Widzieć jak widzi Bóg. Czyli o pięknie
Doświadczanie piękna jest jak modlitwa - pisze ks. Łukasz Libowski.
Coś, co trudno wyrazić w słowach
Moi drodzy! Proponuję, abyśmy w tym tygodniu pochylili się krótko nad kwestią piękna. Wydaje mi się bowiem, że jest to kwestia ważna, jeśli nie bardzo ważna, w naszym życiu. A chyba, szczerze sobie powiedzmy, nie za często o niej myślimy i poświęcamy jej naszą uwagę.
Otóż raz po raz przeżywamy chwile, w których doświadczamy piękna. Jak sądzę, jest w życiu każdego z nas takich chwil, doprawdy, całkiem niemało. Doświadczamy piękna, kiedy na przykład oglądamy zachodzące słońce i dajemy się oczarować mieniącemu się wówczas rozmaitymi kolorami niebu. Doświadczamy piękna, kiedy zwiedzamy dostojne zakamarki jakiegoś miasta, zakamarki z ich elegancką, podstarzałą, cudowną zabudową. Doświadczamy piękna, gdy obserwujemy, jak samica, która dopiero co wydała na świat młode, czule, z ujmującą troską stara się o swoje potomstwo i wokół niego pośpiesznie się uwija. Wreszcie, doświadczamy piękna, słuchając dobrej, głębokiej muzyki. Pewnie każdy z nas mógłby do tego przedstawionego przeze mnie skromnego wyliczenia dodać jeszcze coś od siebie; każdy z nas mógłby wskazać czy nawet szczegółowo opisać sytuację, w której spotkał się z pięknem.
Co się dzieje, kiedy doświadczamy piękna, kiedy przeżywamy piękno? Dzieje się wtedy, w nas i z nami, coś wielkiego i niezwykłego. Wydarza się wówczas coś, co trudno wyrazić w słowach. Jakby znajdujemy wtedy odpowiedź na pytanie, które dotąd nas dręczyło i nie dawało nam spokoju, ale którego to pytania nie potrafimy nijak, choćby nawet bardzo karkołomnie, choćby nawet bardzo ułomnie, sformułować. Jakby rozwiązuje się naonczas przed nami zagadka, jakby odsłania się w ów czas przed nami jakaś niesamowita, doniosła dla naszego życia tajemnica. Czujemy wtedy pełnię, doskonałość, absolutną harmonię. I, stając w obliczu tej absolutnej harmonii, odkrywamy, że powoli, powoli wypełnia nas błogie zaspokojenie. Błogie zaspokojenie, czyli szczęście. Rozumiemy wtedy, że jest dobrze; że tak, jak jest, jest dobrze. I że znajdujemy się oto, że jesteśmy w domu.
Potrzeba jednego i drugiego
Jednak nie zawsze piękna doświadczamy w ten sposób. Czasami przychodzi ono do nas inaczej, inną drogą. Otóż bywa tak, że wszystko ukazuje nam swoją brzydotę i podłość, swoją, by tak to ująć, gorszą stronę. Przychodzi choroba, starość, jakieś nieszczęście, zło; może trzeba by tu wymienić i grzech. Przychodzi to na nas, niejednokrotnie wbrew naszej woli, i zatruwa nam życie. Dopada nas wtenczas smutek, a w sercu naszym zalęga się wtedy niepokój, jakaś agresja, złość na cały świat i na wszystkich; może nawet kiełkuje wówczas w naszej duszy bunt przeciwko temu, co się dzieje. Spadają nieraz na nas, jak to powiadamy, przygody, okoliczności trudne, z którymi nie jesteśmy sobie w stanie ani sami, ani też szybko poradzić i które wysysają z nas żywotne soki. Umieramy wtedy; tak, duchowo wtedy obumieramy.
I dopiero w jakiś czas później, kiedy z tymi doświadczeniami trudnymi, jako bezsilni, jako przegrani, oswajamy się i zaprzyjaźniamy, bo w końcu nic innego nam już nie pozostaje, dostrzegamy, wiedzeni naszą wrażliwością, naszą ludzką dojrzałością, naszą intuicją, że to, co trudne i czego byśmy sobie nie życzyli i nie chcieli, także przynależy do życia; że to, co trudne także na nasze życie się składa. Zaczynamy wtedy pojmować, że w życiu potrzeba jednego i drugiego: dobra i zła, cnoty i grzechu, zdrowia i choroby, młodości i starości, bo życie po prostu takie jest. I odkrywamy w tym, w tym, że ono jest właśnie takie, jego ukryte, zrazu przed nami zasłonięte i nam niedostępne piękno. I znów ogarnia nas spokój, błogość, harmonia, spełnienie. Spełnienie bardzo podobne do tamtego, o którym wcześniej była mowa, a zarazem, nie można tego przemilczeć, jako że byłoby to nieuczciwe, zupełnie od tamtego różne.