Pracownicy wodzisławskiego urzędu chcą podwyżek. Ponad połowa zapisała się do "Solidarności"
- Mało zarabiamy, a w poprzednich latach nie było zbiorowych podwyżek wynagrodzeń. Wprowadzono jedynie system wartościowania stanowisk pracy i na jego podstawie wybierano pojedyncze osoby, którym podnoszono stawki - mówi Sylwia Ratajczak, przewodnicząca nowej organizacji.
W Urzędzie Miasta Wodzisławia Śląskiego działa "Solidarność". Pracownicy magistratu chcą doprowadzić do poprawy warunków pracy. W ich ocenie największym problemem są niskie wynagrodzenia.
Sylwia Ratajczak podkreśla, że w tym roku pracownikom udało się w końcu skłonić prezydenta miasta do rozmów płacowych, jednak pierwsza tura negocjacji zakończyła się fiaskiem. - W następnym dniu zmienił zdanie, ale wypełnił tylko jeden z naszych postulatów - tłumaczy Ratajczak. Śląsko-Dąbrowska "Solidarność" wylicza, że ostatecznie wynagrodzenia w urzędzie wzrosły o 15 proc. od 1 lipca.
- Pomimo wszystko postanowiliśmy założyć "Solidarność", aby mieć mocniejszą pozycję w rozmowach z pracodawcą i móc korzystać z instrumentów, jakie daje ustawa o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. Do związku zapisała się ponad połowa pracowników urzędu – 133 osoby, spośród 240 zatrudnionych - mówi przewodnicząca.
Jak zaznacza Sylwia Ratajczak, "15-procentowy wzrost płac, choć na pierwszy rzut oka dość pokaźny, nie zrekompensował wieloletnich zaniedbań. A jesienią inflacja okazała się wyższa niż lipcowe podwyżki". Zapowiada, że związek w dalszym ciągu będą dążył do poprawy warunków płacowych pracowników wodzisławskiego magistratu. Tym bardziej, jak podkreśla Solidarność, z informacji, jakie posiadają, wynika, że w przyszłorocznym budżecie miasta nie zaplanowano środków na podwyżki płac.
Przewodnicząca dodaje, że wciąż aktualne pozostają pozostałe postulaty pracowników przedstawione pracodawcy podczas tegorocznych rozmów płacowych. Śląsko-Dąbrowska Solidarność przypomina, że chodzi o coroczną waloryzację wynagrodzeń i przywrócenie dodatku motywacyjnego, który jak dodano, "był wypłacany raz na kwartał i wynosił 500 zł brutto, ale podczas pandemii koronawirusa został zawieszony". - Nie były to duże pieniądze, ale w naszych budżetach miały spore znacznie - mówi przewodnicząca nowej organizacji. - Chcielibyśmy zapoznać się z sytuacją ekonomiczną urzędu i na jej podstawie zdecydować o dalszych postulatach. Być może jednym z nich będzie wypłata rocznej nagrody - dodaje Sylwia Ratajczak.
źródło: Śląsko-Dąbrowska Solidarność, oprac. (d)
Komentarze
15 komentarzy
kłamstwo - albo naprawdę jesteś głupcem albo próbujesz coś ugrać swoimi niedorzecznymi wpisami. podtrzymuję jak najbardziej zdanie, że zwolnienie się jest dobrą alternatywą wobec czekania czy jak wolisz walki o podwyżkę. smutna prawda jest taka, że z pustego i Salomon nie naleje. doświadczenia wielu osób, które znam pokazują, że zmiana praca na ogół wiąże się z wyższym wynagrodzeniem. paradoks może jest też taki, że są wśród nich także byli urzędnicy. wielu urzędników woli jednak "klepać biedę" niż zaryzykować i rozwinąć swoje możliwości, wszak na państwowym garnuszku najstabilniejsza praca. nie wiem czy przypominasz sobie audyt w urzędzie, który wykazał, że ok.23% stanowisk to stanowiska kierownicze, niektóre z nich bez podległych im pracowników - taki "wodzisławski" przerost formy nad treścią dla zasłużonych, a szeregowi urzędnicy dalej mogą marzyć o podwyżkach.
Do szeregowych wyrobników, którzy muszą odwalać setki decyzji czy postanowień, albo rozliczać rozmaite drobiazgowe budżety, uwag tych nie kieruję. Oni doskonale wiedzą, że przyszli tam odwalać robotę za kombinatorów i tym samym godzą się robić za kwiatki, do kożucha.
Rzadko przyznaję racje mhl-owi, ale tu ma rację. Te karykatury samorządów w zasadzie potrzebują opcji zero, aby Polska stanęła pewnie, na nogach. Teraz samorządność, z hołubionym przez dekady klientyzmem, dualną działalnoscią niektórych urzędników i kadencyjnością lokalnych koterii, to parodia mitu o Syzyfie [Mieszkańcy pchają kamień pod górę, urzędnicy, czasem na rozkaz swoich panów, a czasami dla swoich prywatnych nieczystych interesów, ten sam kamień, cisną .... w dół. Mało tam macie, przy biurkach urzędowych, tych "przedsiębiorców" ... "na żonę", "na syna", "na kolegę"? Już w latach dziewięćdziesiątych wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że urzędnik nie będzie pilnował prawa, skoro przyszedł na stanowisko, aby jego pracownia [tu sobie podstawcie dowolny zawód wolny], albo biznes rodzinny, miał "łatwiej", a konkurencja miała "trudniej".
Kolejny popis prowincjonalnego prymitywizmu w wykonaniu mhl999. Według niego zwolnić się powinni urzędnicy, pielęgniarki, nauczyciele, policjanci czyli wszyscy ci, którzy ośmielają się walczyć o swoje zarobki. Ale z drugiej strony co więcej oczekiwać od człowieka, który upatruje rozwoju miasta w sprzedaży popcornu przez sprzątaczki w miejskim kinie i budowy baru w parku miejskim.
To dlaczego pis się nie przyzna w swojej telewizji tvp, że specjalnie „dusi” samorządy aby ludzie szli na bezrobocie
z drugiej jednak strony zawsze można się zwolnić. tutaj jednak urzędnicy nie są chętni do takich czynów, bo w sektorze prywatnym trzeba po prostu więcej pracować i dlatego klepią biedę licząc na poprawę warunków. jednak na zbicie inflacji bym nie liczył, po prostu urzędu na to nie stać - tzn. może inaczej stać ale odbije się to kosztem miejskich inwestycji. paradoksalny przypadek to taki, kiedy cała kasa idzie na urzędników/strażników miejskich czy nauczycieli, a na miasto jest 0,00. wówczas mieszkańcy powiedzą, że coś tu jest nie halo ;-)
odsetek ludzi, którzy zapisali się do związku jest bardzo duży i jest to odzwierciedlenie niezadowolenia wobec kiecy. z drugiej jednak strony jestem przekonany, że zwolnienie 10% urzędników nie zmieni jakości jego pracy, a wtedy znajdzie się kasa na podwyżki. brutalne ale prawdziwe. było nie było kieca rozbudował przesadnie niektóre wydziały. szczególnie ten od propagandy medialnej bardzo mi się podoba. i pomyśleć, że kiedyś była tylko jedna baśka chrobok kiedy kieca zaczynał w urzędzie ;-) wydawanie na głupoty to już klasyk, ale tego jakby się nie zauważa bo to "ważne wydatki". dla mnie mydlenie oczu, a nie ważne wydatki. ciekawi mnie jak to się skończy, bo brak "podwyżki w budżecie" będzie dobrą alternatywą do wycieków grzeszków prezydenta, które są skrzętnie poukrywane - kiedy frustracja narasta takie rzeczy się dzieją.
Więcej takich Krzyżkow zatrudnij Panie Kieca . Tak z 10 zastępców
Do M7, stawki są podane w rozporządzeniu wiec łatwo można sprawdzić. nie są to żadne kokosy, raczej „dodatek” do domowego budżetu, a nie jako główne źródło utrzymania rodziny (oczywiście mowa o „szeregowcach” nie o „generałach”)
Szkoda że nie są podane zarobki przeciętnego urzędnika np. takiego inspektora. Wtedy można byłoby się zastanowić czy postulaty ich są słuszne.
Pozwalniać. Po co utrzymywać połowę niepotrzebnych pracowników.
3x dziennie kawa, ciasteczka, kateringi.
Chcesz coś załatwić ...... nie ma pomocy.
odnośnie zastępcy o którym mowa poniżej, zasięgnijcie opinię w Raciborzu oraz miejscach gdzie pracował, nie chce o tym pisać, ale ciekawych rzeczy się dowiecie, na zmiany zawsze jest czas, wkrótce wybory, macie zastępcę albo inaczej "kolesiowski układ z Raciborza"
Coś kiedyś Kieca mówił że nie trzeba zastępców. Gdyby ich zwolnić i podzielić te pieniądze na resztę....
Postulaty słuszne itd.
ale nie wiem czy wiecie że w piątek 11.11 solidarnosc miała biesiadę piwną z pis-em a w czwartek będzie strajk?
Ale o sobie prezydent i radni nie zapomnieli. W zeszłym roku wynagrodzenie Mieczysława Kiecy z 9 660 zł wzrosło do 16 239 zł.