Refleksje młodych księży o Kościele (słowo wstępu)
Księdza Łukasz Libowski zapowiada nowy cykl publikacji na łamach Nowin.
Coś, co buduje i daje nadzieję. Dwie uwagi wstępne do cyklu refleksji młodych księży o Kościele
Oto garść informacji tytułem wprowadzenia, by materiały, które w następujących tygodniach i miesiącach w rytmie codwutygodniowym będą w tym miejscu publikowane, widzieć mogli Państwo w szerszej perspektywie jako jedną, w określony sposób pomyślaną i zaprojektowaną całość, a wskutek tego, jak sądzę, by oddawali się Państwo ich lekturze z większym pożytkiem, odnosząc większą korzyść.
OBSERWACJA
Jakiś już czas temu zauważyłem, że jest coś szczególnego w tym, co o Kościele mówią – owszem, mówią, ale przede wszystkim myślą – młodsi duchowni, w kręgach których – bom, raz, sam jeszcze młody i, dwa, bom w uniwersytecie, a więc w miejscu ludzi raczej młodych, a ponieważ jest to uniwersytet katolicki, to jest to też miejsce wielu młodych specjalistycznie kształcących się księży – najwięcej aktualnie się obracam.
Otóż w ich mówieniu o Kościele jest coś optymistycznego, coś, co buduje i daje nadzieję, nadzieję na przyszłość – nie jakąkolwiek przyszłość, nie przyszłość jako taką, ale przyszłość kościelną. Oczywiście, nie u wszystkich księży młodych owa komponenta – tak, dookreślmy ją również i w ten sposób – pocieszająca, którą wskazuję, występuje, tym niemniej pojawia się ona chyba u większości: takie przynajmniej na chwilę obecną odnoszę wrażenie; u jednych będzie też ona pewno wyraźniejsza, u innych znowuż mniej wyraźna, dyskretniejsza, może powiedzieć trzeba nawet, że subtelniejsza, zniuansowana.
Nie chcę tutaj konstatować, iż pozytywności w zapatrywaniu się na Kościół nie widzę wcale, po pierwsze, u duchownych starszych i, po wtóre, u świeckich: nie chcę czegoś takiego tu stwierdzać, gdyż byłaby to nieprawda; ale z uwagi na okoliczności, w jakich obecnie żyję i funkcjonuję – to jedno powiedzieć pragnę – ten pierwiastek radośniejszy w postrzeganiu Kościoła dostrzegam najbardziej i w pierwszej kolejności u prezbiterów młodych, moich kolegów i rówieśników.
Powie ktoś, że to ich pozytywniejsze percypowanie, odbieranie Kościoła daje się wytłumaczyć łatwo z jednej strony ich wiekiem i temuż wiekowi właściwym naiwnością i rozentuzjazmowaniem, z drugiej zaś strony osobliwym rodzajem psychologicznego przymusu, by w jasnych, a przynajmniej jaśniejszych barwach widzieć przyszłość bytu, z którym związało się swój los. Lecz jeśli nawet jest to prawdą, nie oznacza to wcale, iż w onym – interesujący nas tu fenomen tak znów teraz określmy – młodzieńczym optymizmie eklezjalnym nie może pulsować jedna z wielkich o Kościele prawd: prawda mianowicie głosząca, że Kościół stanowi rzeczywistość z perspektywą, i to perspektywą imponującą, zawrotną – czytamy o niej w ewangelii, tam, gdzie Chrystus mówi najpierw do Piotra po jego wyznaniu: „Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16,18), a potem do apostołów po swoim zmartwychwstaniu: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28,20).
Ów eklezjalny optymizm młodszych kapłanów, jakikolwiek by nie był, jakikolwiek przy bliższym jego badaniu by się on nie okazał, jest dla mnie, doprawdy, czymś niezwykłym, niesamowitym, wielce go sobie szanuję i cenię, pragnę go i pożądam: choć, owszem, różny on bywa, raz większy, innym zaś razem mniejszy, raz śmielszy, innym zaś razem zupełnie niepozorny i nieśmiały, zawsze i nieodmiennie pozostaje on dla mnie silnym drzewem o mocnym, szerokim pniu i potężnej, rozłożystej koronie, w cieniu którego mogę co i rusz przystanąć albo położyć się, ukryć się i odpocząć od spiekoty pesymistycznej narracji o Kościele mainstreamowej, aby potem odświeżonym na ten uciążliwy i męczący skwar – rady nie ma – znów wyjść i w nim się prażyć.
IDEA
Właśnie dlatego postanowiłem poprosić różnych księży młodych, z którymi się znam, z którymi mam dość dobry kontakt, by podzieli się na łamach naszych „Nowin” swoją refleksją o Kościele: żeby nadziejonośna pozytywność ich zapatrywania się na Kościół wybrzmieć mogła publicznie i żeby w konsekwencji – co daj, Panie Boże, na co gorąco liczę – rozświetliła ona tak powszechną dziś, tak ekspansywną, tak mocno cisnącą się do naszych serc i głów optykę eklezjalną ponurą – określmy ją tu delikatniej może jakoś, wyważenie – i smutną.
Gdy chodzi o dobór rzeczonych duchownych, to przyznaję, że był on z gruntu subiektywny – wszak jako ten, który podejmowane przedsięwzięcie pilotuje, całkiem świadomie pozwoliłem sobie w tym względzie właśnie na subiektywność, zakładając, że tak mi po prostu wolno: starałem się zaangażować w projekt księży, z którymi czuję się związany, których drogi skrzyżowały się kiedyś z moją drogą życiową; każdego autora obiecuję przeto Państwu, uznając siebie za do tego zobowiązanego, króciuteńko przedstawić, wspominając o tym, skąd się znamy.
Co zaś tyczy się tekstów: prosiłem piszących, żeby były one możliwie głęboko osobiste, a zatem – pozwolą Państwo, że sięgnę po najnowszą, współczesną i modną chyba nomenklaturę religijną i kościelną – żeby były rodzajem świadectwa; prosiłem zarazem piszących, aby wypowiedzi, które będą komponować i tworzyć, dla zdynamizowania i uatrakcyjnienia składały się z trzech części – części poświęconych, odpowiednio, ich doświadczeniu Kościoła w przeszłości i teraźniejszości oraz ich wizji Kościoła jutra, Kościoła przyszłości; tematy-tytuły owych części zamknąłem w takich oto formułach: „Kościół, który mnie zrodził”, „Kościół, jakiego doświadczam” i „Kościół, o jakim marzę”.
W poszczególne wypowiedzi przesyłane do mnie do zredagowania i opracowania postanowiłem zbyt mocno nie ingerować, przyjmując minimalistycznie, iż poprawiać w nich będę to wyłącznie, co ewidentnie błędne, co uznaję za wymagające skorygowania w sposób konieczny: decydując tak a nie inaczej, w wypadku każdej jednej refleksji ocalić i zachować chciałbym jak najwięcej tego, co indywidualne, jednostkowe, niepowtarzalne, jak najwięcej tego, co stanowi ‘proprium’ danego mężczyzny, księdza; wyznaję, mili Czytelnicy: to jedna z moich fascynacji – kiedy obserwować mogę i śledzić, jak osoba wraz z całym osobowym swoim ogromnym bogactwem wyraża się w słowie, jak konkretny duch ucieleśnia się w zdaniach, jak dusza wlewa się w to nieprawdopodobnie czułe i wrażliwe naczynie tekstu, nadając mu oryginalną, swoistą, osobliwą postać.
ks. Łukasz Libowski
W tym miejscu polecamy pierwszą część cyklu:
Byłbym świetnym tradycyjnym, praktykującym, a jednocześnie niewierzącym człowiekiem
- Refleksje młodych księży o Kościele 22 wiadomości, 88 komentarzy w dyskusji