Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Bezwzględny przywódca czy świetna szefowa?

18.05.2010 00:00 raj
Ciągła krytyka, szykanowanie i nierówne traktowanie pracowników – to zdaniem kobiet pracujących w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Wodzisławiu praktyka stosowana przez Annę Łasochę, dyrektorkę tej instytucji.
W obawie przed szefową zapisały się do związków zawodowych, piszą do prezydenta i radnych. W specjalnej petycji skarżą się także ich mężowie.  Niepokojące zachowania potwierdziła Państwowa Inspekcja Pracy. Załoga MOPS jest podzielona. Część pracowników zarzuty uważa za niedorzeczne. Kobiety broniące dyrektorki twierdzą, że to zmasowany atak na ich szefową. – Związki zawodowe chcą ja zniszczyć. Jeśli ktokolwiek jest ofiara mobbingu to właśnie pani Ania, która jest po prostu dobrym człowiekiem. Ona się nie podoba tym kobietom, które od lat nie potrafią się wyzbyć starych nawyków. Myślały, że będzie luz, samowolka i zero obowiązków. Zapomniały, że to już nie te czasy – staje w obronie szefowej kilkunastu pracowników.
 
Bezwzględny przywódca czy świetna szefowa?
 
Niepokojące sygnały w sprawie wodzisławskiego MOPS docierały do nas już pod koniec ubiegłego roku. Wówczas do urzędu miasta trafił anonim. Jednak dopiero teraz kobiety czujące się szykanowane, poniżane i dręczone zdecydowały się na rozmowę. Na spotkaniu zjawiło się ich siedem (wszystkich pracowników jest 39). Twierdzą, że Anna Łasocha, dyrektor MOPS stosuje wobec nich mobbing.  Nie chcą się ujawniać. – Boimy się powiedzieć cokolwiek oficjalnie. Pani dyrektor jest do wszystkiego zdolna. Bez przerwy się nas czepia, twierdzi, że jesteśmy do niczego. Dokumenty każe nam poprawiać po cztery, pięć razy. Przecież jeszcze niedawno pracowała z nami jako szeregowy pracownik. Najwyraźniej woda sodowa uderzyła jej do głowy. Tylko ta sitwa stworzona z najbliższych współpracowników ma się dobrze, im wszystko wolno, nam nic – mówią oburzone kobiety. Dwie z nich płaczą. Wracają do sprawy swojej koleżanki, która od ponad dwóch miesięcy przebywa na zwolnieniu lekarskim. – Nie potrafię wrócić do pracy. Zażywam leki antydepresyjne, a kiedy myślę o pracy bądź przechodzę w pobliżu tego budynku to po prostu cierpię. Strach mnie paraliżuje. Tam nie można normalnie pracować. W tej instytucji spędziłam połowę swojego życia a teraz jestem poniżana – mówi pani Grażyna. Na temat sytuacji w MOPS wypowiada się także jej maż. Obawia się o zdrowie żony. Podobne obawy towarzyszą 9 mężom, którzy podpisali się pod petycją do prezydenta, jeden z nich do Mieczysława Kiecy napisał nawet obszerny list. „Skoro pani Łasocha ma ambicje stworzyć swój własny świat i swój własny MOPS – to szczęść jej Boże, ale dlaczego zamierza to robić na zgliszczach i ludzkiej krzywdzie – pisze mężczyzna.
 
Prezydent (nie)wiele zrobił
 
Niepokojące sygnały potwierdziła Państwowa Inspekcja Pracy. Na miejscu przeprowadzono ankietę, z której wynika, że w zakładzie występują zachowania mobbingowe. Wskazano na ograniczenia możliwości wypowiadania się, stosowanie aluzji wobec pracowników, traktowanie pracowników „jak powietrze”, obgadywanie, rozsiewane plotek czy ośmieszanie pracowników. Sprawa trafiła do prezydenta Mieczysława Kiecy, który zdaniem osób czujących się poszkodowanymi niewiele zrobił. – Zostałyśmy same z tym problemem – twierdzą kobiety.
 
– To zupełna nieprawda – odpowiada prezydent Kieca. – Kilkakrotnie spotykałem się z pracownikami w tej sprawie. Zarówno z tymi, którzy czują się poszkodowani, jak i z tymi, którzy uznają panią dyrektor za dobrą szefową. Rozmawiałem również z panią dyrektor i poprosiłem o wyjaśnienia. Konsultowałem się ponadto z prawnikami. Zaproponowałem pewne rozwiązania prawne, na które związki zawodowe nie wyraziły zgody. Związki uznały, że pójdą z tą sprawą do prasy, wykonując tym samym szantaż, a prezydent miasta nie może działać pod wpływem szantażu związków zawodowych. Proszę zauważyć, że protokół PIP nie jest dokumentem stwierdzających fakty i rozstrzygającym, czy pani dyrektor stosuje mobbing czy nie. Dlatego uważam, że najlepszym rozwiązaniem byłoby skierowanie sprawy do sądu przez pracowników. Wówczas dowiedzielibyśmy się kto ma rację – wyjaśnia Mieczysław Kieca.
 
Wierzę w sprawiedliwość
 
Na rozpoczęcie procesu liczy także Anna Łasocha. – To byłoby najlepsze rozwiązanie. Ja mogłabym bronić swojego dobrego imienia. Sprawa zostałaby ostatecznie rozstrzygnięta. Może wtedy ten koszmar by się skończył. Wiele mogę wytrzymać, ale dłużej już chyba tego nie zniosę – mówi ze łzami w oczach pani dyrektor. – Codziennie zastanawiam się jakie popełniłam błędy, robię rachunek sumienia i staram się jak mogę, a atak drugiej strony nie ustaje. Niektórym pracownikom chodzi tylko i wyłącznie o to, by się mnie pozbyć. Cokolwiek dobrego nie zrobię, to jest odbierane, że chcę się pokazać. Na oficjalnych spotkaniach notują moje wypowiedzi wyrwane z kontekstu, by je później wykorzystać. Najgorsze w tym jest to, że ja naprawdę nie czuję się winna. Mogę nad sobą pracować, ale osoby, które zarzucają mi wiele rzeczy nigdy o tych sprawach ze mną nie rozmawiały. Wymagam, dlatego ich zdaniem jestem zła. Dokumenty trzeba poprawiać kilkakrotnie, bo są po prostu źle napisane. Trzeba się bardzo angażować w pracę, bo dzisiaj pomoc społeczna tego od nas wymaga. Należy przestrzegać regulaminu, bo po to został stworzony. Nie wiem dlaczego te osoby tak postępują. Nasze prawo nie jest doskonałe, ale nie wierzę w to, że pomówieniami można mnie zniszczyć. Wierzę w sprawiedliwość i przywrócenie mi dobrego imienia – dodaje Anna Łasocha.
 
Bronią szefowej
 
Murem za dyrektorem MOPS stoi kilkanaście kobiet. Uważają, że osoby działające w związkach zawodowych sieją jedynie zamęt i szerzą oszczercze pomówienia, a ich celem nadrzędnym jest pozbycie się dyrektorki. – Przecież to Anna Łasocha jest niszczona pomówieniami i nieprawdziwymi oskarżeniami. Jak ona dzisiaj wygląda, jak cień, pół kobiety. Jeszcze kilka miesięcy temu była pełna życia i poczucia humoru, a dzisiaj strasznie cierpi, niesłusznie obrywa od tych, którym nie chce się pracować. Te panie mają w pamięci dawne czasy, kiedy niewiele trzeba było robić – denerwuje się jedna z młodszych pracownic. Tego samego zdania jest jej niewiele starsza koleżanka. – To podłość, jak można tak kłamać i udawać kozła ofiarnego. Czy związki zawodowe nie zdają sobie sprawy ile krzywdy wyrządzają niewinnej osobie? – pyta kobieta. 
 
Warto szczerze porozmawiać
 
Konflikt w MOPS narastał miesiącami. Zabrakło szczerej dyskusji. Rozmowy toczyły się jedynie za plecami zainteresowanych. Być może już czas zasiąść do stołu, spokojnie przedstawić argumenty i wrócić do normalności. Czy jest na to szansa? Czy pracownice są w stanie wznieść się ponad podziały i uprzedzenia? Na pewno warto spróbować.
 
Rafał Jabłoński    
  • Numer: 20 (497)
  • Data wydania: 18.05.10