Przeszczep dał mi drugie życie
Rozmowa z Ryszardem Witkiem, prezesem Stowarzyszenia Dializowanych „Nephros” w Jastrzębiu-Zdroju, który po pięciu latach dializoterapii przeszedł przeszczep nerki. W marcu tego roku minęło 7 lat od transplantacji.
– Kiedy usłyszał Pan diagnozę: przewlekła niewydolność nerek?
– Choroba rozwijała się u mnie podstępnie bez żadnych objawów – jak to w przypadku nerek często bywa. Podczas okresowych badań wyniki analizy moczu wykazały niewielką ilość białka. Lekarz to zbagatelizował. Jak się później okazało, to był pierwszy sygnał, że moje nerki nie pracują dobrze. Nic mnie nie bolało i nie wskazywało na tak poważny problem nefrologiczny. Życie toczyło się dalej – rodzina, praca, codzienne obowiązki. Z czasem zacząłem czuć się źle – nie miałem energii, nawet na jedzenie posiłków. To był moment, który mnie bardzo zaniepokoił. Wizyta u lekarza zakończyła się skierowaniem do szpitala – okazało się, że moje nerki są całkowicie niewydolne. To był 1999 rok – wtedy dializa uratowała mi życie.
– Teraz apeluje Pan, by inni dbali o swoje nerki...
– Jako „Nephros” prowadzimy kampanię informacyjną w szkołach ponadgimnazjalnych – to spotkania edukacyjne z młodzieżą, w trakcie których mówimy o profilaktyce chorób nerek, zagrożeniach i znaczeniu podstawowych badań, diety, stylu życia. Chcemy by młodzi ludzie byli świadomi, że warto wykonywać badania nerek, bo choroba wcześnie wykryta daje szanse na wyleczenie i pozwala odsunąć problem niewydolności w czasie. Informujemy także o transplantacji i oświadczeniach woli. Jestem żywym przykładem, że przeszczep daje drugie życie. Przyłączyliśmy się również do propagowania kampanii „Nefrotest” w naszym regionie, w ramach której mieszkańcy mogli bezpłatnie zbadać krew pod kątem chorób nerek. To był naturalny krok.
– Co jest najtrudniejsze dla chorego na nerki?
– Przewlekła niewydolność nerek to choroba, która bardzo mocno zaburza normalne życie. Na stacji dializ spędzałem 3 dni w tygodniu po 4 godziny – niezależnie od tego czy było święto, sobota czy np. moje urodziny. Brak dializy mógłby mieć bardzo poważne konsekwencje dla zdrowia i życia. Największym ograniczeniem – poza koniecznością regularnych dializ i utrudnionym podróżowaniem – jest dieta. Na dobę mogłem pić tylko pół litra płynów. Musiałem pamiętać o tym, że większość produktów zawiera wodę, a owoce i warzywa dodatkowo m.in. potas, który powoduje ogromne zagrożenie dla życia dializowanego. Pomimo tych niedogodności pacjenci traktują stację dializ jak swój drugi dom – wszyscy się znają, wspierają, zawiązują się przyjaźnie.
– Pamięta Pan dzień przeszczepu?
– Tak, na zawsze pozostanie w mojej pamięci, bo dostałem drugą szansę. Jednak wcześniej musiałem przejść przez żmudny proces przygotowania do przeszczepu i zaawansowanych badań – nie mogłem mieć żadnych ognisk zapalnych, musiałem być całkowicie zdrowy. Informacja z Warszawy o zakwalifikowaniu do przeszczepu dała mi nadzieję. Pani doktor ze stacji dializ, na której byłem leczony, zadzwoniła o 1.00 w nocy z informacją, że jest dla mnie nerka i pytaniem, czy zgadzam się na przeszczep. Minął rok od kwalifikacji, 12 miesięcy czekania na tę wiadomość – jakże mógłbym się nie zgodzić? Od tej pory wszystko potoczyło się bardzo szybko – nocna dializa na stacji, badania, przejazd karetką do Katowic. Niesamowite było to, że nerka od razu, na stole operacyjnym, podjęła pracę. Wcześniej, przez 5 lat nie sikałem. Po wybudzeniu byłem słaby, ale kiedy dowiedziałem się, że oddaję mocz a moje wyniki są bardzo dobre, poczułem niesamowity przypływ energii. Tego nie da się opisać słowami.
– Jak zmienia się życie osoby po przeszczepie?
– Mówiąc krótko: diametralnie. Paradoksalnie mam teraz więcej energii i sił niż przed chorobą. Po kwalifikacji do przeszczepu obiecałem sobie, że jeśli uda mi się dostać nerkę – zrobię wszystko, by decyzja osoby o oddaniu organów dla ratowania życia i zdrowia ciężko chorych nie poszła na marne. Aktywnie działam na rzecz środowiska osób dializowanych i profilaktyki chorób nerek – w ten sposób staram się wypełnić moje przyrzeczenie, podziękować za dar. Pod względem zdrowotnym – codziennie muszę zażywać leki obniżające odporność, dzięki którym przeszczep nie zostaje odrzucony, a co trzy miesiące jeżdżę na badania kontrolne do Katowic. Moja dieta jest zróżnicowana – teraz mogę jeść i pić, co i jeśli tylko mam ochotę. Tylko jesienią i zimą, z uwagi na obniżoną odporność, muszę unikać kontaktu z przeziębionymi i zainfekowanymi.
– Stowarzyszenie Dializowanych „Nephros” działa prężnie – czym się zajmujecie?
– Stowarzyszenie ma 65 członków – są wśród nich zarówno osoby dializowane jak i po przeszczepie. Naszym głównym celem jest integracja środowiska chorych na nerki i wsparcie pacjentów. Jesteśmy Organizacją Pożytku Publicznego – za zgromadzone środki zakupiliśmy aparat sztucznej nerki dla jastrzębskiej stacji dializ. Dbamy także o popularyzację transplantacji – dializa podtrzymuje przy życiu, jednak to przeszczep pozwala normalnie funkcjonować. Wielu z nas, poprzez działalność społeczną, pragnie podziękować za otrzymany dar.
(ts)
Najnowsze komentarze