Sobota, 30 listopada 2024

imieniny: Andrzeja, Justyny, Konstantego

RSS

Mam marzenie: dożyć komunii mojej Emilki

26.12.2018 07:00 | 1 komentarz | ma.w

Urodziła czworo dzieci, żyła pełnią życia. Przed dwoma laty wykryto u niej raka piersi. Dziś jest inwalidką i boi się, że niedługo umrze. Nadzieją na wydłużenie życia jest trudno dostępny i nierefundowany w Polsce lek afinitor. Miesięczna dawka kosztuje 16 tys. zł. Na tyle można wycenić miesiąc życia Anny Wojciechowskiej, dla której czas to dosłownie pieniądz.

Mam marzenie: dożyć komunii mojej Emilki
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Anna Wojciechowska nie chce się denerwować. Częstuje nas zieloną herbatą. To broń na raka, dla którego gniew jest pożądanym paliwem. Wysoka, atrakcyjna kobieta o blond włosach zachorowała w 2016 roku. Guza wyczuł mąż Andrzej i zdecydował o pilnej wizycie u lekarza. Jest z wykształcenia nauczycielem wf i z zajęć anatomii została mu całkiem bogata wiedza medyczna. Ona nie dopuszczała do siebie złych myśli, ale najgorsze niestety się potwierdziło. To był rak.

Jest rodowitą raciborzanką. Wychowała się na Ostrogu, skończyła tam „jedynkę”, później uczyła się w gastronomiku przy Wileńskiej. W czasach liceum poznała przyszłego męża. Pan Andrzej wciąż rozpływa się w zachwytach nad urodą ówczesnej Ani, w której zakochał się bez pamięci. Jest dla niego najważniejsza w życiu, mówi: będę walczył o nią do samego końca.

Raka piersi pani Anny poddano leczeniu. Wydawało się skuteczne, w szpitalu pani Anna słyszała dobre prognozy. Znów najgorsze przyszło z wydrukami wyników. – Dowiedzieliśmy się w styczniu tego roku. Na kontrolnym badaniu usg, gdy nic nie zapowiadało, że może być źle. 12 zmian na wątrobie. Rak piersi z przerzutami w całym organizmie – opowiadają Wojciechowscy. Wyniki badań zabrzmiały niczym wyrok. Choroba jest nieuleczalna, ale życie chorej można wydłużyć stosując specjalny lek. Specjalny i drogi. Pani Anna sama doszukała się informacji na jego temat i niemal uparła, że spróbuje, bo lekarze podchodzili do tematu sceptycznie. – I tak go pani nie załatwi – usłyszała od specjalisty. Afinitor – specyfik stosowany jest teraz w leczeniu raka w Europie Zachodniej. Miesięczna dawka sporo kosztuje – 16 tys. zł. Oszczędności topnieją, bo walka z rakiem, ciągłe konsultacje, wyjazdy – wszystko pochłania pieniądze. Regularne kupowanie afinitoru to wydatek ponad siły małżeństwa z dwójką małych dzieci. Rezygnacja z leku oznacza jednak rezygnację z życia. To o takich sytuacjach mówi się później, że człowiek zniknął w ciągu paru tygodni.

Pechowy przypadek

Kiedy spotykamy się z Anną Wojciechowską zastajemy ją w dobrej formie. Wiosną przeszła chemioterapię. – Była okrutna – wspomina swoje cierpienia. Niestety okazała się nieskuteczna, bo rak postępował. Jeździli do Warszawy, potem do Niemiec, do specjalistów, profesorów, ale przypadek raciborzanki okazał się wyjątkowy na tę chwilę. – Taki już pani pech. Lekarze mówili nam tak, pytani dlaczego rak nadal się rozprzestrzenia mimo chemioterapii – opowiadają małżonkowie. Eksperci tylko rozkładali ręce. Jeden specjalista wyróżniał się jednak w tym gronie – Jerzy Hanslik raciborski onkolog. – Na niego możemy liczyć w pierwszej kolejności – mówi z wdzięcznością pan Andrzej. Przeszukiwali internet, jeździli do specjalistów i w końcu mają nadzieję, którą można nazwać wprost: afinitor. Ten specyfik Europa Zachodnia refunduje swoim obywatelom. W Polsce takiej pomocy nie ma. 180 tys. chorych kobiet – jeśli chce żyć – musi zdobyć lekarstwo na własną rękę. – Piszemy i dzwonimy do ministerstwa zdrowia, pomógł nam poseł Arkadiusz Mularczyk, którego znamy jeszcze z czasów licealnych, ale ruchów w kierunku refundacji nie ma – mówi pani Anna.