Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Miał innych zarazić prawością

28.08.2007 00:00
Pewien Koń, bohater wiersza Gałczyńskiego przybył na próbę generalną satyrycznego programu i… zobaczywszy na scenie namalowaną trawę, „… skoczył i trawę zjadł”. Bo zwierzęta wszystko biorą na serio, nie uznając czegoś takiego jak litentia poetica (czyt. licencja poetika, czyli poetycka, artystyczna umowność) metafora czy abstrakcja. Podobnie małe dzieci.

Czteroletni Wojtuś pobiegł do sąsiadki mieszkającej na piętrze, by ją ostrzec: – Niech pani się dobrze zamknie, na dwa zamki i jeszcze na łańcuch!
– A dlaczego? – dziwi się sąsiadka.
– Bo w górze najwięcej kradną – odpowiada malec, który prawdopodobnie dosłownie potraktował wypowiedzi rodziców i ich gości o kradzieżach na... „górze”.

Czasem chcielibyśmy tych (miejmy nadzieję - nielicznych) skorumpowanych nawrócić, sprowadzić na drogę cnót obywatelskich. A najlepszy jest zawsze dobry wzór osobowy. Tylko, że nigdy nie wiadomo, czy jednostka zdoła wpłynąć na ogół, czy stanie się odwrotnie. Pewien górnik z Gorzyc, oddał swego syna Alojza do gimnazjum w Warszawie, żeby pomiędzy gorolami nauczył się poprawnie mówić po polsku, a nie „yno godać”. Po roku cała klasa godała po Śląsku, razem z Alojzikiem, któremu to miastowe mówienie dalej nie wychodziło. W rywalizacji pomiędzy ogółem a jednostką zwyciężyła osobowość Alojzika, a więc jednostka.

Znałam młodego dobrze się zapowiadającego człowieka. Był gruntownie wykształcony i wciąż się dokształcał. Sumienny, otwarty na nowe doświadczenia, niepospolicie prawy. Marzyłam, by taki rzetelny człowiek z prowincji zaszedł daleko, wysoko, żeby jego przykład świecił z góry. Ale w głębi serca obawiałam się trochę, że podzieli los innych sprawiedliwych, co to popadli w rozgoryczenie, a nawet alkoholizm.

Powiało optymizmem, gdy się dowiedziałam, że ten przyzwoity chłopak z prowincji o niewzruszonych zasadach moralnych, rzeczywiście zaszedł wysoko, piastując obecnie posadę na szczeblu ministerialnym. Gdy tylko nadarzyła się okazja, pobiegłam na spotkanie z nim, gdy przybył w rodzinne strony. Byłam ciekawa, w jaki sposób z postawy mojego moralnego idola przenikają w szeregi urzędników centralnych takie cnoty jak przyzwoitość, merytoryczność i sprawiedliwość.

Mówił wiele na temat sztuki kompromisu i elastyczności, akcentując, że z uczciwością nie należy przesadzać, że trzeba kombinować, załatwiając służbowe sprawy w sympatycznym klimacie kawiarni, restauracji.

 – Takie jest życie. Tak jest nie tylko w biznesie. Także w polityce, administracji, kulturze…– mówił, odsłaniając kulisy niektórych scen naszej rzeczywistości.

Pomyślałam o odrzucanych m.in. przez jego urząd – projektach. Powoli docierała do mnie ta brutalna prawda, że merytoryczność tych projektów na nic się zdaje, jeśli ich autorzy nie załatwiają spraw jak należy, a więc w sympatycznym klimacie kawiarni, restauracji… Mój bohater miał innych zarazić przyzwoitością, a nauczył się…życia. Tylko nie wiem czy się z tego cieszyć…

Dorota Nowak
reżyser Teatru Wodzisławskiej Ulicy, w 1998 r. otrzymała tytuł Reżysera Roku w Teatrze Amatorskim

  • Numer: 35 (397)
  • Data wydania: 28.08.07