Historia z życia typowej rodziny zastępczej Dwa lata temu dowiedziałam się, że moi sąsiedzi planują stworzyć rodzinę zastępczą. Niby nic dziwnego, przy okazji spotkania z sąsiadką, zapytałam dlaczego się zdecydowali, ile dzieci zabiorą z domu dziecka, na to moja sąsiadka - No wiesz dom jest duży, ja i tak siedzę w domu, obiad gotuję codziennie dla męża to i dwie dodatkowe osoby też się z tego najedzą, a za to jakie pieniądze z tego będą, kochana mój mąż nawet połowy tego nie zarabia. - Pomyślałam no tak, to już wiadomo po co chcą mieć te dzieci u siebie, ale pytam dalej - Pani Elu, ale nie trzeba się jakoś rozliczać z tych pieniędzy? - na to ona - Nie, już się dowiadywałam, tylko dzieciaki najedzone i ubrane muszą być, ale przecież nie będę wydawać takich pieniędzy na nie, wreszcie trochę odżyjemy, tylko nie wiem jak z tymi testami, musimy mieć jakieś szkolenia, a potem testy psychologiczne. Za jakiś czas zamieszkało u nich rodzeństwo, dziewczynka w wieku 4 lat i chłopiec 11 letni. Na początku mieli niespodziewane kontrole, z czasem coraz rzadsze. Owszem dzieci nie głodowały, za to sąsiadka "obleciała" wszystkich znajomych, którzy mieli dzieci w podobnym wieku, aby zostawiali jej ubrania dla dzieci, mimo, że za pieniądze, które dostaje powinna kupować im wszytko, co potrzeba. Tak samo sytuacja miała się z książkami dla chłopca i przyborami szkolnymi, zabierała od innych stare, często zniszczone książki, byle tylko nie wydać złotówki na nowe.
Napisany przez ~zrodło, 04.11.2011 12:44
Najnowsze komentarze