Sobota, 30 listopada 2024

imieniny: Andrzeja, Justyny, Konstantego

RSS

Sportowe serce raciborskiego kibica

21.02.2015 10:49 | 0 komentarzy | kozz

Na co dzień związany z raciborskim OSiR-em, wielu osobom kojarzy się z Areną Rafako i aquaparkiem H2Ostróg - Krzysztof Borkowski spełnia swoje marzenia oglądając mecze "na żywo".

Sportowe serce raciborskiego kibica
Przed meczem Premier League Crystal Palace - Everton
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Prywatnie Krzysztof Borkowski uwielbia rozmaite podróże, na których daniem głównym musi być wydarzenie sportowe. Ma na swoim koncie mecze obejrzane z wysokości trybun m.in. na Wembley, Allianz Arena czy Wimbledonie. Z raciborskim kibicem, 28-letnim Krzysztofem Borkowskim o jego pasji rozmawiał Maciej Kozina.

– Jak się zaczęła pana pasja, jaką jest kibicowanie „na żywo”?

– Pewnie od ojca, który też jeździł na sportowe imprezy i na początku mojego życia razem spędzaliśmy czas na meczach. Mój pierwszy mecz piłkarskiej ekstraklasy, gdy miałem siedem lat, to pojedynek Legii Warszawa z Jagiellonią Białystok. Z kolei pierwszy dalszy wyjazd to Wembley w 1999 roku.

– Były to wyjazdy typowo piłkarskie, ale później zaczęły dołączać kolejne dyscypliny, prawda?

– Nie tylko wokół piłki wszystko się toczyło, bo były na przykład także wyjazdy na Mistrzostwa Europy w siatkówce do Ostrawy i Wiednia, a także skoki narciarskie w Oslo. Nie skupiałem się tylko na jednym sporcie, aczkolwiek jakby się dokładniej przyjrzeć, to najbardziej przyciągająca jest piłka nożna i później siatkówka, ale generalnie wszystkie dyscypliny są dla mnie ważne i staram się na nie znaleźć czas żeby, choćby z ciekawości, raz w życiu je z bliska zobaczyć. O ile trudno jest mi się skupić na meczu hokeja na lodzie, czy koszykówki w telewizji, to na żywo bardzo chętnie oglądam te wydarzenia. Czeska Ostrawa jest miejscem, w którym można zobaczyć hokej na naprawdę wysokim poziomie. Na co dzień rozgrywane są tam mecze czeskiej ekstraklasy, ale organizowane są również imprezy rangi międzynarodowej, jak Mistrzostwa Świata, które w tym roku ponownie zawitają do naszych południowych sąsiadów. Patrząc na terminarz mistrzostw zapowiada się kilka ciekawych pojedynków, więc myślę, że jakieś wyjazdy się trafią.

– Jeszcze jakieś inne dyscypliny udało się z bliska zaobserwować?

– Bywałem także na galach boksu zawodowego. Największe wrażenie zrobiła na mnie walka i cała oprawa pojedynku Adamek – Kliczko we Wrocławiu. Przyjrzałem się także z bliska tenisowi ziemnemu. Wimbledon to był pierwszy taki poważny turniej tenisowy, na który udało mi się załapać. Miło go wspominam. Gdy jeździ się po większych imprezach, np. piłkarskich, to trudno jest się dostać do zawodników, wszystko jest szczelnie ogrodzone. Na Wimbledonie udało mi się dostać na mecz Agnieszki Radwańskiej i Mariusza Fyrstenberga, a po zakończeniu spotkania bez problemu można było podejść do naszych zawodników, zrobić sobie zdjęcie czy też porozmawiać. Między alejkami spotkaliśmy Venus Williams, trafiliśmy również na mecz Jamie Murraya i Jeleny Janković.

– Udało się zdobyć cenne pamiątki na którejś z imprez?

– Przed meczem Fulham – Bolton udało mi się zaczepić Jarosława Fojuta, wówczas gracza Boltonu, od którego dostałem koszulkę meczową po zakończeniu spotkania, na jednych z zawodów lekkoatletycznych udało mi się dostać plastron startowy byłej rekordzistki świata w rzucie młotem Betty Heidler. Posiadam również kilka koszulek siatkarskich zespołów. Takie gadżety sprawiają sporą frajdę osobom, które kolekcjonują ten typ pamiątek.

– Pasja do wyjazdów na widowiska sportowe wiąże się także z drugą pana pasją, jaką są podróże.

– Jak by na to nie spojrzeć to jedno ma wiele wspólnego z drugim. Albo jedzie się specjalnie na daną imprezę sportową i przy okazji coś się zwiedza, albo jest się w ciekawym miejscu i w tym czasie wyszukuje się interesujące wydarzenia sportowe. Wiele razy zdarzało się tak, że będąc na wakacjach szukałem fajnego, choćby regionalnego meczu, żeby można było coś ciekawego zobaczyć. Zdarzyło mi się być także, podczas rodzinnych wakacji, na meczu baseballa w Kanadzie, gdy grał zespół New York Yankees, pojawiający się często w amerykańskich filmach. Grali wówczas z Toronto Blue Jays i z ciekawości trzeba było pójść zobaczyć taki mecz. Jakoś baseball mnie jednak nie zaraził, więc całego meczu nie wytrwałem. Ale zobaczyłem fragment na żywo i mam w swoim dorobku jedno doświadczenie sportowe więcej.

– Na jakich wydarzeniach był pan najczęściej?

– Najwięcej meczów obejrzanych „na żywo” mam w siatkówce. Jest ich blisko dwieście. Oczywiście zaliczam do tego te z najwyższych półek, czyli mecze międzypaństwowe, PlusLiga/OrlenLiga oraz I liga, a także mecze pucharowe.  Piłkarskich niedawno udało mi się przekroczyć setkę. Wydaje mi się, że jest to dużo zważywszy na to, że nie mamy w swoim mieście rozgrywek z najwyższego poziomu. Owszem, jest blisko do Gliwic, Chorzowa, Zabrza czy Bielsko-Białej, ale mimo wszystko trochę czasu trzeba poświęcić na taki wyjazd.

– Co jest w tym przyciągającego? Trzeba poświęcić mnóstwo czasu, wydać sporo pieniędzy. Nie lepiej kupić abonament i oglądać w telewizji?

– To nie to samo. Liczy się przede wszystkim atmosfera. Komuś, kto nie interesuje się sportem, może trudno zrozumieć, co jest w tym fajnego. Na przykład był wyjazd do Wrocławia na mecz Śląsk – Legia przy minus dwunastu stopniach i ktoś się może zastanawiać, co w tym jest przyjemnego skoro się stoi, marznie i patrzy jak faceci uganiają się za piłką. Jest coś co przyciąga i nie pozwala myśleć o tym, że jest zimno. Tak samo przy skokach narciarskich w Zakopanem, gdzie mróz sięgał także kilkunastu kresek i nikt ze zgromadzonych tam kibiców nie narzekał na pogodę. Podsumowując to najważniejsza jest atmosfera i chęć bycia częścią danego wydarzenia. To nie jest tak, że obejrzy się mecz w telewizji, potem się go wyłączy, a o meczu zapomni. Jeśli jest się na wydarzeniu „na żywo”, to więcej w pamięci zapada i potem miło jest powspominać. A w konsekwencji tego wywiązuje się jakaś sympatia do tych drużyn, które się obejrzało. A to, że kosztuje to trochę pieniędzy... cóż, każdy ma jakąś swoją pasję. Jedni chodzą do teatru, ktoś inny lata po świecie, żeby zobaczyć zabytki, a ja odkładam na kibicowanie „na żywo”.

– Ostatnio był pan na meczu ligi angielskiej. Często zdarzają się takie wyjazdy?

– To nie jest tak, że jeżdżę co chwilę. Dalsze wyjazdy zdarzają się raz na jakiś czas, bo tak jak już wspomniałem to kosztuje. Ostatnio na meczu w Anglii byłem siedem lat temu, teraz udało się polecieć znów, tym razem na Crystal Palace z Evertonem. W między czasie był mecz polskiej reprezentacji siatkarzy o 3. miejsce ME w Wiedniu, MŚ w skokach narciarskich w Oslo, gdzie Adam Małysz zdobył brązowy medal, no i jeszcze mecz Bayernu Monachium z Borussią Dortmund. Większe wyjazdy są w odstępach przynajmniej rocznych, jak nie dłuższych.

– Które wydarzenie sportowe najbardziej zapadło w pamięci?

– Na pewno zapamiętam do końca życia mecz z Anglikami na Wembley w 1999 roku. Również nie tak dawno wielki Bayern z Borussią, który wówczas wywalczył Ligę Mistrzów, a także skoki narciarskie w Oslo były megawydarzeniem. Zapamiętam oczywiście również mecze ligi angielskiej Fulham – Bolton i ostatnio Crystal Palace – Everton. Nie są to topowe zespoły, ale spotkania zrobiły wrażenie, bo jednak atmosfera i gra oraz zaangażowanie piłkarzy imponowało.

– Jaki był najtańszy i najdroższy wyjazd?

– Co ciekawe, najtaniej z tych ciekawych wyjazdów kosztował mnie Wimbledon, bo wówczas pracowałem w Anglii przez kilka tygodni, więc to kosztowało niewiele. Jak dobrze pamiętam to trzy funty pociąg i jedenaście za „wejście na korty”. Najdroższe były piłkarskie wyjazdy, czyli Bayern Monachium i liga angielska. Za sam wyjazd do Monachium tylko na mecz bez większego zwiedzania wydałem tysiąc złotych, to jest dużo. Ale są to pieniądze odkładane właśnie na kibicowskie hobby.

– Zdarzały się jakieś nieoczekiwane wydarzenia w trakcie realizacji marzeń?

– Niestety. W zeszłym roku wyjazd na Wembley się nie udał. Grała Anglia z Polską, ale ja na mecz nie dotarłem. Bilety na mecz czy samolot udało się zdobyć bez problemu, ale samolot miał opóźnienie. Wyleciał z Katowic na godzinę przed rozpoczęciem spotkania, więc nie było sensu do niego wsiadać. Takie rzeczy się zdarzają. Początkowo nic z lotniska nie odlatywało z powodu mgły. Gdy ta jednak opadła to okazało się, że samolot miał usterkę, więc wiadomo – bezpieczeństwo najważniejsze. Naprawa nie była możliwa w krótkim czasie, ale przewoźnik nie zdecydował się na podstawienie innej maszyny. W konsekwencji po usunięciu usterki samolot odleciał bez sporej grupy polskich kibiców, którzy w międzyczasie opuścili już lotnisko. Udało się odzyskać się pieniądze za bilet lotniczy, ale o odzyskaniu pieniędzy za bilet na mecz nie było już mowy. Widać więc, że wyprawy na takie wydarzenia niosą za sobą pewne ryzyko, ale mimo wszystko je polecam.

– Gdzie jeszcze chciałby pan zawitać?

– Na pewno chciałbym być wszędzie, ale tak z marzeń tego typu, to nie mam ich za wiele. Jak jestem w danym kraju, to wiadomo, że chętnie zobaczyłbym każdą ligę. Na pewno żadnej sensacji nie będzie jak powiem, że chciałbym chociaż raz pojawić się na meczu Realu Madryt, Barcelony czy Atletico Madryt w lidze hiszpańskiej i w lidze angielskiej Manchesteru United, Manchesteru City i Chelsea Londyn. Również fajnie byłoby zobaczyć z bliska mecz NBA i NHL. Kiedyś marzyła mi się Formuła 1, ale to tylko przy okazji. Chętnie zobaczyłbym również Ligę Mistrzów, najlepiej z udziałem polskiej drużyny, ale póki co, to jest bardziej zależne od naszych ligowych piłkarzy niż ode mnie.

– Kibicuje pan jakoś szczególnie konkretnym drużynom, sportowcom?

– Z pewnością siatkarzom i siatkarkom. Szczególnie tym drugim, bo kilka lat spędziłem współpracując z jednym z klubów siatkarskich OrlenLigi – BKS Aluprof Bielsko-Biała. Czas wspólnie spędzony sprawił, że kontakty czy też sympatie się nawiązały i im bardziej kibicuję. Indywidualnie trzymam kciuki za Justynę Kowalczyk, a tak poza tym to każdemu polskiemu sportowcowi patriotycznie się kibicuje. Na przykład nigdy nie interesowałem się łyżwiarstwem szybkim, a po sukcesach Zbigniewa Bródki oglądam Puchar Świata, co przecież nie jest jakoś wybitnie popularne. Tak samo Sylwię Gruchałę obserwowałem jak walczyła na matach szermierczych. Generalnie kibicuję wszystkim polskim sportowcom.

– Ma pan już doświadczenie w BKS-ie. Nie myślał pan w przyszłości o pracy w klubie?

– Zawsze chciałem być menedżerem jakiegoś klubu, jednak praca którą mam też mnie zadowala, bo jest związana ze sportem. Realizuję się w tym co lubię, to jest pasja i zupełnie inaczej się pracuje. Nie trafiłem do klubu, ale jestem w ośrodku sportowym, gdzie cały czas mam sport pod ręką. Jak kiedyś nadarzy się okazja związania się z profesjonalnym klubem sportowym, jako menadżer, to może spróbuję, ale nie wyrywam się na siłę.