Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Z pielgrzymką od kilkudziesięciu lat

29.07.2014 00:00 red

Andrzej Dziewior regularnie pielgrzymuje do Częstochowy. W tym roku wybiera się  33. raz.

– Moja pierwsza pielgrzymka do Częstochowy to rok 1992. Pamiętam, że było bardzo ciężko, im bliżej celu, tym gorzej było ze spaniem. Teraz śpię u stałych osób, chociaż zdarzyło się, że w Częstochowie dwa razy spałam w ciemnicy. Aktualnie nocuję w Domu Pielgrzyma, co jest dużym udogodnieniem. Zawsze zostaję w Częstochowie na drugi dzień. Jeśli już idę na pielgrzymkę, to od początku do końca – opowiada Zyta Gawełczyk (rocznik 1933), mieszkanka rybnickiej dzielnicy Maroko-Nowiny. Dodaje również, że podczas pielgrzymowania najważniejsza jest modlitwa. Także Andrzej Dziewior z Rydułtów, urodzony w 1939 r., wspomina, że pierwszy raz był najtrudniejszy. – Było to w 1981 r., miałem wtedy 42 lata. To była ciężka droga. Problem był szczególnie z noclegami. Szedłem sam, więc nie miałem gdzie się zaczepić. Spałem wtedy w szopie, na sianie. Byłem sam, a rano obudziłem się z mnóstwem ludzi obok siebie. To był rok, gdy jeszcze pierwszego dnia pielgrzymowało się aż do Tarnowskich Gór. Droga była bardzo męcząca, w dodatku był niesamowity upał, więc sporo ludzi zrezygnowało, ale ja się nie poddałem – mówi pan Andrzej, który zawsze pielgrzymuje z grupą 1, niosąc krzyż.  – Jeśli Bóg pozwoli, w tym roku będzie to 33. raz – dodaje.

Pielgrzymka kiedyś, a dziś

– Poza trudnościami ze spaniem, nie ma żadnych różnic pomiędzy dzisiejszą pielgrzymką, a pierwszą na której byłam. Ks. Jośko wszystko dobrze organizował, tak samo zresztą jak ks. Bernacki. Nie musimy się praktycznie o nic martwić –  mówi pani Zyta. Pan Andrzej przyznaje natomiast, że z noclegami jest coraz gorzej, głównie ze względu na zachowanie niektórych pielgrzymów. – Im bliżej Częstochowy, tym ciężej znaleźć ludzi, którzy przyjmą człowieka pod dach. Najgorzej jest w Kamienicy, gdyż jest to mała wioska. Mieszka tam może z 500 ludzi. Na szczęście ja śpię u stałych osób, a wszystko organizuje moja znajoma, która załatwia te rzeczy jeszcze przed pielgrzymką. Oboje chodzimy w około 30-osobowej grupie znajomych, często jednak jest tak, że na tych noclegach jesteśmy podzieleni pomiędzy różnych ludzi, u których śpimy – opowiada pielgrzym z Rydułtów.

Mimo to przyznaje, że teraz pielgrzymka jest bardziej zorganizowana i po prostu wygodniejsza niż kiedyś. – Są ciepłe posiłki na postojach, punkty medyczne. Kiedyś sama trasa pierwszego dnia do Tarnowskich Gór była bardzo ciężka i sporo ludzi rezygnowało. Teraz droga do Gliwic także jest ciężka, ale na pewno łatwiejsza niż wtedy –  kontynuuje pan Andrzej.

Trzeba chcieć

Zarówna pani Zyta, jak i pan Andrzej przyznają, że do pielgrzymki nie można nikogo zmuszać. – Nie ma sensu nikogo namawiać. Jedyne co można zrobić, to porozmawiać, ale człowiek sam musi chcieć. To trzeba poczuć i być pewnym, że chce się podjąć tego trudu pielgrzymowania. Nie można iść na siłę, bo wtedy się człowiek zrazi i już na pewno więcej razy nie pójdzie –  przekonuje Andrzej Dziewior. A co dają takie pielgrzymki? Czy rzeczywiście człowiek wraca z nich odmieniony?

– Mi pielgrzymka daje bardzo dużo, wracam... naładowana energią  – śmieje się Zyta Gawełczyk i dodaje: – Już tydzień przed wyjściem szykuję się i przygotowuję wszystko. Mąż mi mówił, że przez ten czas nie można ze mną nawet pogadać, bo cały czas mówię tylko o tej pielgrzymce i zastanawiam się, czy czegoś czasem nie zapomniałam – mówi rybniczanka.

Pani Zyta jest już doświadczoną pielgrzymującą. Była nie tylko w Częstochowie, ale także w Lourdes, Rzymie, Medjugorje i Fatimie. Każda wyprawa była dla niej ogromnym przeżyciem. Z przejęciem mówi o tym do dzisiaj. – Te wspomnienia wciąż są we mnie żywe, to wszystko bardzo mnie podbudowuje, dlatego korzystam z każdej okazji do pielgrzymowania, jaka się nadarzy – twierdzi. Przyznaje jednak, że część tych przeżyć zachowuje dla siebie i nie dzieli się nimi z innymi. No i dziękuje Bogu, że wciąż pozwala jej tego wszystkiego doświadczać. Podobnie jak Andrzej Dziewior. – Po takich pielgrzymkach człowiek jest jakby na nowo narodzony, kompletnie wypłukany w umyśle. Wszystkie problemy znikają. No i przede wszystkim można zbliżyć się do Boga – dodaje pan Andrzej.

Coś dla nowicjuszy

Początkującym pielgrzymom pani Zyta radzi, żeby nie zabierali ze sobą żadnych ubrań ze sztucznych materiałów. Najlepiej w tym wypadku sprawdza się bawełna. Ważne są także grube skarpety i wygodne buty. Jej sprawdzony sposób na brak odcisków, to porządne wymycie nóg, obsypanie ich mąką ziemniaczaną i założenie bawełnianych skarpet. – Intencja także musi być. Na każdej mszy polowej są inne. Na Jasnej Górze dziękuję za to, że doszłam, a moją intencją jest wtedy przede wszystkim to, by za rok znów móc iść – mówi rybniczanka. Podobne zdanie ma pan Andrzej. – Intencja musi być, bo ona motywuje do dalszej drogi i podjęcia tego wysiłku. Poza tym dużo dzieje się w umyśle. Jeśli człowiek się zaprze, to dojdzie, pomimo komplikacji, natomiast jeśli się podda, to dalsza droga jest praktycznie niemożliwa – twierdzi rydułtowianin. Dla pielgrzymujących pierwszy raz także ma swoje rady. – Podstawą są wygodne buty i nastawienie psychiczne. Jeżeli ktoś powie sobie, że musi dojść, to dojdzie, pomimo wszystko. Jeśli ktoś wątpi w swoje siły, na pewno będzie mu trudniej. Zdrowie także jest ważne. Jeśli człowiek jest schorowany, to trudno żeby się podejmował takiego wysiłku. Tym bardziej, że przeważnie jest ciepło, więc droga jest naprawdę trudna, nawet dla zdrowych ludzi – twierdzi Andrzej Dziewior.

Spróbuj, a nie pożałujesz!

Zarówno pani Zyta jak i pan Andrzej są już doświadczonymi pielgrzymami. Oboje nie wyobrażają sobie lata bez pielgrzymki do Częstochowy. – Mam nadzieję, że zdrowie pozwoli mi iść także w tym roku. Przez te wszystkie lata miałem tylko jedną przerwę, właśnie ze względu na chorobę. Gdy tej pielgrzymki nie ma, to potem czegoś człowiekowi brakuje. Ja lubię tę atmosferę w grupie, no i sam fakt, że się idzie. Ale to wszystko musi płynąć z serca, trzeba po prostu chcieć. Jeśli człowiek nie ma własnych chęci, to sama pielgrzymka nie ma sensu – mówi pielgrzym z Rydułtów. – Pielgrzymki najbardziej polecałabym takim mądralom i egoistom, którzy są wpatrzeni w siebie. Niech idą na pielgrzymkę, niech się trochę skruszą! Zobaczą wtedy, że nie ma ciągłego ja, ja, ja, jest przede wszystkim wspólnota, jesteśmy wszyscy razem – twierdzi Zyta Gawełczyk.

69. Pielgrzymka Rybnicka może być okazją do wielu przemyśleń, rozwiązania problemów, ale przede wszystkim zbliżenia się do Boga. – Jeśli masz jakieś wątpliwości, to przynajmniej spróbuj – zachęca rybniczanka. – Żeby móc o czymś mówić, trzeba się przekonać jak to wygląda od środka. Zapisywać można się nawet w dniu pielgrzymki, bezpośrednio przed wyjściem. Gdy już to zrobisz, wystarczy tylko przeżegnać się, pomodlić i prosić o szczęśliwe dojście – dodaje pani Zyta, dla której tegoroczna pielgrzymka będzie 23.

Magdalena Glenc


Rybnicka pielgrzymka na Jasną Górę wyrusza 30 lipca. Więcej informacji można znaleźć na stronie internetowej: www.pielgrzymka.rybnik.pl

  • Numer: 30 (715)
  • Data wydania: 29.07.14
Czytaj e-gazetę