Żeby poczuć Śląsk
Patrząc na Twój dorobek wydaje się, że jak byłeś bajtlym to zamiast lotać z dzieciami po placu siedziałeś ze starką i oglądałeś stare zdjęcia, czy taki był mały Marek Szołtysek?
Absolutnie nie. Ze starką to się siedziało bez zima. Ona czytała mi „Żywoty świętych”, Biblijka - tak się godało na katechizm i opowiadała mi o Ponboczku. Pamiętam też jak były u nas w domu szkubki: Peł-no bab siedziało w kuchni koło stołu, śpiewały, godały, rzykały i jadły kluski cierpane z cukrym, kopytka a ostatniego dnia kreple czyli pączki. Czyli moje śląskie wzrastanie w gronie ludzi dorosłych trwało zimą, ale jak się tylko zrobiło ciepło to Mareczek wyrywoł do kolegów. Zabawa w ZORRO, w rycerza, w bunkier wojenny, smykanie się po cudzych stodołach i przychodzenie do dom zawsze za niyskoro. Potym były szmary, a następnego dnia zaś na nowo. Mojego poczucia wolności nikt nigdy nie zgasił! I myśla, że tak już zostanie!
Jak potoczyła się Twoja droga zawodowa?
Po studiach na KUL, i wielu podróżach zagranicznych podczas tego studiowania, miałem szczęście zwiedzić prawie całą Europę. A przypomnijmy, że była wtedy komuna i na paszporty czekało się jak na zbawienie. Ale miałem szczęście. Przykładowo spędziłem Boże Narodzenie w Rzymie w 1986 roku i byłem z papieżem na pasterce a potem na wieczorze kolędowym i na prywatnej audiencji w Trzech Króli 1987 roku. To dawało skrzydeł, a potem była szara rzeczywistość i praca w jednej z rybnickich gazet - a mnie się marzyła dochodowa firma i niezależne działanie. Ale nie założyłem firmy - ja zawsze byłem firmą. Jo, Szołtysek jestem firmą!
Co było bakcylem, żeby z tego co było „domowe”, zrobić świetny interes?
Powodem mojej pracy, pomysłu itd. była świadomość, że Śląsk jest za mało znany. Że Ślązokom się yno zdo, że Śląsk rozumieją a oni go tylko czują. Ile to razy słyszałem te głupie godki o tym jak to Śląsk był zawsze niemiecki, jaki to był porządek za Hitlera - no ja, szkoda, że tego wtedy nie słyszał, a może i dobrze, mój dziadek, kerego zawarli we Oświęcimiu. Ja jednak z pisania o Śląsku wcale nie chciałem zrobić interesu. Ja chciałem sobie zwyczajnie napisać i wydać książkę... I tak to się potoczyło. Bo potem chciałem napisać drugą książkę a na to trzeba było pieniędzy więc jedna książka musiała zarabiać na drugą. Potem trzeba było mieć nowe komputery, aparaty fotograficzne, pieniądze na rysowników, opiekę księgowego itd., i tak się zrobiła firma. Firma formalnie powstała w 1998 roku. A wtedy dopiero, bo wówczas założyli mi telefon.
Skąd wzięła się nazwa wydawnictwa?
Wszystko wymyśliłem by było prosto. Skoro chciałem pisać prosto i pięknie o Śląsku, to musiał być prosty tytuł „Śląskie ABC”. Nazwa jest rozwojowa. Na razie jest w fazie Wydawnictwo „Śląskie ABC”, ale z czasem może być „Śląskie ABC” Holding. Ale patrząc jak nom ta gospodarka się rozwijo, to już tyn holding zrobią moje prawnuki!
Jakie są ciemne strony takiego „interesu”?
Jest ich dużo! Książki za dużo kosztują na etapie przygotowania: druk, skład, zdjęcia, potem trzeba mieć magazyn, duże auto i jeździć po księgarniach i je sprzedawać. Sprzedaż książek w Polsce w 95 % jest na zasadzie komisowej. Czyli muszę dać książki do księgarni a oni dopiero po sprzedaży mi płacą. A niektórzy mi potem nie płacą, bo zbankrutowali, bo są złodziejami....
Ile liczy Twoja doba, bo jakoś nie wierzę, że 24 godziny?
Chodzę spać około 24.00 a wstaję o 6.30. Mam nawet wrażenie, że śpię za dużo. Papież ponoć śpi 4,5 godziny, to dlaczego ja się wyleguję ponad 6 godzin? Muszę nad tym jeszcze popracować i się poprawić.
Ile napisałeś książek do tej pory a ile wydało Twoje wydawnictwo?
Aktualnie piszę 20 i 21 książkę. Zaś wydałem około 30. Jedna wydana książka nawet była po niemiecku. Było to dla jednej kliniki w Niemczech - prace plastyczne jej pacjentów. Bardzo sympatyczna książka i co ciekawe, Niemcy punktualnie zapłacili. Ale nie był to jakiś wielki interes.
Co w planach?
Nie powiem, bo konkurencja tylko na to czeka. Zapraszam do księgarń po nowość w październiku 2005 roku. Natomiast ostatnia książka to „Dzieje Śląska, Polski i Europy”.
Która z książek jest Ci najbliższa?
Najbliższa jest mi „Biblia Ślązoka” i „Kuchnia śląska” - bo są inne niż wszystkie i są takie proste w swym pomyśle. Sądzę, że wszystko co jest genialne jest proste. Np. spaghetti czy żur z kartoflami. Czyż tak nie jest?
Co poradziłbyś młodym ludziom, którzy marzyliby także o własnej firmie, podobnej do Twojej?
10 lat pracować nad doskonaleniem siebie, pracować wtedy przynajmniej 12 godzin na dobę i zaoszczędzić 60-100 tyś złotych, bo tyle trzeba mieć na początek w tym biznesie. Ja na swoją pierwszą książkę oszczędzałem 6 lat. A miałem już wtedy 3 dzieci i nie miałem auta. Sam się dziwię, że ja to wytrzymałem, nie mówiąc już o mojej żonie.
Jakie jest Twoje marzenie?
Moje marzenie? Miesiąc nic nie robić! Nie, to nierealne! - Jeden dzień nic nie robić!
Rozmawiała Aleksandra
Matuszczyk-Kotulska Więcej o Śląsku i M. Szołtysku
na stronie internetowej www.szoltysek.com.pl
Jak potoczyła się Twoja droga zawodowa?
Po studiach na KUL, i wielu podróżach zagranicznych podczas tego studiowania, miałem szczęście zwiedzić prawie całą Europę. A przypomnijmy, że była wtedy komuna i na paszporty czekało się jak na zbawienie. Ale miałem szczęście. Przykładowo spędziłem Boże Narodzenie w Rzymie w 1986 roku i byłem z papieżem na pasterce a potem na wieczorze kolędowym i na prywatnej audiencji w Trzech Króli 1987 roku. To dawało skrzydeł, a potem była szara rzeczywistość i praca w jednej z rybnickich gazet - a mnie się marzyła dochodowa firma i niezależne działanie. Ale nie założyłem firmy - ja zawsze byłem firmą. Jo, Szołtysek jestem firmą!
Co było bakcylem, żeby z tego co było „domowe”, zrobić świetny interes?
Powodem mojej pracy, pomysłu itd. była świadomość, że Śląsk jest za mało znany. Że Ślązokom się yno zdo, że Śląsk rozumieją a oni go tylko czują. Ile to razy słyszałem te głupie godki o tym jak to Śląsk był zawsze niemiecki, jaki to był porządek za Hitlera - no ja, szkoda, że tego wtedy nie słyszał, a może i dobrze, mój dziadek, kerego zawarli we Oświęcimiu. Ja jednak z pisania o Śląsku wcale nie chciałem zrobić interesu. Ja chciałem sobie zwyczajnie napisać i wydać książkę... I tak to się potoczyło. Bo potem chciałem napisać drugą książkę a na to trzeba było pieniędzy więc jedna książka musiała zarabiać na drugą. Potem trzeba było mieć nowe komputery, aparaty fotograficzne, pieniądze na rysowników, opiekę księgowego itd., i tak się zrobiła firma. Firma formalnie powstała w 1998 roku. A wtedy dopiero, bo wówczas założyli mi telefon.
Skąd wzięła się nazwa wydawnictwa?
Wszystko wymyśliłem by było prosto. Skoro chciałem pisać prosto i pięknie o Śląsku, to musiał być prosty tytuł „Śląskie ABC”. Nazwa jest rozwojowa. Na razie jest w fazie Wydawnictwo „Śląskie ABC”, ale z czasem może być „Śląskie ABC” Holding. Ale patrząc jak nom ta gospodarka się rozwijo, to już tyn holding zrobią moje prawnuki!
Jakie są ciemne strony takiego „interesu”?
Jest ich dużo! Książki za dużo kosztują na etapie przygotowania: druk, skład, zdjęcia, potem trzeba mieć magazyn, duże auto i jeździć po księgarniach i je sprzedawać. Sprzedaż książek w Polsce w 95 % jest na zasadzie komisowej. Czyli muszę dać książki do księgarni a oni dopiero po sprzedaży mi płacą. A niektórzy mi potem nie płacą, bo zbankrutowali, bo są złodziejami....
Ile liczy Twoja doba, bo jakoś nie wierzę, że 24 godziny?
Chodzę spać około 24.00 a wstaję o 6.30. Mam nawet wrażenie, że śpię za dużo. Papież ponoć śpi 4,5 godziny, to dlaczego ja się wyleguję ponad 6 godzin? Muszę nad tym jeszcze popracować i się poprawić.
Ile napisałeś książek do tej pory a ile wydało Twoje wydawnictwo?
Aktualnie piszę 20 i 21 książkę. Zaś wydałem około 30. Jedna wydana książka nawet była po niemiecku. Było to dla jednej kliniki w Niemczech - prace plastyczne jej pacjentów. Bardzo sympatyczna książka i co ciekawe, Niemcy punktualnie zapłacili. Ale nie był to jakiś wielki interes.
Co w planach?
Nie powiem, bo konkurencja tylko na to czeka. Zapraszam do księgarń po nowość w październiku 2005 roku. Natomiast ostatnia książka to „Dzieje Śląska, Polski i Europy”.
Która z książek jest Ci najbliższa?
Najbliższa jest mi „Biblia Ślązoka” i „Kuchnia śląska” - bo są inne niż wszystkie i są takie proste w swym pomyśle. Sądzę, że wszystko co jest genialne jest proste. Np. spaghetti czy żur z kartoflami. Czyż tak nie jest?
Co poradziłbyś młodym ludziom, którzy marzyliby także o własnej firmie, podobnej do Twojej?
10 lat pracować nad doskonaleniem siebie, pracować wtedy przynajmniej 12 godzin na dobę i zaoszczędzić 60-100 tyś złotych, bo tyle trzeba mieć na początek w tym biznesie. Ja na swoją pierwszą książkę oszczędzałem 6 lat. A miałem już wtedy 3 dzieci i nie miałem auta. Sam się dziwię, że ja to wytrzymałem, nie mówiąc już o mojej żonie.
Jakie jest Twoje marzenie?
Moje marzenie? Miesiąc nic nie robić! Nie, to nierealne! - Jeden dzień nic nie robić!
Rozmawiała Aleksandra
Matuszczyk-Kotulska Więcej o Śląsku i M. Szołtysku
na stronie internetowej www.szoltysek.com.pl
Najnowsze komentarze