Czytając papieża Franciszka: Braterstwo
"Dzisiaj wszystko można wytworzyć, zamaskować, zmodyfikować."
W harmonii ze wszystkimi
Jeszcze raz, ostatni już, chcę, szanowni państwo, sięgnąć w ramach niniejszych naszych codwutygodniowych rozważań do Franciszka, do jego ostatniej encykliki Fratelli tutti; a jeśli tak, to, uwzględniając dwa moje teksty powstałe w oparciu o rzeczony papieski dokument przedświąteczne, będziemy mogli mówić o Nowinowym tryptyku Franciszkowym – prawdę rzekłszy: tak właśnie, a więc jako tryptyk, rzecz zaraz u jej zarania wykoncypowałem. Tym razem skupmy się na wątku odnośnego pisma Ojca Świętego tytułowym, a zatem na braterstwie; a ponieważ z braterstwem kojarzy mi się taniec, załączam do tego felietonu zdjęcie rzeźby taniec przedstawiającej – rzeźby mniej zapewne znanej niż słynny Taniec Matisse’a. Nie będziemy jednak w tej odsłonie naszych rozmyślań Franciszkowych streszczać i wnikliwie analizować tekstu napisanego przez biskupa Rzymu, jak to po dwakroć czyniliśmy uprzednio. Lecz – tak się może wyrażę – papieską refleksję poświęconą rzeczywistości braterstwa, biorąc ją en bloc, opatrzymy tutaj komentarzem. Ów komentarz będzie, zaznaczmy zawczasu dla porządku, trzyelementowy.
Kwestia pierwsza – postawmy ją w postaci pytania: co rozumie papież przez pojęcie braterstwa? W początkowym fragmencie encykliki – a myślę, że do tego fragmentu wystarczy się nam tu najzupełniej ograniczyć, nie jestem zresztą, swoją drogą, pewien, czy gdziekolwiek indziej w owej encyklice da się znaleźć coś na ten temat lepszego, pełniejszego, bardziej wyczerpującego – Ojciec Święty używa następujących sformułowań, które traktować by można jako swoiste komplementarne względem siebie, korygujące się wzajem definicje czy raczej quasi-definicje braterstwa. Otóż braterstwo zdaniem Franciszka to życie „w harmonii ze wszystkimi”; to wielka miłość, pragnąca „objąć wszystkich”, miłość wykraczająca „poza granice geografii i przestrzeni”; to rozpoznanie, docenienie i miłowanie każdej osoby „niezależnie od bliskości fizycznej, niezależnie od miejsca na świecie, w którym się urodziła lub w którym mieszka”. W efekcie w mniemaniu biskupa rzymskiego ten praktykuje braterstwo, kto „tak kocha «swego brata będącego daleko od niego, jak gdyby był z nim»”; „kto godzi się zbliżyć do innych osób w ich własnym ruchu, nie po to, by utrzymać je w swoim, ale by pomóc im być bardziej sobą […]”. Postępował w ten sposób, sądzi Ojciec Święty, „Franciszek, który czuł się bratem słońca, morza i wiatru” i który „wiedział, że jest jeszcze bardziej zjednoczony z tymi, którzy tak samo żyją w ciele jak on”; który to Franciszek „wszędzie rozsiewał pokój i podążał u boku ubogich, opuszczonych, chorych, odrzuconych, ostatnich”. Stąd widzi papież w Biedaczynie, którego obrał patronem swojego pontyfikatu – a także chyba w miłosiernym Samarytaninie, o którym przypowieść w tekście nas interesującym dość skrupulatnie omawia – brata par excellence, brata-wzór, brata doskonałego.
Myśleć i tworzyć świat otwarty
Dwa. We Fratelli tutti papież, jak to on, niczym doświadczony lekarz, potrafi, kapitalnie znów nas w dziedzinie braterstwa diagnozuje. Pozwalając sobie na uogólnienie, możemy stwierdzić, iż Ojciec Święty jest zdania, że wspólnota, jaką na chwilę obecną jako ludzie, jako jedna wielka rodzina ludzka tworzymy, jeśli tylko celem, ku któremu wspólnota ta dąży, jest braterstwo, pozostawia wiele do życzenia: oj, daleko nam w opinii papieża do autentycznego, głębokiego braterstwa! I w całym rozdziale pierwszym zredagowanej przez siebie encykliki – rozdział ten nosi wymowny tytuł Mroki zamkniętego świata, tytuł będący literacko zakodowaną tezą, przy której biskup Rzymu obstaje – Franciszek wylicza przejmująco, niezmiernie błyskotliwie je uchwytując, kolejne zachodzące wśród nas, ludzi XXI-wiecznych, zjawiska, które w jego przekonaniu uzasadniają taką, jakby nie było, zgoła niewesołą o nas i braterstwie naszym konstatację.