Płać i nie gadaj
Strach padł na uczniów wodzisławskiego punktu rekrutacyjno-informacyjnego Wyższej Szkoły Humanistyczno-Ekonomicznej z Łodzi. Minister edukacji twierdzi, że organizowanie egzaminów i zaliczeń na Wilchwach jest bezprawne.
Pracownicy punktu działającego w Wodzisławiu zaprzeczają jakoby odbywały się tutaj jakiekolwiek studia. Twierdzą, że są zatrudnieni przez Instytut Postępowania Twórczego. Tu się nie studiuje. Wszystkie osoby są słuchaczami przygotowującymi się do egzaminów. Egzaminy i zaliczenia odbywają się w Łodzi - mówi Elżbieta Trojniar - kierownik sekretariatu IPT.
Instytut Postępowania Twórczego (IPT) to instytucja szkoleniowo-doradcza, naukowa, badawczo-rozwojowa, od kilkunastu lat specjalizująca się w:
- szkoleniach;
- doradztwie organizacyjnym, personalnym, finansowym;
- rekrutacji, selekcji kadr;
- zarządzaniu
nieruchomościami;
- wdrażaniu informacji
technicznych;
- pracach badawczo-rozwojowych Wypowiedź ta dziwi niemal wszystkich wiedzących jak wygląda i wyglądało kształcenie na Wilchwach. Szkoła prowadzi tutaj działalność od 3,5 roku. Każdy z nich rozpoczyna się oczywiście od hucznej inauguracji z udziałem władz uczelni i miejscowych włodarzy.
Przecież mówienie, że tutaj się nie studiuje to absurd. Każdy dobrze wie, że w Wodzisławiu organizowane są zajęcia jak na każdej innej uczelni. Biorę udział w wykładach i ćwiczeniach. Zdobywam zaliczenia i zdaję egzaminy właśnie tutaj w tym budynku. Owszem, organizowane są w lutym każdego roku bezpłatne wyjazdy do Łodzi w celu zwiedzania szkoły, ale nie byłem tym zainteresowany - mówi, pragnący zachować anonimowość, jeden ze studentów informatyki.
Werbowali na studia?
Jak udało nam się ustalić, punkt informacyjno-rekrutacyjny WSHE w Łodzi działał także w okresie wakacji w Raciborzu. Tutaj rzeczywiście żadne zajęcia się nie odbywały. Jak dowiedzieliśmy się w rozmowie z pracownikiem raciborskiego punktu, praca polegała głównie na rekrutacji osób z Raciborza i okolic na studia do Wodzisławia. Zaskakujące! Przecież zgodnie z wypowiedziami kierownictwa jednostki w Wodzisławiu, tam o studiowaniu nie ma mowy. Poza tym mamy do czynienia z sytuacją paradoksalną. Podczas wakacji działał punkt informacyjno-rekrutacyjny, który „werbował” chętnych na studia do sąsiedniego punktu informacyjno-rekrutacyjnego.
Nie dostali pieniędzy
Od końca lutego ubiegłego roku wykładowcy prowadzący zajęcia w Wodzisławiu nie otrzymywali wynagrodzenia. Obiecano im, że zaliczkę dostaną 15 maja. Oni z pewnymi oporami przyjęli te warunki i cierpliwie czekali. Po upływie tego terminu nie dostali pieniędzy, więc część z nich, na znak protestu, nie wpisywało ocen do indeksów - mówi Czesław Karwot były pracownik szkoły. Informacje te potwierdza jeden ze studentów. Jak mówi, oceny przestały pojawiać się w indeksach w maju. Wykładowcy wpisywali zaliczenia do zeszytu. Nie ma się im co dziwić, pieniądze się należą i ich popieramy. Potem jednak z wpisami zrobiło się spore zamieszanie i nie każdy umiał się w tym połapać - mówi student.
Pracownicy szkoły doszli do wniosku, że w pojedynkę nic nie zdziałają. Ich interwencje w Łodzi nie przynosiły żadnych efektów. Często nie chciano z nimi rozmawiać. Wykładałem filozofię i zajmowałem się sprawami dydaktycznymi, m.in. układałem plan zajęć. Napisałem pismo do władz uczelni, pod którym podpisali się wykładowcy. Otrzymaliśmy zaległe pieniądze choć są jeszcze zaległości. W tym momencie zrozumiałem, że muszę zweryfikować swoje stanowisko co do tej szkoły. Zbyt wiele spraw zaczęło budzić kontrowersje. Władze łódzkiej uczelni to co robią w Wodzisławiu muszą potraktować poważnie, a nie uprawiać prowizorkę - twierdzi Czesław Karwot (na zdj.).
Po interwencji wodzisławskiego starosty przedstawiciel WSHE w Łodzi złożyły wyjaśnienia twierdząc, że czasowy zastój w wypłacaniu pensji spowodowany był kosztami związanymi z budową biblioteki multimedialnej w Łodzi. Kwestie rozliczeń finansowych pomiędzy uczelnią a kadrą naukowo - dydaktyczną stanowią sferę wewnętrznych stosunków panujących na uczelni i tym samym nie mogą stanowić przedmiotu dyskusji na forum medialnym. Powyższe relacje nie wpływają negatywnie na stosunki pomiędzy uczelnią a studentami - odpowiada z kolei dr Jacek Cheda - Prorektor ds. Studiów Eksternistycznych i Zamiejscowych WSHE w Łodzi.
Praktyka „na sucho”
Szkołą zainteresowali się także powiatowi radni. Od dłuższego już czasu docierały do nich informacje rodziców, zaniepokojonych sposobem prowadzenia zajęć w punkcie rekrutacyjnym na Wilchwach. Radny Jarosław Szczęsny podnosi sprawę braku na miejscu biblioteki, a także podważa kompetencje części z wykładowców twierdząc, ze znane są przykłady prowadzenia zajęć przez emerytowanych nauczycieli szkół średnich powiatu wodzisławskiego. Poza tym w szkole brakuje odpowiedniego sprzętu. Może to zabrzmi dziwnie, ale zajęcia z systemów sieciowych mamy w sali, gdzie nie ma sieci internetowej. Poza tym odbywają się praktyki, choć profesjonalnego sprzętu, chociażby do obróbki zdjęć, brak. Część zajęć w ogóle się nie odbywa. Z miernictwa w ciągu semestru był tylko jeden wykład i to w tygodniu, kiedy nikt nie mógł przyjechać - twierdzi jeden ze studentów.
Minister (nie)odpowiada
Pismo podnoszące szereg wątpliwości dotyczących szkoły na Wilchwach dotarło do Warszawy 19 sierpnia 2004 (wysłane przez radnego Jarosława Szczęsnego 3 dni wcześniej). Odpowiedzi nie otrzymałem, więc postanowiliśmy zwrócić się w tej sprawie do premiera Belki i kolejne pismo ponaglające ministra wysłaliśmy 22 listopada właśnie do niego. Dopiero po tej interwencji w grudniu otrzymaliśmy odpowiedź. W międzyczasie punkt informacyjno-rekrutacyjny dostał z ministerstwa akredytację na prowadzenie zajęć z pedagogiki - wyjaśnia J. Szczęsny. W piśmie ministra czytamy, że wydział zamiejscowy WSHE w Wodzisławiu został utworzony dopiero decyzją z 11 października ubiegłego roku. Pisze on także, że szkoła nie miała prawa na prowadzenie działalności w 2001 r., a więc od chwili powstania wodzisławskiej jednostki. Rzecznik prasowy ministra poinformował nas, że prowadzenie egzaminów i zaliczeń w Wodzisławiu jest bezprawne.
Tutaj nie chodzi o likwidowanie szkoły czy utrudnianie jej działalności, ale o przestrzeganie prawa. Brak akredytacji dla punktu informacyjno-rekrutacyjnego w Wodzisławiu prowadzonego przez WSHE w Łodzi budzi uzasadnione podejrzenie o nielegalne prowadzenie działalności dydaktycznej. Dla radnych powiatowych, rodziców i samych studentów nie jest obojętny dzisiejszy status prawny i dalsze perspektywy działania tej uczelni - podkreśla Piotr Cybułka.
„Nie robimy z uczelnią interesów”
Budynek, w którym prowadzone są zajęcia przed laty należał do KWK 1 Maja. Znajdowała się tutaj m.in. restauracja oraz biura związkowe.
Właścicielem obiektu w 89 procentach jest dzisiaj Starostwo Powiatowe. Pozostała część należy do wojewody. Budynek wystawiono na sprzedaż. Kupnem zainteresowana jest WSHE z Łodzi, która stanęła, jako jedyny oferent, do dwóch przetargów. Ostatecznie się one nie odbyły, ponieważ w dokumentach szkoły stwierdzono błędy formalne. W trzecim przetargu musielibyśmy zejść z ceny (ta obowiązująca w dalszym ciągu wynosi 638 tys. zł). W przypadku rokowań jest inaczej, dlatego zdecydowaliśmy się je przeprowadzić. Rozmowy z zainteresowanymi zaczynamy 15 lutego. Nie prowadzimy żadnych interesów z uczelnią. Po prostu zdecydowaliśmy o sprzedaży tego budynku niezależnie kto byłby nabywcą - tłumaczy wicestarosta Józef Żywina (na zdj.). Dlaczego starostwo nie zamierza w dalszym ciągu udostępniać budynku w formie dzierżawy i pozyskiwać systematycznie pieniądze? Gdyby tak było, musielibyśmy w budynek inwestować. Potrzebne byłyby duże pieniądze. Po sprzedaży będzie to robił nabywca - tłumaczy Andrzej Kania - etatowy członek Zarządu Powiatu i jednocześnie przewodniczący komisji przetargowej. Warto dodać, że w dokumentach przetargowych widnieje zapis mówiący o tym, że szkoła w zakupionym budynku (wszystko wskazuje na to, że to ona będzie nowym właścicielem) przez 10 lat musiałaby prowadzić działalność oświatową.
Rafał Jabłoński
- szkoleniach;
- doradztwie organizacyjnym, personalnym, finansowym;
- rekrutacji, selekcji kadr;
- zarządzaniu
nieruchomościami;
- wdrażaniu informacji
technicznych;
- pracach badawczo-rozwojowych Wypowiedź ta dziwi niemal wszystkich wiedzących jak wygląda i wyglądało kształcenie na Wilchwach. Szkoła prowadzi tutaj działalność od 3,5 roku. Każdy z nich rozpoczyna się oczywiście od hucznej inauguracji z udziałem władz uczelni i miejscowych włodarzy.
Przecież mówienie, że tutaj się nie studiuje to absurd. Każdy dobrze wie, że w Wodzisławiu organizowane są zajęcia jak na każdej innej uczelni. Biorę udział w wykładach i ćwiczeniach. Zdobywam zaliczenia i zdaję egzaminy właśnie tutaj w tym budynku. Owszem, organizowane są w lutym każdego roku bezpłatne wyjazdy do Łodzi w celu zwiedzania szkoły, ale nie byłem tym zainteresowany - mówi, pragnący zachować anonimowość, jeden ze studentów informatyki.
Werbowali na studia?
Jak udało nam się ustalić, punkt informacyjno-rekrutacyjny WSHE w Łodzi działał także w okresie wakacji w Raciborzu. Tutaj rzeczywiście żadne zajęcia się nie odbywały. Jak dowiedzieliśmy się w rozmowie z pracownikiem raciborskiego punktu, praca polegała głównie na rekrutacji osób z Raciborza i okolic na studia do Wodzisławia. Zaskakujące! Przecież zgodnie z wypowiedziami kierownictwa jednostki w Wodzisławiu, tam o studiowaniu nie ma mowy. Poza tym mamy do czynienia z sytuacją paradoksalną. Podczas wakacji działał punkt informacyjno-rekrutacyjny, który „werbował” chętnych na studia do sąsiedniego punktu informacyjno-rekrutacyjnego.
Nie dostali pieniędzy
Od końca lutego ubiegłego roku wykładowcy prowadzący zajęcia w Wodzisławiu nie otrzymywali wynagrodzenia. Obiecano im, że zaliczkę dostaną 15 maja. Oni z pewnymi oporami przyjęli te warunki i cierpliwie czekali. Po upływie tego terminu nie dostali pieniędzy, więc część z nich, na znak protestu, nie wpisywało ocen do indeksów - mówi Czesław Karwot były pracownik szkoły. Informacje te potwierdza jeden ze studentów. Jak mówi, oceny przestały pojawiać się w indeksach w maju. Wykładowcy wpisywali zaliczenia do zeszytu. Nie ma się im co dziwić, pieniądze się należą i ich popieramy. Potem jednak z wpisami zrobiło się spore zamieszanie i nie każdy umiał się w tym połapać - mówi student.
Pracownicy szkoły doszli do wniosku, że w pojedynkę nic nie zdziałają. Ich interwencje w Łodzi nie przynosiły żadnych efektów. Często nie chciano z nimi rozmawiać. Wykładałem filozofię i zajmowałem się sprawami dydaktycznymi, m.in. układałem plan zajęć. Napisałem pismo do władz uczelni, pod którym podpisali się wykładowcy. Otrzymaliśmy zaległe pieniądze choć są jeszcze zaległości. W tym momencie zrozumiałem, że muszę zweryfikować swoje stanowisko co do tej szkoły. Zbyt wiele spraw zaczęło budzić kontrowersje. Władze łódzkiej uczelni to co robią w Wodzisławiu muszą potraktować poważnie, a nie uprawiać prowizorkę - twierdzi Czesław Karwot (na zdj.).
Po interwencji wodzisławskiego starosty przedstawiciel WSHE w Łodzi złożyły wyjaśnienia twierdząc, że czasowy zastój w wypłacaniu pensji spowodowany był kosztami związanymi z budową biblioteki multimedialnej w Łodzi. Kwestie rozliczeń finansowych pomiędzy uczelnią a kadrą naukowo - dydaktyczną stanowią sferę wewnętrznych stosunków panujących na uczelni i tym samym nie mogą stanowić przedmiotu dyskusji na forum medialnym. Powyższe relacje nie wpływają negatywnie na stosunki pomiędzy uczelnią a studentami - odpowiada z kolei dr Jacek Cheda - Prorektor ds. Studiów Eksternistycznych i Zamiejscowych WSHE w Łodzi.
Praktyka „na sucho”
Szkołą zainteresowali się także powiatowi radni. Od dłuższego już czasu docierały do nich informacje rodziców, zaniepokojonych sposobem prowadzenia zajęć w punkcie rekrutacyjnym na Wilchwach. Radny Jarosław Szczęsny podnosi sprawę braku na miejscu biblioteki, a także podważa kompetencje części z wykładowców twierdząc, ze znane są przykłady prowadzenia zajęć przez emerytowanych nauczycieli szkół średnich powiatu wodzisławskiego. Poza tym w szkole brakuje odpowiedniego sprzętu. Może to zabrzmi dziwnie, ale zajęcia z systemów sieciowych mamy w sali, gdzie nie ma sieci internetowej. Poza tym odbywają się praktyki, choć profesjonalnego sprzętu, chociażby do obróbki zdjęć, brak. Część zajęć w ogóle się nie odbywa. Z miernictwa w ciągu semestru był tylko jeden wykład i to w tygodniu, kiedy nikt nie mógł przyjechać - twierdzi jeden ze studentów.
Minister (nie)odpowiada
Pismo podnoszące szereg wątpliwości dotyczących szkoły na Wilchwach dotarło do Warszawy 19 sierpnia 2004 (wysłane przez radnego Jarosława Szczęsnego 3 dni wcześniej). Odpowiedzi nie otrzymałem, więc postanowiliśmy zwrócić się w tej sprawie do premiera Belki i kolejne pismo ponaglające ministra wysłaliśmy 22 listopada właśnie do niego. Dopiero po tej interwencji w grudniu otrzymaliśmy odpowiedź. W międzyczasie punkt informacyjno-rekrutacyjny dostał z ministerstwa akredytację na prowadzenie zajęć z pedagogiki - wyjaśnia J. Szczęsny. W piśmie ministra czytamy, że wydział zamiejscowy WSHE w Wodzisławiu został utworzony dopiero decyzją z 11 października ubiegłego roku. Pisze on także, że szkoła nie miała prawa na prowadzenie działalności w 2001 r., a więc od chwili powstania wodzisławskiej jednostki. Rzecznik prasowy ministra poinformował nas, że prowadzenie egzaminów i zaliczeń w Wodzisławiu jest bezprawne.
Tutaj nie chodzi o likwidowanie szkoły czy utrudnianie jej działalności, ale o przestrzeganie prawa. Brak akredytacji dla punktu informacyjno-rekrutacyjnego w Wodzisławiu prowadzonego przez WSHE w Łodzi budzi uzasadnione podejrzenie o nielegalne prowadzenie działalności dydaktycznej. Dla radnych powiatowych, rodziców i samych studentów nie jest obojętny dzisiejszy status prawny i dalsze perspektywy działania tej uczelni - podkreśla Piotr Cybułka.
„Nie robimy z uczelnią interesów”
Budynek, w którym prowadzone są zajęcia przed laty należał do KWK 1 Maja. Znajdowała się tutaj m.in. restauracja oraz biura związkowe.
Właścicielem obiektu w 89 procentach jest dzisiaj Starostwo Powiatowe. Pozostała część należy do wojewody. Budynek wystawiono na sprzedaż. Kupnem zainteresowana jest WSHE z Łodzi, która stanęła, jako jedyny oferent, do dwóch przetargów. Ostatecznie się one nie odbyły, ponieważ w dokumentach szkoły stwierdzono błędy formalne. W trzecim przetargu musielibyśmy zejść z ceny (ta obowiązująca w dalszym ciągu wynosi 638 tys. zł). W przypadku rokowań jest inaczej, dlatego zdecydowaliśmy się je przeprowadzić. Rozmowy z zainteresowanymi zaczynamy 15 lutego. Nie prowadzimy żadnych interesów z uczelnią. Po prostu zdecydowaliśmy o sprzedaży tego budynku niezależnie kto byłby nabywcą - tłumaczy wicestarosta Józef Żywina (na zdj.). Dlaczego starostwo nie zamierza w dalszym ciągu udostępniać budynku w formie dzierżawy i pozyskiwać systematycznie pieniądze? Gdyby tak było, musielibyśmy w budynek inwestować. Potrzebne byłyby duże pieniądze. Po sprzedaży będzie to robił nabywca - tłumaczy Andrzej Kania - etatowy członek Zarządu Powiatu i jednocześnie przewodniczący komisji przetargowej. Warto dodać, że w dokumentach przetargowych widnieje zapis mówiący o tym, że szkoła w zakupionym budynku (wszystko wskazuje na to, że to ona będzie nowym właścicielem) przez 10 lat musiałaby prowadzić działalność oświatową.
Rafał Jabłoński
Najnowsze komentarze