogliśmy podziwiać go w całej okazałości. Moja żona z kolei nauczyła papugi mówić swoje imię w trzy kwadranse. Najpierw mówiły Jaga, potem Jagoda aż w końcu Jadwiga. W całym tym kraju najciekawszymi dla mnie były dwie rzeczy: Delta Orinoko oraz dżungla. Orinoko to „rzeczka” długości 3600 km, równoległą do Amazonki. Dochodzi nawet do 12 kilometrów szerokości, kiedy wpada do morza. Na obu brzegach rośnie niesłychana roślinność, drzewa jakich nigdy nie widziałem w Europie, nawet na zdjęciach. Sama delta zajmuje powierzchnię ok. 40 tys. km kwadratowych. Ciągnie się na długości ponad 300 km. Składa się z 80 odnóg rzecznych. W pewnym momencie Indianin zapakował nas do łodzi. Wjechaliśmy w jedną z odnóg. Ni stąd ni zowąd zobaczyliśmy, jak wpływa do niej inna rzeka. Ta, którą my płynęliśmy była w kolorze żółtym, a wpadająca do niej w ciemnym brązie. Co ciekawe, kiedy już wody były połączone, to kolory i tak się nie mieszały. Był pasek żółty i brązowy.
Tam ludzie są szczęśliwi
Wody Orinoko usiane są licznymi wysepkami, które zamieszkują m.in. ludy z plemienia Warao z wspomnianymi wcześniej domostwami na palach. My zwiedzaliśmy rzekę szybką łodzią, oglądając przyrodę i ludzkie osady. W rzece nie mieliśmy okazji zobaczyć anakond, ale były np. kajmany, żółwie, pekari, oposy, oceloty itd. Jadąc przez ten kraj można przejechać setki kilometrów przez pustkowia, równiny i pampę. Niektórzy widząc wioski mogą powiedzieć, że tam jest bieda. Z Indianami to jednak nie jest tak jak by się mogło wydawać. Oni wprawdzie mieszkają w prowizorycznych drewnianych chatach, jednak to dlatego, że to im wystarcza. Oni po roku zmieniają miejsce i budują nowe chaty. Oni nie muszą się ubierać na zimę, więc chodzą prawie rozebrani. Oni mają wszystko co jest im potrzebne, sami zdobywają sobie jedzenie i chwalą sobie swoje życie, które dla nas może wydawać się koszmarem. Te wszystkie wyjazdy powodują, że człowiek inaczej patrzy na dany kraj, a często musi zmienić swoje dotychczasowe poglądy.
Notował: (ska)
Najnowsze komentarze