Jak można tak mieszkać? Rupiecie po sufit
WODZISŁAW ŚLĄSKI To niewyobrażalne, do jakiego stopnia można zagracić mieszkanie. W kawalerce przy ul. Przemysława 16 wolny od rupieci był tylko kawałek podłogi w przedpokoju. Ten spłachetek służył lokatorce za miejsce do spania i codziennej aktywności.
Do łazienki nie można się dostać. Po otwarciu drzwi napotykamy się na sięgającą sufitu ścianę misek, wiader, ubrań, szmat. Podłoga kuchnia zasypana do wysokości umywalki. Ściany również uginały się od wszelkiego rodzaju zdobyczy. Jedyny pokój zastawiony był pudłami, materacami, szmatami, walizkami, skrzyniami, ubraniami.
Towarzysz zbieracz
– Mieszkanka miała towarzysza, który odpowiada za większość przyniesionych rupieci. Kilka razy zobowiązywał się do ich usunięcia. Nie dotrzymywał słowa i znosił kolejne, aż lokatorce został do życia barłóg w przedpokoju. Kiedy SM ROW wyznaczyła zbieraczowi ostateczny termin, ten przed jego upływem spakował się i ślad po nim zaginął. Kobieta została sama. Mocno podupadła na zdrowiu i trafiła do zakładu psychiatrycznego.
Zgoda na piśmie
Mieszkanie zostało bez lokatora, za to pełne rupieci. SM ROW nie chciała, żeby zaszło stęchlizną, albo co gorsza, by nie wdało się robactwo. Weszła w kontakt z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Wodzisławiu, by ten uzyskał zgodę właścicielki na komisyjne wysprzątanie lokalu. Spółdzielnia nie ma instrumentów prawnych, by to zrobić. – Niestety nie ma żadnego przepisu, który dałby nam prawo do interwencji w mieszkaniu – mówi Jan Grabowiecki, prezes SM ROW. Pracownica MOPS dotarła do wodzisławianki i zdobyła od niej zgodę na piśmie na uprzątnięcie mieszkania. Sprzątanie trwało blisko tydzień, do wtorku 12 lipca. Spółdzielnia jeszcze wymaluje mieszkanie i obiałkuje wapnem dla zabicia nieprzyjemnych zapachów, którymi nasiąkły ściany.
Rupieciarni przybywa
Zagraconych, zapuszczonych mieszkań przybywa. Nie są to znaczne liczby, co nie zmienia faktu, że każde mieszkanie to kłopot dla innych lokatorów w klatce. Dobywają się z nich brzydkie zapachy, w skrajnych przypadkach zalęga się robactwo. – Obecnie mamy cztery takie mieszkania. Dążymy do tego, by je uporządkować, ale nie jest to takie proste – mówi prezes Grabowiecki. Akurat w przypadku mieszkania przy ul. Przemysława udało się idealnie dzięki uzyskanej zgodzie od właścicielki. Prezes SM ROW jest wdzięczny MOPS w Wodzisławiu za pomoc.
Ziemniakami w prezesa
Nie zawsze udaje się przekonać spółdzielcę do współpracy. Wzbraniają się przed wpuszczaniem pracowników spółdzielni, by sprawdzili stan mieszkania. – Raz w Rydułtowach lokator wylał na mnie wodę z gotującymi się ziemniakami – wspomina Jan Grabowiecki.
W przypadku jednego mieszkania na os. Dąbrówki skończyło się wręcz na postępowaniu prokuratorskim wymierzonym w spółdzielnię. Lokator twierdził, że przez porządki zginęły mu precjoza, w tym złote monety. Śledztwo trwało blisko trzy lata. Spółdzielnia ostatecznie została oczyszczona z zarzutów.
Nakłonić przez rodzinę
O kłopotliwych mieszkaniach zwykle informują spółdzielnię inni mieszkańcy. Kiedy zbieracz nie chce wpuścić do siebie pracowników spółdzielni, ta próbuje docierać do jego rodziny, by skłoniła krewniaka do zrobienia porządku. Doświadczenie pokazuje, że rzadko kiedy krewni wykazują zainteresowanie. Pozostają negocjacje z posiadaczem mieszkania, prowadzone nieraz w niekonwencjonalny sposób.
Pod okiem komisji
Samo sprzątanie prowadzone jest rozważnie. Spółdzielnia powołuje komisję, która ocenia, czy dany przedmiot należy zostawić, czy wyrzucić. Wszystkie przedmioty osobiste, wartościowe w tym jak dokumenty, pamiątki są sortowane, wkładane do opisanych kartonów i przewożone do archiwum w spółdzielni. Właściciel bądź ktoś przez niego upoważniony może je potem odebrać. Reszta trafia na śmietnik. – To odpowiedzialna praca, ale wykonujemy to od lat i mamy doświadczenie – zapewnia Jan Grabowiecki.
(tora)
Najnowsze komentarze