Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Daria na tropie, czyli jak się żyje w USA: Rybniczanka na Dzikim Wschodzie Ameryki

12.07.2014 16:48 | 2 komentarze | ż
Ostatnia aktualizacja: 10.07.2014 23:50

- Jako, że w wieku lat dziewiętnastu obudził się we mnie mały odkrywca, ja, zwyczajna, niczym niewyróżniająca się dziewczyna z Rybnika, postanowiłam rozpocząć przygodę życia i dokładnie jedenastego lutego 2013 roku postawiłam nogę na amerykańskiej ziemi - pisze Daria Muszyńska.

Daria na tropie, czyli jak się żyje w USA: Rybniczanka na Dzikim Wschodzie Ameryki
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Przez rok miałam mieszkać w stanie Nowy Jork i pracować jako au pair (czyli niania) u amerykańskiej rodziny. Mój pobyt w Stanach przedłużył się jednak do prawie dwóch lat, a ja w tym czasie dowiedziałam się, na czym właściwie polega życie i czym jest przygoda.

Przez pierwszych parę miesięcy czułam się niczym Kevin sam w Nowym Jorku, pomimo ponad ośmiu milionów ludzi zamieszkujących to miasto. No cóż, z przykrością stwierdzam, że rozczarowałam się po przybyciu do Apple State, kiedy okazało się, że prawdziwy Nowy Jork ma się nijak do tego z filmów i zdjęć, których tyle się naoglądałam.

Szare, bure i brudne ulice skąpane w smrodzie wydobywającym się ze studzienek kanalizacyjnych, przesiąknięte dymem z przydrożnych budek z hot-dogami, spowite smogiem, rozbrzmiewające dźwiękiem głośnych klaksonów... Tego na filmach nie widać.

Jednak mimo wszystko nie można powiedzieć, że Nowy Jork jest brzydki. Fakt, jest przeludniony, miejscami zaśmiecony i cuchnie, ale (wierzcie lub nie) do tego można się przyzwyczaić. Bo jeśli przetrwasz lato w Nowym Jorku, to przetrwasz już wszystko, o ile po drodze nie stracisz węchu.

Najfajniejszy w Nowym Jorku jest chyba miks kulturowy. Wsiadasz do taksówki i nigdy nie wiesz, czy Twoim szoferem będzie wesoły Chińczyk czy zahukany Hindus. Ale to nieważne, bo kiedy dochodzi do dialogu, zastanawiasz się w duszy "O co ci panie właściwie chodzi...". Akcenty są tak silne, że powstają nowe języki nazywane żartobliwie "Spanglish" czy też "Hindish".

A jeśli jesteśmy już przy taksówkach, ich łapanie można śmiało zaliczyć do sportu wyczynowego. Otóż niepisana zasada jest taka, że aby złapać taksówkę należy zejść z chodnika, wejść na ulicę i zamienić się w wiatrak, co generalnie polega na wymachiwaniu rękoma na wszystkie strony świata. Kto ma wiedzieć, ten wie, że prawdopodobnie łapiesz taksówkę. Inni pomyślą, że odganiasz się od wściekle atakujących Cię komarów, albo, że oszalałeś. Do tego skuteczność tego sposobu to gdzieś około pięćdziesiąt procent. A jako że innego sposobu nie ma, musisz uzbroić się w nieskończone pokłady cierpliwości i czekać, aż jakiś Szalony Johnny podjedzie do Ciebie swą żółtą limuzyną.

Na koniec, historia z życia wzięta. Pewnego dnia, kiedy spieszyłam się na pociąg odjeżdżający z Grand Central, a byłam na początku Central Parku, czyli na piechotę miałam trochę daleko, postanowiłam pierwszy raz w życiu złapać taksówkę. O dziwo już po dziesięciu minutach siedziałam w środku żółtego samochodu (mój osobisty rekord, którego nigdy nie pobiłam, ponieważ już nigdy potem nie brałam taksówki). Parę sekund przed odjazdem w szybę zapukała pewna kobieta. Spytała, czy może pojechać z nami, bo bardzo się spieszy. Dalsza rozmowa wyglądała następująco:

- Dokąd? - pyta hinduski taksówkarz swoim łamanym angielskim.

- Do szpitala - odpowiada kobieta.

- Ale dokładnie gdzie do szpitala? - dopytuje taksówkarz.

- Oddział położniczy.

W tym momencie wyraz twarzy taksówkarza z lekko naburmuszonego zmienia się w niesamowicie przejęty. Rzuca szybkie spojrzenie na brzuch kobiety i mówi:

-Już jedziemy, nic się nie martwi! - po czym bierze głęboki wdech, prawą ręką wciska klakson, jednocześnie starając się zapanować nad kierownicą, lewą wystawia przez okno i macha do innych samochodów, a nogą wciska pedał gazu i zaczyna się akcja niczym z filmu "Taxi".

Przerażona tym widokiem kobieta wykrzykuje:

-Ale nie, nie musi pan tak szarżować! Ja tam tylko pracuję...

/Daria Muszyńska/


Pochodząca z Rybnika Daria Muszyńska od dwóch lat mieszka w USA. W tym czasie prawie 20 stanów. Zdobyte w czasie podróży doświadczenia zebrała w ebooku własnego autorstwa pt. "Ameryka oczami Au Pair". - Obecnie wiele dziewczyn w Polsce zastanawia się nad wylotem do USA z różnych programów. Być może krótkie artykuły na temat mojego pobytu w tym kraju pomogłyby niektórym z nich przy podjęciu decyzji - powiedziała nam Daria Muszyńska.

Uwaga słuszna, dlatego też w każdy kolejny weekend będziemy publikować jej wrażenia i wspomnienia z pobytu w USA. Zachęcamy do lektury. Tylko na nowiny.pl!