Sobota, 30 listopada 2024

imieniny: Andrzeja, Justyny, Konstantego

RSS

Moja Mama była choro na Polska

22.08.2006 00:00
Jedni mediktowali żeby uciyc za granica, inksi uciekali na Wschod a my z niepewnościom i strachym wracali my na Ślonsk.

Jak widza i czytom o uchodzcach, możno nie uwierzycie, ale przipomino mi się 1939 rok kiedy to ostatnigo siyrpnia wyjyżdżałach z Radlina z mojom matkom i braćmi w nieznane. Powodym tego był otrzimany nakaz opuszczynio strefy przigranicznej.

Miałach wtedy 14 lot troje rodzyństwa, dobrych rodzicow i beztroski życi. W siyrpniu jeździyłach, na połkolonie z dzieciami kolejarzy do Suminy. W Suminie było dużo wojska, ale my dzieci się yno z tego radowali. Starsze synki prziwiozły na kolonia tako pieśniczka, co jom potym wszyscy śpiywali;” Marszałek Śmigły-Rydz, nasz dzielny, dobry wódz, gdy karze pójdziem z nim najeźdźców tłuc, nikt nam nie zrobi nic, nic nas nie wzruszy, nic, bo z nami Śmigły, Śmigły, Śmigły-Rydz!”

Moj ojciec był kolejarzym a moja matka - bardzo aktywnom członkiniom Towarzystwa Polek. Pochodziyła ze wsi pod Górom Św. Anny. Poznała strach przed zbliżajoncym się wrogiym, kiedy w plebiscycie agitowała na rzecz Polski. W 1939 już wiedziała, że szykuje się źle i trza ratować rodzina i wybrała ucieczka na Wschod.

Mieli my jechać do obozu Turka nad Stryjem, ale na dworcu w Katowicach od równych sobie dowiedziała się, że tam jest przepełniyni. Na swoja rynka obrała kierunek na Mielec. Jak jechali my w tym kierunku widzieli my jak był bombardowany Kraków. To był już 1 września. Ludzie pouciskani w towarowych wagonach nie wiedzieli, że to już jest wojna. Na stacji kolejowej w Dębicy widziałach transport polskigo wojska na zachod (akurat tam skond my przijechali). Tu widziałach piyrszego poszczelonego żołnierza, jak nimiecki samolot z bordwaffy (broni pokładowej) oszczyloł ich pociong. Z Dębicy pojechali my do Mielca. Działała tam Służba Kolejowo, kiero kierowała uciekinierow do różnych miejsc na mieście. Nas skierowali do szkoły. Pamiyntom kierownika, kiery jak sie dowiedzioł, że my som ze Ślonska to sie nami fest zainteresowoł. Poszykowoł w klasie miejsce do spanio, a mama wczas rano szli na wieś szukać kwatyru. Znodli jom u jednego bardzo dobrego gospodorza.

Z Mielca, (w kierym była fabryka fligrow - na szczńści nie bombardowano) do wsi Podleszany przez rzyka Wisłok przejyżdżało się promym. Byli my schowani, choć zewszond nadchodziyły złe wieści. Nasz Gospodorz, były żołnierz carski przewidywoł, że w tym tympie jak Niymce jadom zaniedługo nas dopadnom. Mama zaś chcieli się pakować i uciekać dali. Dobry i mondry gospodorz odradzoł: „Nie do ruskich, jak bydymy uciekać to wszyscy razym”. I to dziynki nim przeczekali my w małej wiosce najgorsze. A jak i na tej wiejskij drodze znodły się nimiecki auta i czołgi moja matka głośno lamyntowali: „Polsko moja, drugi roz Cie traca”. To ona uczyła nas umiyłowanio Ojczyzny - Ona była „choro na Polska”. Na poczontku października, kiedy już zaczynały jeździć pociongi na furmance odwioźli nas do Mielca. Tu już byli nimieccy wojskowi a matka, że poradziyli godać dobrze po nimiecku o wszelko rada pytali nimieckich wojokow (nie prziznajonc się kim jest).

Wszyscy, co obstoli wiedzieli, że nazod dudom ni mogom jechać. Przeżywali my „wyndrowka ludow”. Jedni mediktowali żeby uciyc za granica, inksi uciekali na Wschod a my z niepewnościom i strachym wracali my na Ślonsk potwierdzić czynym to, co Mama uczyli nas śpiywać: ”Ojczyzno moja, gdy cię mogę wspierać nie żal mi cierpieć i nie żal umierać...dla Ciebie wszystkie smakują trucizny znosić kalectwo i szlachetne blizny”.

Pisząc moje wspomnienia wojenne pragnę złożyć hołd przyjaźni, która przetrwała w myśl przesłania, które przekazałam w jednym z moich pierwszych listów pisanych do naszych Przyjaciół: ”Niech przyjaźń nasza nie zardzewieje jak nie rdzewieje żołnierska broń”.

Ślonzoczka Aniela

  • Numer: 34 (343)
  • Data wydania: 22.08.06