Tną równo z ziemią
Henryk Niesporek, dyrektor Gminnego Ośrodka Sportu w Mszanie. Przed tygodniem na tych łamach przeczytałem o wycince drzew na granicy Rydułtów.
Przed tygodniem na tych łamach przeczytałem o wycince drzew na granicy Rydułtów. Podzielam obawy mieszkańców. Wszyscy tną równo. Niektórym drżą ręce, więc zostawiają trochę ramion, inni są bezlitośni – tną do pnia. Na pierwszy ogień idą znienawidzone topole, szczególnie te pamiętające ostatnie czyny majowe organizowane przez kierowniczą siłę narodu, tuż za nimi brzozy, klony, wierzby, lipy i jesiony. Nie oszczędza się nawet dębów i kilkudziesięcioletnich akacji.
Dramat piły dosięga modrzewi i sosen. Zupełnie bez szans są te owocujące – poczciwe czereśnie, jabłonie czy grusze – padają z pniem, cięte równo z ziemią. Czas przerwy wegetacyjnej zachęca do tego typu wyczynów. Czynnikiem sprzyjającym jest łatwość uzyskania zgody na takie kroki, bądź zupełna dowolność w działaniu. Bardzo często ogławianie jest pierwszym i o zgrozo! – zupełnie legalnym krokiem do zniszczenia drzewa. Za rok, dwa, gdy drzewo nie „wytrzyma” tej operacji, będzie je można bezkarnie usunąć – unikając należnych opłat, bądź kar za zwykłą wycinkę. Barbarzyński kwas lub elektrolit akumulatorowy wlewany w system korzeni drzewa zastąpiliśmy czynem legalnym – ogławianiem.
Już słyszę oburzone głosy fachowców „od zieleni”, że ta czynność nie szkodzi roślinie. Zgoda, ale jeśli robiona jest z umiarem i fachowo. Praktyka jednak pokazuje, że przycinanie jest za mocne, nieprofesjonalne, bezmyślne. A bardzo często zupełnie niepotrzebne!
Osiedla mieszkaniowe, ulice, place i parki naszych miast i wsi pełne kikutów drzew wcale nie są ozdobą – są jedynie dowodem na naszą bezsilność wobec dynamizmu przyrody, namacalnym świadectwem braku umiejętności wykorzystania tego elementu w mądrym planowaniu, konstruowaniu i kształtowaniu krajobrazu. A na świecie potrafią to robić – potrafią również w Polsce. Kształtowanie krajobrazu i używanie do tego celu roślinności niskiej i wysokiej to cała dziedzina wiedzy. Czemu z jej zdobyczy nie korzystamy?
Zamoyscy czy Raczyńscy sadzili swoje – dziś wiekopomne okazy – radząc się ogrodników, a nie dworzan, Janowi z Czarnolasu lipa imponowała cieniem listowia w sercu ogrodu, a nie 2 metry od zabudowań. A współcześni? Wiele ciepłych słów usłyszałem o prywatnych nasadzeniach Pendereckich w Lusławicach, których niestety zwykły śmiertelnik nie może zobaczyć. W naszych miastach i wsiach sensownie rozwiązano nasadzenia kwiatów i drobnych krzewów, lecz problem drzew pozostawiono przypadkowi lub kaprysom inwestorów gospodarzących na swoich działkach. Nie znam przypadku nasadzeń w oparciu o zaplanowaną i przyjętą politykę zadrzewień.
Drzewa rosną bardzo długo, czasami są uciążliwe i trzeba się nimi zajmować jednak ich bytowaniu na ziemi i wspólnej egzystencji z człowiekiem zawsze towarzyszą plusy – od zwykłego cienia, poetyckich barw, wielorakich owoców, schronienia dla ptaków czy prozaicznego drewna. Weźmy te fakty pod uwagę – szczególnie teraz, kiedy wycina się ogromne ilości drzew na terenach budowanych autostrad.
Dramat piły dosięga modrzewi i sosen. Zupełnie bez szans są te owocujące – poczciwe czereśnie, jabłonie czy grusze – padają z pniem, cięte równo z ziemią. Czas przerwy wegetacyjnej zachęca do tego typu wyczynów. Czynnikiem sprzyjającym jest łatwość uzyskania zgody na takie kroki, bądź zupełna dowolność w działaniu. Bardzo często ogławianie jest pierwszym i o zgrozo! – zupełnie legalnym krokiem do zniszczenia drzewa. Za rok, dwa, gdy drzewo nie „wytrzyma” tej operacji, będzie je można bezkarnie usunąć – unikając należnych opłat, bądź kar za zwykłą wycinkę. Barbarzyński kwas lub elektrolit akumulatorowy wlewany w system korzeni drzewa zastąpiliśmy czynem legalnym – ogławianiem.
Już słyszę oburzone głosy fachowców „od zieleni”, że ta czynność nie szkodzi roślinie. Zgoda, ale jeśli robiona jest z umiarem i fachowo. Praktyka jednak pokazuje, że przycinanie jest za mocne, nieprofesjonalne, bezmyślne. A bardzo często zupełnie niepotrzebne!
Osiedla mieszkaniowe, ulice, place i parki naszych miast i wsi pełne kikutów drzew wcale nie są ozdobą – są jedynie dowodem na naszą bezsilność wobec dynamizmu przyrody, namacalnym świadectwem braku umiejętności wykorzystania tego elementu w mądrym planowaniu, konstruowaniu i kształtowaniu krajobrazu. A na świecie potrafią to robić – potrafią również w Polsce. Kształtowanie krajobrazu i używanie do tego celu roślinności niskiej i wysokiej to cała dziedzina wiedzy. Czemu z jej zdobyczy nie korzystamy?
Zamoyscy czy Raczyńscy sadzili swoje – dziś wiekopomne okazy – radząc się ogrodników, a nie dworzan, Janowi z Czarnolasu lipa imponowała cieniem listowia w sercu ogrodu, a nie 2 metry od zabudowań. A współcześni? Wiele ciepłych słów usłyszałem o prywatnych nasadzeniach Pendereckich w Lusławicach, których niestety zwykły śmiertelnik nie może zobaczyć. W naszych miastach i wsiach sensownie rozwiązano nasadzenia kwiatów i drobnych krzewów, lecz problem drzew pozostawiono przypadkowi lub kaprysom inwestorów gospodarzących na swoich działkach. Nie znam przypadku nasadzeń w oparciu o zaplanowaną i przyjętą politykę zadrzewień.
Drzewa rosną bardzo długo, czasami są uciążliwe i trzeba się nimi zajmować jednak ich bytowaniu na ziemi i wspólnej egzystencji z człowiekiem zawsze towarzyszą plusy – od zwykłego cienia, poetyckich barw, wielorakich owoców, schronienia dla ptaków czy prozaicznego drewna. Weźmy te fakty pod uwagę – szczególnie teraz, kiedy wycina się ogromne ilości drzew na terenach budowanych autostrad.
Najnowsze komentarze