Sobota, 6 lipca 2024

imieniny: Dominiki, Gotarda, Agrypiny

RSS

Zimowy stęp

01.02.2011 00:00 red
Niezapomniana przygoda i przyjaźń na całe życie.
Od kilkunastu lat gospodarstwo państwa Białeckich jest azylem i ostoją jeździectwa. Tutaj konie to nie tylko zwierzęta zarobkowe, czy żywe elementy krajobrazu. To przyjaciele – na dobre i na złe.
 
Po wcześniejszym umówieniu się, przyjechaliśmy do Pstrążnej z zamiarem napisania kilku słów o koniach, jeźdźcach i ich przyjaźni. Zupełnie przypadkowo, było nam dane doświadczyć jej na własnej skórze. Już od progu instruktorka jazdy konnej Marta Maciejewska podkreśliła, że nie można zrozumieć jeździectwa, jeśli choć trochę się go nie poczuje. Należało więc spróbować. Pierwsze spotkanie z koniem zapada w pamięci. Pod okiem instruktora wdrapujemy się na siodło i z nieodpartym lękiem przed utratą równowagi głaszczemy naszego wierzchowca. Jest miękki, ciepły i spokojny. Po krótkim czasie uświadamiamy sobie, że siodło tak naprawdę nie ma prawa się przechylić, więc póki co nic nam nie grozi. Za radą instruktora przytulamy się do zwierzęcia, co może wymagać trochę potu. Sterczące uszy wyznaczają nam kierunek i po włożeniu butów w strzemiona robimy pierwszy krok. I następny. Siodło lekko kołysze się pod nami zgodnie z ruchami zwierzęcia, a my musimy wczuć się w ten rytm. Żywo. Spokojnym stępem pokonujemy kilka metrów. Obok nas przejeżdżają kursantki w brązowych i czarnych toczkach, które mają za sobą już kilka lat praktyki. Nasz koń musi poczuć, że i my czujemy się pewnie, co nie jest wcale takie trudne. Jazda na wierzchowcu pomaga się rozluźnić. Za namową instruktorki próbujemy także kłusu. To szybszy  chód konia, choć jeszcze nie galop. Teraz czuć już mocno ruchy siodła, a my chcąc nie chcąc podskakujemy na koniu. Zmarznięty śnieg szeleści pod kopytami konia. Po udanej próbie zeskakujemy z włochatego przyjaciela, któremu po jeździe należy podziękować. Można pogłaskać, przytulić. Zwierzę czuje się dobrze, my jeszcze lepiej. Choć jazda trwała tylko kilka minut, wydaje się, że minęła już ponad godzina. Odprowadzamy naszego wierzchowca do stajni, gdzie należy go wyczesać oraz wyczyścić kopyta. Praca zakończona, przyjaźń zawiązana. Teraz nasz przyjaciel może udać się na odpoczynek, a my na ciepłą herbatę. – I jak wrażenia? – pyta instruktorka. – Niesamowite – odpowiadamy. Już nie możemy doczekać się następnego razu.
 
Szymon Kamczyk 
  • Numer: 5 (221)
  • Data wydania: 01.02.11