Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

90 lat prababci Erny Mandrysz, co ma nietypową dietę

12.07.2015 10:00 | 0 komentarzy | woj

Erna Mandrysz urodziła się 25 czerwca 1925 r. w rodzinie Pastuszków w Jankowicach. Wychowywała się ze starszą siostrą. Jej ojciec pracował na kopalni, gdzie miał wypadek, po którym imał się różnych zajęć, był m.in. sołtysem. Matka Erny zajmowała się domem.

90 lat prababci Erny Mandrysz, co ma nietypową dietę
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Przed wojną siostry Pastuszek ukończyły miejscową szkołę podstawową. Została dziś po niej jedynie nazwa ulicy (Szkolna). – Po szkole ojciec nam powiedział: chcecie się stroić to musicie iść do pracy – wspomina jubilatka. 15-letnia dziewczyna pierwsze pieniądze zarobiła pracą w lesie. Wkrótce koleżanka namówiła ją aby spróbować sił w Raciborzu, gdzie przez kilka wiosen pracowała w kwiaciarni. Do miasta dojeżdżała z Szymocic. Właśnie podczas jednej z podróży napotkała Józefa, kawalera z Suminy, po polskiej stronie granicy. Miłość młodych przerwała nadchodząca wojna. Józef musiał włożyć mundur i wyruszyć do koszar. – Zanim wzięli go na front był jeszcze na przepustce, ale zaraz po tym napisał żebym to ja go odwiedziła gdyż wkrótce wyjeżdża w nieznane. Pojechałam się z nim zobaczyć ze szwagierką do Opola. Widziałam go 1,5 godziny jak ogłosili alarm, zbiórkę i wyjazd – wspomina. Dziewczynom nie udało się wrócić pociągiem, bo wszystkie odwołali. Dwa dni szły pieszo w stronę domu. Za Kędzierzynem nocowały w już opuszczonym domu. – Gdy doszłyśmy do Nędzy pewien furman z Górek Śląskich nas podwiózł. Po drodze mijaliśmy wielu żołnierzy, co wołali żebyśmy poszły z nimi. Ja miałam w głowie tylko Józefa – zamyśla się 90-latka. Jeszcze przed końcem wojny, w 1944 r. Józef przyjechał na przepustkę, podczas której młodzi wzięli ślub w rudzkim kościele.

Nierozłączni

W Jankowicach młodej dziewczynie o wojnie przypominały listy ukochanego. Na szczęście los pozwolił mu wrócić z frontu. – Był pierwszym żołnierzem, który wrócił z wojny do Jankowic. Pomimo że był ranny w nogę, szedł pieszo – przywołuje w pamięci pani Erna. Był to jednak okres kiedy mieszkańcy nie czuli się pewnie. Po wiosce krążyły patrole mieszkańców. Byli też Rosjanie. – Pewnej nocy ktoś zapukał do naszych drzwi. To byli czerwonoarmiści. Pytali Józefa gdzie tu są jakieś dziewczynki. Chcieli żeby poszedł z nimi, ale ja go nie puściłam – opowiada jubilatka. Na szczęście przyszedł ojciec Erny, któremu udało się pozbyć intruzów. Młodzi zdecydowali, że na pewien czas, dla bezpieczeństwa, przeniosą się do Suminy, do rodziców Józefa.

Gdy sytuacja się uspokoiła, Józef znalazł pracę na kolei w Rybniku. – Dzięki temu miałam darmowe przejazdy koleją. Jeździłam do Piotrkowa i Tarnowskich Gór. Przywoziłam stamtąd słoninę a nawet prosiaka. Tam było o wiele taniej więc opłacało się tu handlować – wyjaśnia pani Erna.

Tuż po wojnie na świat przyszli synowie Mandryszów. Rodzina po kilku przeprowadzkach w końcu otrzymała mieszkanie w domu celnym w Jankowicach. Tu przyszła na świat córka, a po kilkunastu latach rodzinie udało się wybudować dom (przy jego powstawaniu pracowały już dzieci Erny i Józefa). W 1960 r. Mandryszowie wprowadzili się do swojego domu. Przez kolejne lata jego ściany były świadkami dorastania nowego pokolenia, ślubów dzieci, łez szczęścia i smutku.

Bóg mi pomaga

Józef zmarł w 1994 r. Erna Mandrysz została sama, wspierana przez dzieci. Dziś ma 9 wnucząt i 13 prawnucząt. Dalej czeka na praprawnuki. – Zdrowie mi jeszcze pozwala żeby samej sobie zrobić wokół siebie. Potrafię sobie ugotować, zrobić porządek, pranie. Telewizji nie oglądam dużo, za to są przy mnie cały czas dzieci i wnuki – przyznaje. – To właśnie przez nich czuję jeszcze radość z życia. Szczególnie kiedy mogę im jeszcze jakoś pomóc – dodaje.

Czy Erna Mandrysz zna receptę na długie życie? – Miałam już za sobą poważne operacje, ale zawsze jakoś się udało. Cały czas jeżdżę na msze do kościoła. Chyba Bóg mi pomaga – zamyśla się. – Zawsze lubiłam swojskie, tłuste jedzenie. Dużo mięsa i kozie mleko – zdradza rąbek swojej diety.

W dniu 90. urodzin jubilatkę z Jankowic odwiedził burmistrz Kuźni Raciborskiej wraz z delegacją. Wręczyli jej życzenia i upominki. My również dołączamy do życzeń i winszujemy długich lat w gronie rodziny.

Marcin Wojnarowski