Sobota, 20 kwietnia 2024

imieniny: Agnieszki, Czesława, Amalii

RSS

Pracodawcy czekają, a my żałujemy 600 zł na test na koronawirusa

09.05.2020 15:58 | 32 komentarze | art

- Wkurzając mnie ci moi rodacy, którzy przed epidemią pracowali w Czechach, a teraz żałują 600 zł na wykonanie testu na koronawirusa. Wielu czeskich pracodawców od dwóch miesięcy czeka na ich powrót, trzyma dla nich miejsca pracy, ponosząc koszty. A Polacy, zamiast wrócić do pracy, kombinują jak przedłużyć chorobowe - mówi pan Dawid, który zadzwonił do naszej redakcji, by podzielić się swoimi obserwacjami, dotyczącymi przygranicznego rynku pracy. 

Pracodawcy czekają, a my żałujemy 600 zł na test na koronawirusa
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

4 maja Polacy pracujący przed epidemią w Czechach, a mieszkający w Polsce, uzyskali możliwość powrotu do swoich zakładów pracy. Nasz rząd zdjął z nich obowiązek odbycia 14-dniowej kwarantanny po powrocie z kraju sąsiedniego. Zarazem Czesi wymagają od osób podejmujących w ich kraju pracę, przedstawienia w ciągu 72 godzin od wjazdu na teren Czech, negatywnego wyniku testu na koronawirusa. Czesi taki wynik chcą raz na 30 dni. Testy można wykonać prywatnie, wykonuje się je w coraz większej liczbie miejsc. Są jednak drogie, ich ceny przekraczają 500, a nieraz 600 zł. Muszą to być testy RT-PCR. 

Część Polaków, którzy pracowali wcześniej w Czechach i teraz mogliby wrócić do pracy, nie decyduje się na taki krok, właśnie ze względu na konieczność wykonania drogiego testu na koronawirusa. W tej sprawie z naszą redakcję skontaktował się pan Dawid, mieszkaniec jednej z przygranicznych miejscowości. Nasz rozmówca wyjaśnia, że znalazł zatrudnienie w Czechach dwa miesiące przed wybuchem epidemii. Mimo to pracodawca go nie zwolnił, a czekał na jego powrót do pracy. 

- Choć jestem najmłodszy stażem w załodze, i wydawałoby się, że w związku z tym jestem pierwszy do zwolnienia, to pracodawca zapewnił mnie, że poczeka na mnie, aż będę mógł znów przekraczać granicę i tak długo mnie nie zwolni, jak tylko się da. Dotrzymał słowa. Zachował moje stanowisko pracy. Ponosił koszty, choć przed dwa miesiące nie pracowałem. Dlatego po 4 maja wróciłem od razu do pracy. I nie rozumiem tych moich rodaków, którzy teraz kombinują, jak do pracy nie wrócić, bo muszą wydać na test na koronawirusa 600 zł - mówi nam nasz rozmówca.

Jak dodaje, mieszka w gminie, w której spora część mieszkańców, tak jak on, pracuje w Czechach. Ma z nimi kontakt. I dziwi się podejściu niektórych z nich, które uważa za nieuczciwe. 

- Na wielu tych pracowników czekają w ich miejscach pracy. Oczywiście nie mówię o tych, którzy byli zatrudnieni przez agencje pracy. Mówię o tych, których zatrudniają bezpośrednio firmy. Ci przedsiębiorcy, ci pracodawcy zachowali ich miejsca pracy. Nie zwolnili tych ludzi. Teraz czekają na ich powrót do pracy. I się nie mogą doczekać, bo moim rodakom żal wydać 600 zł na test. To oczywiście bardzo dużo pieniędzy, kwota jest horrendalna. Ale trzeba zrozumieć, że pracodawcy również ponosili koszty. Nie zwalniali nas, czekali na nas. I co otrzymują w zamian? - pyta pan Dawid. 

Nasz czytelnik wyjaśnia, że na wymaz do testu pojechał we wtorek 5 maja rano, do punktu drive&thru w Bielsku-Białej. Koszt testu wyniósł go około 600 zł. Wynik on-line otrzymał w piątek 8 maja rano, a w tym samym dniu po południu otrzymał potwierdzenie pisemne, przetłumaczone już na język czeski. Jak tłumaczy, test wykonał bez problemu. Kolejek dużych nie było. Od kilku dni jeździ już do pracy, jak mówi, na przejściu granicznym służby nie robiły żadnych problemów z przekraczaniem granicy. Funkcjonariusze wszystko objaśnili, wytłumaczyli co i jak. 

Na koniec zwraca się z apelem do pracujących przed epidemią w Czechach, którzy teraz mogliby wrócić do pracy, ale szkoda im pieniędzy na wykonanie testu. 

- Apeluję do wartości, jaką jest lojalność wobec pracodawcy, tak bardzo niemodna w naszych czasach. Ja, podobnie jak każdy z Was stanąłem wobec sytuacji, w której musiałem dokonać wyboru: „Czy zdecydować się na zrobienie testu na koronawirusa SARS-CoV-2, tylko po to, by na jeden miesiąc móc przekroczyć legalnie granice ?" Nie wiem, co wydarzy się za chwilę, ale liczy się w tym momencie tu i teraz. Od tego tylko zależało czy będę miał zapewnione dalsze miejsce pracy. Pomimo trwającego dwa miesiące zakazu przekraczania granic – zapewniono mi bezpieczeństwo w postaci płynności finansowej i wiem, że podobne warunki otrzymaliście również Wy. Nie trwajcie w postawie biernej. Rzeczywistość, z którą przychodzi nam się zmierzyć, nie napawa optymizmem, ale czasami trzeba przyjąć z pokorą wszystko, co na nas spada, i pogodzić z tym co jest od nas niezależne. Pomyślcie, proszę o tym, co może wydarzyć się w każdej chwili, kiedy znowu staniecie przed wyborem poszukiwania kolejnej, nowej pracy. Nie bądźcie egoistami. Każdą firmę, mniejszą lub większą tworzą ludzie. Każdy orezes, każdy zarząd, każdy pracodawca jest w nie mniej trudnej sytuacji. Pomyślcie o tym, że za chwilę tych miejsca pracy może już nie być. Test to duży koszt, ale nie aż tak, w sytuacji kiedy ktoś daje nam pensję. Inni pracujący, np. na umowach agencyjnych nie mieli tyle szczęścia, co my, którzy nie zostaliśmy zwolnieni - kończy nasz rozmówca. 


Opinie oraz treści zawarte w rubryce Publicystyka przedstawiają wyłącznie własne zdanie autorów i mogą ale nie muszą odzwierciedlać poglądów redakcji. Masz coś ciekawego do przekazania szerszemu gronu - zapraszamy na łamy portalu nowiny.pl - opublikujemy Twój felieton bezpłatnie. Wyślij swoje przemyślenia na adres portal@nowiny.pl. Redakcja zastrzega sobie prawo odmowy publikacji materiału.