Jak polonistka, pani inżynier i uczennica szyć się nauczyły
Wodzisław – Cech Rzemieślników zorganizował pierwszy w historii kurs krawiecki
Co łączy panią magister inżynierii produkcji, polonistkę, instruktorkę jazdy konnej, uczennicę „ekonomika” i gospodynię domową? Ciuchy, a precyzyjniej kurs krawiectwa, na którym spotkały się w wodzisławskim Cechu Rzemieślników.
W czerwcu, po raz pierwszy w historii, placówka postanowiła zorganizować kurs krawiectwa. Zgłosiło się 6 pań nie tylko z terenu miasta, ale i Rogowa oraz Czyżowic. Wszystkie kochające szyć, ale będące samoukami.
„Kosmiczny” żakiet
34-letnia Małgorzata Mnich z Wodzisławia, instruktorka jazdy konnej od zawsze lubiła igłę i nitkę. – Myślałam, że na temat domowych przeróbek ubrań wiem wszystko. Okazało się, że wcale tak nie jest, a dodatkowo jeszcze nauczyłam się szyć rzeczy, których wcześniej nigdy bym nie tknęła.
Pani Małgorzata mówi m.in. o żakiecie, który był dla niej krawiecko nieosiągalny. – A tu proszę, jak mi ładnie wyszedł – chwali się kobieta. – Wcześniej szyłam proste spódnice na gumce, a teraz szyję już bardziej wymyślne, a i bluzkę sobie sprawiłam. Teraz przymierzam się do uszycia mężowi spodni z kantem. To dopiero wyzwanie.
Ukochana maszyna do szycia
Najmłodszą uczestniczką warsztatów jest 19-letnia Monika Duda, uczennica technikum ekonomicznego. – Cieszę się, że moi rodzice zainwestowali we mnie, opłacając mi ten kurs – mówi. – To naprawdę dobrze wykorzystane pieniądze i czas. Nauczyłam się wszystkiego od podstaw i myślę, że coś z tego będzie. Kupiłam już sobie fajny materiał na spódnicę.
– A ja od teraz będę szyła same sukienki – włącza się do rozmowy polonistka, 25-letnia Natalia Szymiczek z Rogowa. – Mam bardzo dużo pomysłów, a nie mam czasu chodzić do krawcowych. Poza tym i tak nie sprostałyby moim pomysłom. No i bardzo lubię taką dłubaninę przy maszynie do szycia.
Prucie, prucie, prucie
Kobiety śmieją się, że podczas kursu najwięcej było…prucia źle zszytych ubrań. Ale to nie one to robiły, a ich nauczycielka krawiectwa – Anna Staińska. – Tak źle znowu nie było – kręci głową wykładowczyni, która sama kiedyś prowadziła zakład krawiecki. – Walczyłam o ten kurs, bo zawód krawca wymiera – mówi. – I nie chodzi tylko o to, że nie ma zainteresowania tą pracą. Nie ma też naboru do szkół zawodowych, a technika krawieckie nie dają uczniom takiej praktyki zawodowej. Poza tym, warto umieć szyć, bo ceny usług krawieckich, ceny za przeróbki ubrań są bardzo wysokie.
Podczas trwającego półtora miesiąca kursu, panie spotykając się trzy razy tygodniowo na czterogodzinnych zajęciach nauczyły się szyć żakiet bez podszewki, spódnicę, spodnie i bluzkę z mankietami i kołnierzem, wykonywały też wzorniki ubrań. Wszystko poszło gładko i kursantki mogą się teraz poszczycić „zaświadczeniem potwierdzającym posiadanie kwalifikacji zawodowych – krawieckich”.
Bała się „surowego” materiału
A o tym, jak kurs krawiecki potrafi zmienić życie z uśmiechem opowiada 43-letnia Czesława z Czyżowic. – Początkowo, kiedy zgłosiłam się na kurs, mąż był przerażony częścią domowych obowiązków, które na niego spadły – mówi. – Ale jak zauważył efekty mojej nauki, to kupił mi do pokoju nowe meble, jak do salonu krawieckiego i wyremontował cały pokój. Kiedyś tylko przerabiałam córkom gotowe stroje, bo bałam się „surowego” materiału. A teraz sobie uszyję, co dusza zapragnie.
Już we wrześniu wodzisławski Cech planuje organizację kursu krawieckiego drugiego stopnia. – Będziemy się uczyć szycia sukienek i żakietu z podszewką – cieszą się kobiety.
(abs)
Najnowsze komentarze