Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Czekam na propozycje rodziców

15.02.2011 00:00 raj
O burzy wokół oświaty, rodzinie i cięciach budżetowych rozmawialiśmy z Mieczysławem Kiecą, prezydentem Wodzisławia.

Rafał Jabłoński: Lubi pan dzieci?

Mieczysław Kieca: Nie jestem prezydentem pierwszą kadencję i wystarczy spojrzeć na to wszystko, co działo się w przedszkolach i szkołach przez ostanie 4 lata, by stwierdzić, że warunki i możliwości rozwoju najmłodszych są dla mnie priorytetem. Programy innowacyjne w placówkach oświatowych i wiele dużych inwestycji mówią same za siebie. Wbrew opiniom, które pod wpływem emocji padły pod moim adresem, lubię dzieci i to bardzo.

Mimo to, część rodziców uważa, że uchwałę o likwidacji pięciu szkół mogła przygotować tylko osoba, która nie ma dzieci i nie zasługuje na miano mężczyzny. To słowa kierowane pod pana adresem. Zapowiedział pan, że o swoje dobre imię będzie walczył w sądzie. Pozwy już złożone?

O tej konkretnej sprawie nie chciałbym mówić. W ostatnim czasie nie tylko ja ucierpiałem, bo to jeszcze nie jest najgorsze, ale ucierpiała cała moja rodzina – żona i pozostali jej członkowie. Zamierzam bronić swojego dobrego imienia. Nie chciałbym, aby niektóre stwierdzenia mające znamiona pomówień mogły bezkarnie funkcjonować. Rozmawiam z prawnikami, by dokładnie się do tego przygotować.

Raport oświatowy, ostry spór jeszcze przed wyborami, godziny publicznej dyskusji. Ostatecznie projekt uchwały dotyczący reorganizacji oświaty trafił do kosza. Po co to wszystko?

Żeby uświadomić radnym, że jest do rozwiązania poważny problem. Nie od dzisiaj wiadomo, że mamy do czynienia z niżem demograficznym i coraz większymi wydatkami na oświatę. Część z radnych jest w radzie kolejną kadencję i te problemy nie są im obce. Nie można udawać, że nie ma problemu. Radni muszą zwracać uwagę na wydatki, bo decydują o najważniejszych sprawach finansowych miasta. Wydatki bieżące muszą się równoważyć z dochodami i nie ma innej drogi. Ponad 40% tych wydatków to oświata. Złożyłem ten projekt uchwały również ze względu na terminy. Aby zmiany mogły wejść w życie, musiała być ona podjęta do połowy lutego.

Wygląda na to, że winę przerzuca pan na radnych w myśl zasady: co złego to nie ja.

Przez ostatnie 4 lata to prezydent za wszystko odpowiadał. Uważam, że nie tędy droga. Radni również decydują o priorytetach rozwoju miasta, a może przede wszystkim oni. Niemal co miesiąc przegłosowują zmiany w budżecie. Kiedy podejmowaliśmy najważniejsze kwestie, najczęściej nie było dyskusji. Radni muszą mieć świadomość tego co jest procedowane. Niestety są tacy, którzy uważają, że szczegółowe czytanie budżetu to nie ich obowiązek. Że prezydent powinien podać wszystko na tacy. To nie tak. Pana stwierdzenie raczej bym odwrócił. To część radnych zdaje się mówić: co złego to nie my.

Jaki jest plan B? Gdzie sięgnąć po oszczędności?

Mówiąc potocznie, budżet się nie wysypie. Nie ma takiego zagrożenia. Ograniczenia powinny nastąpić przede wszystkim w samej oświacie. Jak wiadomo, jest ona niedoszacowana. Brakuje ok. 3,6 mln zł. Więcej pieniędzy nie będzie. Mam nadzieję, że ta energia, jaką zdołali wzbudzić w sobie przede wszystkim rodzice uczniów, zostanie wykorzystana w tym celu. Liczę na realizację obietnic rodziców, którzy wielokrotnie powtarzali, że przedstawią propozycje mające odciążyć finansowo oświatę.

Inne cięcia?

Są dwie drogi. Podniesienie podatków lokalnych do stawek maksymalnych i podniesienie opłat za przedszkola, o czym decydują radni. Drugie rozwiązanie to ograniczenie inwestycji i sięganie do budżetów jednostek miejskich. Mimo, iż mają już obcięty budżet o 10% w stosunku do roku ubiegłego, poleciłem dyrektorom, by przygotowali symulacje na wypadek kolejnych cięć o kolejne 10% i 20%. W wielu przypadkach wygląda to fatalnie. Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji musiałby na przykład zamknąć basen na Wilchwach i stadninę koni. Biblioteka zmuszona byłaby zamknąć swoje filie i zwolnić pracowników, natomiast Wodzisławskie Centrum Kultury musiałoby ograniczyć wydatki na imprezy plenerowe. Pod znakiem zapytania stanęłyby m.in. Dni Wodzisławia.

Co z inwestycjami?

Te, które trwają są niezagrożone. W styczniu przedstawiliśmy plan 11 inwestycji, które będą realizowane w tym roku. Niewiele jest tam nowych przedsięwzięć. Pod koniec pierwszego kwartału miał się pojawić drugi plan inwestycyjny poszerzony o nowe inwestycje. Nie wiadomo czy w tej sytuacji taki dokument powstanie. Pod znakiem zapytania stoi na przykład budowa parkingu w Zawadzie, remont ulicy na Grodzisku czy ul. Pałacowej w Kokoszycach. Budujemy 50 km kanalizacji. Potrzebujemy więc pieniędzy na remonty dróg i chodników zniszczonych podczas tych prac. Dzisiaj nie jestem w stanie powiedzieć skąd je wziąć. Tak jak powiedziałem, zacznijmy od oświaty. Mimo odstąpienia od dużych zmian oszczędności muszą się tam znaleźć już teraz. To zadanie dla zastępcy prezydenta Eugeniusza Ogrodnika, który za oświatę odpowiada.

Pogroził mu Pan palcem? Była mowa o odwołaniu ze stanowiska? Jedna z najważniejszych uchwał ostatnich lat nie przeszła.

Pan Ogrodnik po ostatecznym głosowaniu oddał się do mojej dyspozycji.

I co pan na to?

To była męska rozmowa. Szukaliśmy przyczyn, które doprowadziły do wstrzymania reformy oświaty. Rozmawialiśmy na temat odpowiedzialności m.in. pana Ogrodnika i samego sposobu przeprowadzania procedury. Mówiliśmy także o atmosferze, która się wyłoniła w tym czasie.

Wygląda na to, że Eugeniusz Ogrodnik stał się kozłem ofiarnym. Przecież burzę wywołał nie on, ale właśnie pan już przed wyborami, mówiąc, że nie zlikwiduje szkół. 

Osoba ta zdecydowała się ze mną współpracować znając sytuację. Pan Ogrodnik wiedział jakie są nastroje i jak wyglądała kampania wyborcza, która w moim przekonaniu skończyła się dopiero 9 lutego po skreśleniu projektu uchwały oświatowej z porządku obrad sesji.

Mógł pan się zająć oświatą na początku poprzedniej kadencji. Być może byłoby więcej czasu na rozmowy i większe zrozumienie.

Nie było to możliwe. W Wodzisławiu nie ma zwyczaju, by ustępujący prezydenci zostawiali po sobie sprawozdania, analizy czy prognozy dotyczące najważniejszych spraw. Uważam, że nowy prezydent powinien wiedzieć, jakie kwestie wymagają natychmiastowej reakcji, a jakie mogą poczekać. Na początku nie wiedziałem jaka jest sytuacja w oświacie, a przygotowanie rzetelnych materiałów musiało potrwać. Kiedy rozeznałem sytuację i pojawiła się na przykład sprawa przeniesienia przedszkola w Radlinie II do budynku SP 17– natychmiast to wykonałem. Rewolucyjne zmiany nie były brane pod uwagę. Wówczas budżet oświaty był zupełnie inny. Nie było tak źle. Dopiero potem wydatki rosły, m.in. z powodu wielu gwarantowanych podwyżek dla nauczycieli czy wyrównań do pensji. Musieliśmy więc wygospodarować na nie pieniądze. Mając to na uwadze byłem zwolennikiem powstania zespołu do spraw racjonalizacji sieci placówek oświatowych, który wypracował wnioski. Gdybym przegrał wybory, informacje te trafiłyby do mojego następcy. Miałby dobrą sytuację wyjściową i być może podjąłby takie kroki jakie sam podjąłem obecnie.

Ale pod koniec ubiegłego roku, w trakcie kampanii wyborczej, już pan doskonale wiedział, że zmiany w oświacie są konieczne. Mimo to mówił pan, że szkół nie zlikwiduje?

Mówiłem, że żadna szkoła nie zostanie zamknięta na kłódkę, i to podtrzymuję. Przecież moim zamiarem nie była likwidacja a przekształcenie placówek oświatowych. Taki zapis miał się pojawić w projekcie uchwały, ale okazało się, że z punktu widzenia prawnego jest to niemożliwe. Najpierw trzeba formalnie zlikwidować szkołę, by w jej miejsce powołać do życia nową.

Być może gdyby wcześniej podjął pan rozmowy z rodzicami uchwała by przeszła?

Nie mogłem rozmawiać o konkretach, bo sam nie wiedziałem jaka będzie propozycja. Otrzymałem ją od mojego zastępcy dwa dni przed zaprezentowaniem projektu uchwały 27 stycznia. Zanim to zrobiłem rodzice mieli wyrobione zdanie i ostro się temu sprzeciwiali. Już przed wyborami zawiązała się duża grupa przeciwników zmian. Nie było atmosfery do rozmów. Moje argumenty nie były brane pod uwagę.

Jak pan wyobraża sobie dalszą współpracę z radą miejską? Po wyborach nie ukrywał pan, że układ jest idealny. Większość miała Platforma Obywatelska, Stowarzyszenie Nasz Wodzisław, Inicjatywa Samorządowa Obywateli, a więc komitety pana popierające. Teraz okazało się, że tzw. koalicja nie funkcjonuje.

Od początku wiedziałem, że o dyscyplinie głosowania w tej sprawie nie ma mowy. Mimo to widziałem szanse na przejście tej uchwały. Gdyby było inaczej, nigdy bym nie przygotował takiego projektu.

Zawiódł się pan?

Nie czuję się zawiedziony. Cieszę się w pewnym sensie z postawy rodziców, którzy zamierzają wspólnie pracować nad oszczędnościami w oświacie. Liczę na spełnienie wypowiadanych przez nich deklaracji. Poza tym, nie kryję radości z tego, że sytuacja stała się jasna. Radni wskazali mi jaką drogą trzeba iść. Nie mogą dzisiaj narzekać na brak środków na inwestycje, m.in. te oczekiwane w środowiskach, z których się wywodzą.

---

W kolejnym numerze „Nowin Wodzisławskich” wywiad z Jarosławem Świtą z Porozumienia Rodziców.

Rafał Jabłoński

  • Numer: 7 (536)
  • Data wydania: 15.02.11