Sobota, 30 listopada 2024

imieniny: Andrzeja, Justyny, Konstantego

RSS

Co to jest kotyfikacja? Na co chorują psy i koty? Rozmowa z weterynarzem cz.2

20.08.2024 00:00 red

W drugiej części wywiadu z lekarzem weterynarii Agatą Bytner, która od 15 lat zajmuje się leczeniem zwierząt, specjalizującą się w leczeniu dyskopatii psów, rozmawiamy o chorobach psów i kotów, wściekliźnie i włośnicy i innych aspektach weterynarii.

Fryderyk Kamczyk. – W pierwszej części wywiadu mówiliśmy o weterynarii, studiach, to może teraz porozmawiajmy o pewnych zmianach, jakie zaszły w stosunku do zwierząt domowych. Kiedyś pies pilnował domu, kot łowił myszy, a papugi w klatce to rzadkość. Dziś często psy biorą udział w wystawach, hoduje się psy rasowe, króliki, ptaki egzotyczne czy koty rasowe. Właściciele wydają wielkie pieniądze nawet na „zwykłego dachowca", który dla nich przecież jest niezwykły.

Agata Bytner. – Wystawy to jest zupełnie inna działka. Mnóstwo ludzi się tym faktycznie zajmuje i to jest ich pasja. Ja zresztą mam bliską przyjaciółkę, która wystawia białe szpice miniaturki i prowadzi salon fryzjerski. Ludzie rzeczywiście są w stanie poświęcić co najmniej kilka godzin dziennie na psa, albo wręcz zmieniają pracę i zaczynają pracować w branży związanej ze zwierzętami, żeby tego czasu mieć dla nich jeszcze więcej. Czasami większość ich "wolnych" pieniędzy pochłaniają posiadane zwierzęta.

– To jakie to są koszty, kiedy ktoś ma np. rasowego psa? Ile właściciel jest w stanie przeznaczyć pieniędzy, żeby ten pies uczestniczył w jakichś wystawach, zdobywał sukcesy?

– Na to pytanie nie odpowiem. Trudno powiedzieć jakie są takie koszty, bo generalnie nie wiem, ile kosztuje jeżdżenie na wystawy. To też zależy gdzie, ile trzeba dojechać, czy wlicza się w to też hotel, czy nie itd.

– Ale samo przygotowanie tego zwierzęcia, czyli odpowiednia karma, wizyty u fryzjera i tak dalej, to wszystko musi być.

– Tak, to pochłania pieniądze i czas. Mówimy tu też o przygotowaniu behawioralnym zwierzęcia, tj. odpowiednie zachowanie w kontaktach z obcymi ludźmi i innymi psami. Niektóre rasy (jest wiele takich ras psów, ja nawet bym się pokusiła o stwierdzenie, że zdecydowana większość ras) wymagają szczególnej opieki i szczególnych badań, które wykonuje się po prostu przesiewowo, profilaktycznie, zanim to zwierzę pokaże objawy choroby występujące częściej w rasie. Np. duże rasy psów, takie jak labradory i owczarki niemieckie, powinny mieć wykonany rentgen bioder we wczesnej młodości, zanim w ogóle ktokolwiek pomyśli o tym, że one mogą mieć zwyrodnienia stawów. Rasy brachycefaliczne (krótkoczaszkowe, te z płaską twarzą, jak buldogi czy mopsy) często wymagają zabiegów w obrębie nosa i podniebienia, aby ułatwić im oddychanie i polepszyć komfort życia. Ogólnie utrzymanie psa to nie tylko jest karma, która też oczywiście może być tania, droga, rozmaita, ale w dobre utrzymanie zwierzęcia wlicza się całą profilaktykę, w tym badania, które wykonuje się już w młodości. Kiedyś było tak, że nawet jeśli zwierzę było chore, to nie wykonywało się badań krwi (a więc tak naprawdę bardzo podstawowej diagnostyki), bo były one dla opiekuna już zbyt kosztowne. Często też sami opiekunowie (a nawet lekarze weterynarii) nie czuli takiej potrzeby. Natomiast teraz to jest absolutny standard i nieraz opiekunowie proszą o wykonanie badań krwi nie dlatego, że zwierzę jest chore, tylko dlatego, że już np. ma 7 rok życia i wypadałoby sprawdzić czy nerki, wątroba i wszystko działa jak należy. I to jest bardzo fajne oczywiście, bo to umożliwia nam wczesne wykrycie różnych chorób, no i też jak wspomniałam komfort zwierzęcia, bo pamiętajmy, że pies i kot to są zwierzęta które bólu nie pokazują.

– Dlaczego nie pokazują?

– Jeżeli one już pokazują, że coś jest nie tak, to już naprawdę muszą czuć się bardzo źle. To wynika z tego, że koty nie tylko są drapieżnikami, ale też padają ofiarą innym drapieżników. Wiadomo, że drapieżnik najczęściej poluje na zwierzęta, które są najsłabsze, więc jeżeli kot tą słabość pokaże, to z automatu stanie się łatwiejszym celem. Natomiast jeżeli chodzi o psy, to one żyją w stadzie, a stado jest tak silne, jak silne jest najsłabsze ogniwo. Psy z reguły kiedy są bardzo ciężko chore, to szukają miejsca w odosobnieniu, działając jakby dla dobra stada. Ogólnie więc pies i kot, czyli główne zwierzęta, z którymi pracuję, raczej tego bólu nie pokazują. Zresztą taki prosty przykład: bardzo często psy chorują na nowotwory śledziony. Trudno powiedzieć, jak się czuje pies, który ma ogromną jamę brzuszną, powiększoną przez ten nowotwór śledziony, myślę, że trochę jak kobieta w wysokiej ciąży, której jest ciężko i wszystko uciska. Natomiast ogólnie, często właściciel takiego psa przychodzi z objawami już w momencie, kiedy zwierzę umiera z powodu tego, że ten guz jest tak duży, że pęka i pies wykrwawia się do jamy brzusznej. Ten guz nie rozwinął się w ciągu miesiąca czy dwóch, tylko zwykle znacznie dłużej. Opiekun w tym czasie niczego niepokojącego nie widział i on miał prawo niczego nie widzieć, bo tak to po prostu działa. Pomijając już subtelniejsze choroby, które nie stanowią zagrożenia życia, ale powodują dyskomfort. Ja na przykład byłam przez jakiś czas chora z powodu refluksu i przepukliny wpustowej żołądka i w związku z tym miałam niezbyt przyjemne objawy po posiłkach. Musiałam uważać na dietę, cały czas mnie piekła zgaga i niektórych rzeczy w ogóle nie jadłam, bo momentalnie mnie paliło i to przez kilka dni. Psy podobnie jak ludzie mają chorobę refluksową i przepukliny wpustowe, ale jeżeli objawem choroby jest to, że pies częściej ziewa albo się oblizuje, to właściciel praktycznie nie ma szans na zorientowanie się, że pies odczuwa przewlekły dyskomfort. Nawet większość lekarzy weterynaryjnych, nie mając takiej wiedzy o to nie zapyta, bo mówimy o wiedzy zdobytej raczej po studiach niż na studiach. Gdyby studia miały ogarnąć wszystkie działki i wszystkie specjalizacje, to wiadomo, że by nas wypuścili z tych studiów, kiedy już bylibyśmy w starszym wieku.

– Jakie są najczęstsze choroby psów i kotów, z którymi pani się spotyka?

– Bardzo często (choć na szczęście znacznie rzadziej niż 10 lat temu) spotykamy się z ropomaciczem u suk i guzami listwy mlecznej (odpowiednik raka piersi kobiet). To są choroby do niedawna powszechne, gdzie dziś wdraża się postępowanie zapobiegawcze w postaci sterylizacji (a w zasadzie kastracji samic): usunięcia macicy i jajników. Zabieg ma na celu zapobieganie ropomaciczu, bo cykl rujowy suk różni się od ludzkiego cyklu jajnikowego i suki są bardzo predysponowane do tego, żeby rozwinęło się zakażenie macicy w przypadku braku pokrycia. Zabieg zapobiega również dość skutecznie nowotworom listwy mlecznej, bo są to w większości nowotwory zależne od hormonów jajnikowych. Należy pamiętać o tym, że brak pokrycia jakiejkolwiek samicy w rui nie jest rzeczą naturalną. Sytuacja kiedy suka/samica nie jest kryta w cyklu i nie chodzi w ciąży w naturze (bez ingerencji człowieka, a więc antykoncepcji) praktycznie się nie zdarza, co doprowadza czasem do „nieprzewidzianych" przez naturę skutków, czasem skrajnych, jak śmierć samicy będącej w ciągłej rui, co zdarza się np. u fretek. U tego gatunku ruja trwa do pokrycia, a w przypadku braku krycia do śmierci na skutek złego działania hormonów rujowych (estrogenów) na szpik kostny. Z tego względy w przypadku samic niektórych gatunków nieprzeznaczonych do rozrodu (hodowli), decyzja o sterylizacji może być decyzją korzystną. Ogólnie „sterylizacja" jest w tym momencie pojęciem błędnym, ale używanym w języku potocznym na zabieg usunięcia jajników i macicy samic, podczas gdy pojęcia "kastracji" potocznie używa się w odniesieniu do samców. Z punktu widzenia medycznego sterylizacja odnosi się do antykoncepcji czasowej u obu płci, a kastracja do zabiegu chirurgicznego usunięcia gonad obu płci (jajników/jąder) co powoduje trwałą bezpłodność. Jeśli chodzi o inne powszechnie występujące choroby zwierząt domowych to u psów tak jak u ludzi w wieku średnim pojawia się przerost prostaty, a w wieku starszym pojawia się niewydolność krążenia (jako skutek niedomykalności zastawek w sercu – dokładnie jak u ludzi). Powszechne w wieku średnim i starszym zarówno u psów, jak i kotów, są zwyrodnienia stawów. Coraz większe znaczenie mają też nowotwory. Choroby u psów są często podobne do chorób ludzi. Leczymy cukrzycę, kamicę moczową, niewydolność nerek czy zapalenia płuc.

– A najczęstsze choroby u kotów?

– U kotów to jest ściśle związane z tym, jaki tryb życia ma ten kot. Jeżeli to jest kot wychodzący, to tutaj na pierwszym miejscu będą urazy i choroby zakaźne. Natomiast w przypadku kotów domowych niewychodzących często to są choroby wynikające z nudy, a właściwie stresu wynikającego z braku możliwości zaspokojenia potrzeb behawioralnych ("psychicznych") kota, np. eksploracji (odkrywania) terenu czy instynktu łowieckiego. Kot, jeżeli jest kotem zamkniętym w domu, a właściciel nie podejmuje pewnego wysiłku, który ma na celu zaspokajanie potrzeb behawioralnych zwierzęcia, kot zaczyna odczuwać stres. Koty są postrzegane przez społeczeństwo jako zwierzęta bezproblemowe. Psa trzeba wyprowadzać na podwórko, bawić się z nim i to dla ludzi jest oczywiste. Natomiast w przypadku kotów często myślimy, że wystarczy umieścić je w mieszkaniu z kuwetą i miską i powinno być okej. Niestety tak to nie działa i o ile coraz więcej w przestrzeni publicznej jest tematu wychodzenia lub niewypuszczania kotów z domu (w kontekście ekologii, łowiectwa ale też wypadków i częstych śmierci kotów wychodzących) o tyle bardzo mało mówi się o zaspokajaniu potrzeb kota niewychodzącego, kiedy opiekunów decydujących się na taki system utrzymania kota przybywa. Przybywa więc też kotów chorujących na choroby będące konsekwencją przewlekłego stresu. Rozwiązaniem jest uświadamianie opiekunów w temacie potrzeb behawioralnych kota i uczenie ich, że obraz kota jako zwierzęcia "bezobsługowego" jest obrazem błędnym. Kot w naturze eksploruje świat i łowi, więc jeśli ma przebywać w domu musimy pomóc mu zaspokoić instynkt łowiecki przez zabawę, a w mieszkaniu uwzględnić półki, drabinki i schowki tylko dla kota, po których będzie mógł spacerować i w których będzie mógł się chować. To tak zwana kotyfikacja mieszkania.

– Taki plac zabaw?

– Tak, dokładnie. Plac zabaw dla kota, zwiększenie powierzchni czynnej mieszkania, bo każda taka półka czy system połączonych półek na różnych poziomach, na którą kot może wejść, zwiększa powierzchnię mieszkania, po której kot może się poruszać, a tej kot potrzebuje sporo. Zaspokojenie instynktu łowieckiego można osiągnąć przez zabawę z kotem lub zabawki dla kota oraz miski, z których zdobycie posiłku jest możliwe po zręcznym wydobyciu go przez kota.

– To teraz może coś o kastracji zwierząt, czemu warto to robić i jak to się robi?

– U kotek i kocurów tego tematu zwykle nie ma, ponieważ większość opiekunów od początku deklaruje chęć kastracji. Wynika to z tego, że rujki u kotek są dość uciążliwe dla opiekunów. Kotki stają się zwykle bardzo "gadatliwe" i nachalne, przy czym miauczenie wchodzi na taki poziom, że zdarzają się pilne wizyty z "umierającym kotem", który po prostu wszedł w ruję. Kocurki dojrzewając płciowo zaczynają wydzielać intensywny zapach płciowy, który przeszkadza opiekunom, więc ogółem zdecydowana większość kotów przywożonych do gabinetów jest wykastrowana. Natomiast jeżeli chodzi o suki i samce, to podejście do tematu ubezpładniania zmienia się w czasie i szukamy tu rozwiązania, które będzie najbardziej korzystne dla danego zwierzęcia w zależności od płci, wieku a nawet rasy. Kiedyś mówiło się o tym, że warto kastrować i suki i samce. Tutaj jako argumenty podawało się to tym, że u suk oczywiście często wstępuje wspomniane ropomacicze i guzy listwy mlecznej, ale też niepożądane ciąże, ciąże urojone czy sama cieczka, która jest niewygodna również dla opiekuna. U samców argumentem za kastracją był przerost i choroby prostaty związane z wiekiem, silny i uciążliwy popęd płciowy (np. ucieczki z posesji, ciągłe próby kopulacji z przedmiotami) czy nowotwory jąder. Teraz się to trochę zmieniło i jeżeli chodzi o suki, to główny „nurt" utrzymuje korzyść kastracji samic nad jej brakiem. Natomiast jeżeli chodzi o samce to coraz więcej mówi się o pogłębianiu zaburzeń lękowych po kastracji samców lękliwych i braku tak ewidentnych korzyści zdrowotnych, jak u samic, więc decyzje o kastracji samca podejmuje się w zależności od samego psa i w zależności od chęci opiekuna. Ponadto były pewne badania na niewielkiej grupie osobników, które wykazały niekorzystny wpływ kastracji oby płci w kontekście niektórych chorób np. zwyrodnień stawów czy nowotworów kości, przez co przybywa zwolenników braku kastracji. Ten temat jest ciągle badany również w kontekście optymalnego terminu kastracji (tzn. w jakim wieku zwierzęta kastrować). Zdania są podzielone także między specjalistami od rozrodu, choć nadal mówi się o przewadze zdrowotnej kastracji samic, to część opowiada się za kastracją przed pierwszą rują, część po, a w przypadku pewnych ras (głównie dużych ras psów) zaleca się je kastrować po ukończeniu drugiego roku życia.

– To teraz może coś o chorobach zwierząt hodowlanych. Czym jest włośnica u świń. Czy wykrycie jej w mięsie dyskwalifikuje je do spożywania?

– Tak, nie można tego mięsa spożywać.

– Ona jest dla człowieka śmiertelna?

– Praktycznie nie, to znaczy to zależy ile tego mięsa spożyjemy a właściwie ile włośni spożyliśmy. Każdy słyszał takie historie (na szczęście coraz rzadsze), że gdzieś zjedzono niebadanego dzika i cała grupa ludzi trafiła do szpitala. Większość ludzi nie umiera, ale sama choroba jest nieuleczalna, choć jej skutki zmniejszają się w czasie. Na początku (na etapie kiedy włośnie z mięsa znajdują się w jelitach) występują bóle brzucha, biegunki i wymioty. Później, na etapie przechodzenia włośni do mięśni, pojawiają się objawy grypopodobne i alergiczne, jak obrzęki powiek i zapalenie spojówek, bo wiele pasożytów ma też działanie uczulające. Jeśli włośni jest dużo i trafią do mięśnia sercowego wywołają zapalenie mięśnia sercowego, co już jest zagrożeniem życia. Takie włośnie w mięśniach zostaną już z nami na zawsze, choć nie zarażą już nikogo, o ile nikt nas nie zje.

– Czyli ta choroba występuje głównie w świniach?

– Tak, najczęstszym źródłem zakażenia jest mięso świń i dzików, ale może nim być w zasadzie mięso każdego zwierzęcia, które wcześniej spożyło mięso zawierające włośnie. Będzie to więc mięso zwierząt wszystkożernych, choć włośnicę stwierdzano również u koni, co mogło być przypadkowym zakażeniem przez spożycie mięsa zwierzęcia mięsożernego np. szczura przypadkowo zmielonego z paszą. Możliwości zarażenia się włośnicą u ludzi są dziś ograniczone, ponieważ wszystkie świnie w rzeźni są badane pod kątem włośnicy. Nie jest ona stwierdzana często, bo możliwości zarażenia się świń w hodowlach przemysłowych są ograniczone. Świnie te po prostu mają małe możliwości zjedzenia mięsa zakażonego włośniami. Dostają pasze (również przygotowane przemysłowo) i są utrzymywane w chlewniach, które regularnie przechodzą deratyzację, a więc zabieg pozbywania się szczurów. Kiedyś świnie były trzymane przydomowo i wypasane w lesie w okresie dojrzewania żołędzi. Była to powszechna praktyka, a więc świnie powszechnie miały możliwość spożycia padliny i zarażenia się włośnicą. Aktualnie wygląda to zupełnie inaczej, a postęp ma to do siebie, że choroby odzwierzęce występują coraz rzadziej lub są niemal zupełnie wyeliminowane. Jedną z takich chorób jest wścieklizna, która kiedyś była powszechna, a aktualnie u ludzi w krajach zachodnich niemal w ogóle się nie zdarza.

W kolejnej części rozmowy poruszymy temat wścieklizny.

  • Numer: 34 (1239)
  • Data wydania: 20.08.24
Czytaj e-gazetę