Czy osoby, które krytykują Mieczysława Kiecę, są przez niego sprawdzane?
Grupa internautów krytykowała prezydenta Mieczysława Kiecę. Reakcja prezydenta była zaskakująca. „Mamy trochę baz danych, w których można sprawdzić, czy ktoś jest mieszkańcem naszego miasta, czy płaci tu podatki, czy płaci za odbierane śmieci” - napisał prezydent. Wywołał tym duże poruszenie, bo treść jego wpisu rodzi pytanie: czy dochodzi do sprawdzania urzędowych baz danych lub rejestrów w celu identyfikacji niewygodnych internautów? - Nie sprawdzałem urzędowych baz danych - zapewnia prezydent.
WODZISŁAW ŚL. 6 września, za pośrednictwem swojego oficjalnego facebookowego profilu, prezydent Wodzisławia Śląskiego Mieczysław Kieca (profil: Mieczysław Kieca, polityk) ogłosił, że weźmie udział w nadchodzących wyborach samorządowych. Zamierza ubiegać się o kolejną, czwartą kadencję. Informacja spotkała się z falą komentarzy. Jedni internauci chwalili decyzję i działania prezydenta, inni krytykowali go i wytykali zaniedbania. Prezydent wielu osobom odpisywał. Były z jego strony słowa wdzięczności, podziękowania, ale też polemika.
W pewnym momencie dyskusja pomiędzy Mieczysławem Kiecą a niektórymi internautami zaostrzyła się. Prezydent napisał nawet o „zmasowanym ataku”: „Pierwszy raz spotkałem się z tak zmasowanym atakiem. W ciągu godziny kilkadziesiąt komentarzy o podobnej treści, pisane tym samym stylem... Jestem aktywny w sieci, znam jej codzienność ;) Wiem jednak, że nie chcę, by w nasze miejskie sprawy wchodziły osoby, które z miastem nie mają nic wspólnego” - napisał Mieczysław Kieca (pisownia oryginalna). Co więcej - prezydent podejrzewał, że niektórzy jego oponenci piszą z fikcyjnych kont.
Później nastąpił wpis prezydenta, który zaczął budzić wątpliwości internautów. Przytoczymy ten wpis w całości (pisownia oryginalna):
Mieczysław Kieca: Mamy trochę baz danych, w których można sprawdzić, czy ktoś jest mieszkańcem naszego miasta, czy płaci tu podatki, czy płaci za odbierane śmieci. To naprawdę nie jest trudne. Sylwia Niewiem, Paulina Skp Menter, Tomasz Sylwka Kamyk, David Mistrz... Nie figurują w żadnej z nich. Nie dokładają się do niczego, co w mieście robimy. Mają natomiast wiele do powiedzenia. Nie jest tajemnicą, że takie zabiegi są znane z minionych kampanii wyborczych... Nic nowego. Patrząc na komentarze - być może napisała je jedna i ta sama osoba. Szkoda. Liczyłem na rozsądną debatę o mieście i jego przyszłości ze strony przeciwników. Hejtem posługiwał się nie będę. Wielu z Was mnie zna osobiście. Wiecie, że dalekie jest mi sianie nienawiści wśród mieszkańców. Niektórym przypomnę natomiast, że w kampanii wyborczej też nie można pozwalać sobie na wszystko.
Ten wpis Mieczysława Kiecy wywołał burzę. Część internautów zaczęła dociekać, o jakie sprawdzanie baz danych chodzi: „Kto to sprawdzał i na czyje polecenie?” - pytano. Niektórzy pytali o kwestię ochrony i przetwarzania danych osobowych. „Pan panie prezydencie osobiście czy za pomocą swoich ludzi przeszukuje bazy danych i sprawdza czy ma jakieś haki na kogoś?? Czy jest to normalne?? Czy panu wolno to robić? tak działali w minionych czasach. Mnie pan też sprawdził i co wyśle mi pan zaraz jakieś służby na podwórko” - pisała kolejna osoba, Jacek (pisownia oryginalna). - Nie straszę niczym, Panie Jacku. Ani haków nie szukam. I nigdy nie szukałem - bronił swojej postawy prezydent.
Do naszej redakcji zaczęły zgłaszać się osoby zbulwersowane wpisem prezydenta o sprawdzaniu baz danych. Postaramy się wyjaśnić, co dokładnie budzi tak duże kontrowersje. Prezydent napisał „mamy trochę baz danych”, w których można sprawdzić czy ktoś „płaci tu podatki, czy „płaci za odbierane śmieci” (sformułowania „płaci tu podatki” lub „płaci za odbierane śmieci” wskazują, że może chodzić o bazy urzędowe, do których zwykły mieszkaniec nie ma dostępu, a jedynie mogą z nich korzystać przeszkoleni pracownicy urzędu czy prezydent jako administrator gromadzonych danych osobowych). Po chwili prezydent napisał, że wymienione przez niego osoby (oponenci w dyskusji) nie figurują w żadnej z nich (w domyśle - w żadnej z tych baz).
Postanowiliśmy sprawdzić, czy wpis prezydenta o identyfikacji internautów faktycznie może budzić wątpliwości. Skontaktowaliśmy się z prezesem Stowarzyszenia Aktywności Obywatelskiej „Bona Fides” z Katowic. Zacytowaliśmy ekspertowi wpis prezydenta. Opinia prezesa stowarzyszenia jest jednoznaczna. - Jest to bulwersujące. Nie po to urząd zbiera dane mieszkańców, żeby je później w ten sposób weryfikować - mówi wprost prezes stowarzyszenia Grzegorz Wójkowski. - Żaden prezydent, wójt czy burmistrz nie ma prawa do tego, żeby sprawdzać urzędowe bazy danych w celu dowiedzenia się, kim są ludzie, którzy go krytykują - podkreśla. Dodaje, że jeśli w tej sytuacji prezydent czy jakiś urzędnik sprawdził urzędowe bazy danych w celu identyfikacji internautów, to doszło nie tylko do naruszenia zaufania mieszkańców, ale też do naruszenia prawa. - Wszystkie dane zbierane przez urząd są gromadzone w konkretnym celu i tylko w tym celu mogą być wykorzystywane. Np. jeśli jest baza osób uczęszczających do szkół, to tylko po to, by łatwiej było zorganizować system szkolny. Każda inna ingerencja jest niezgodna z prawem, niezgodna z ochroną danych osobowych - zaznacza.
Polityczni oponenci Mieczysława Kiecy już biją na alarm. Jacek Łopuszyński - pełnomocnik wyborczy komitetu „Głos pokoleń” już zapowiedział, że sprawa zostanie przeanalizowana pod kątem prawnym. Komitet rozważy też złożenie pozwu w trybie wyborczym. (mak)
Komentarz
O komentarz poprosiliśmy autora wpisu, czyli prezydenta Mieczysława Kiecę. Włodarz zapewnia, że nie sprawdzał urzędowych baz, a jego sformułowanie, to jedynie „zabieg słowny”. W odpowiedzi na nasze pytania przesłał nam następującą odpowiedź:
„10 września moje facebookowe konto stało się celem dziesiątek bardzo obraźliwych nieraz wpisów - z różnych kont, ale podobnych w treści i stylu wypowiedzi. Przejrzałem konta, z których dokonywano wpisów. Część z nich informowało, iż „właściciel” konta nie jest mieszkańcem naszego miasta, ale zupełnie innych miast. Jestem otwarty na dyskusję o Wodzisławiu, pomysłach na miasto czy mojej dotychczasowej pracy. Chcę jednak rozmawiać z realnymi osobami, nie z wirtualnymi bytami, których celem jest obrażenie całego zespołu ludzi. Konta, z których dokonano wpisów nie zawierały występujących w Polsce nazwisk lub w ogóle nie zawierały nazwisk. Dlatego też nie mogły istnieć w żadnym z rejestrów. Po wielu wpisach zależało mi na wyjaśnieniu sytuacji. I cieszę się, że to się udało. Dzięki burzliwej rozmowie udało mi się poznać autorów nieprzychylnych wpisów. To dwie osoby, z których jedna odezwała się do mnie w wiadomości prywatnej. Jestem już po spotkaniu z nimi i po spokojnej rozmowie wyjaśniającej powody zdenerwowania i zastosowanego ataku.
Co do baz danych - prezydent miasta jest administratorem bazy danych, o czym informujemy odpowiednio na naszych stronach. Mam zatem prawo i możliwość sprawdzenia wielu informacji. Tak jak inni upoważnieni pracownicy. Nigdy jednak takich baz nie nadużywamy. Dane sprawdzamy tylko w uzasadnionych, określonych przypadkach. W moim wpisie na Facebooku informuję, że takie bazy są i to jest zgodne z prawdą. Nie posłużyłem się jednak nimi w tym wypadku. Nie mogłem - tak jak wyjaśniałem wcześniej, sprawdziłem, czy takie „nazwiska” istnieją, występują w mieście i w Polsce. Okazało się, że nie. Więc nie mogłem ich sprawdzić nigdzie indziej. Zależało mi tylko na wyjaśnieniu ataku i stąd zastosowany zabieg słowny”. Mieczysław Kieca
Najnowsze komentarze