Sobota, 30 listopada 2024

imieniny: Andrzeja, Justyny, Konstantego

RSS

Historia z PRL. Życie na kartki

16.02.2024 07:55 | 0 komentarzy | (q), OK

Szynka na święta to dzisiaj nic nadzwyczajnego, ale kilkadziesiąt lat temu w Raciborzu stawało się w nocnej kolejce by zdobyć takie rarytasy. Unikalne zdjęcia Bolesława Stachowa i wspomnienia pracowników sklepu mięsnego na Opawskiej w tekście Katarzyny Gruchot.

Historia z PRL. Życie na kartki
Kolejki ustawiały się przed sklepem już w nocy. W grupie uprzywilejowanych znajdowały się matki z dziećmi
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

W czasach gdy kartki były cenniejsze niż pieniądze, a mimo ich posiadania, trzeba było pogodzić się z bezmięsnym poniedziałkiem, rzesze raciborzan ustawiały się od wtorku w kolejkach do mięsnych, by na środowy obiad zamiast schabowego podać smażoną mortadelę. Mieliśmy kolejkowych staczy, komitety sklepowe i uprzywilejowane matki wymieniające się dziećmi. A wszystko za sprawą magicznej reglamentacji.

Sklep pod specjalnym nadzorem

Najpopularniejszy w Raciborzu Sklep Mięsny nr 12 przy ul. Opawskiej wielu raciborzanom będzie się zawsze kojarzył z długimi kolejkami i reglamentowanymi towarami. Przed wojną w tym samym miejscu znajdował się sklep mięsny rodziny Kapinosów. Pozostałością po nim były charakterystyczne biało-niebieskie kafelki i haki, które po odnowieniu służyły jeszcze w sklepie PSS Społem przez wiele lat.

Sklep mięsny przy Opawskiej wielu raciborzanom będzie się zawsze kojarzył z długimi kolejkami

Sklep mięsny przy Opawskiej wielu raciborzanom będzie się zawsze kojarzył z długimi kolejkami

Wprowadzone 28 lutego 1981 roku kartki na mięso, rozszerzone w kwietniu tego samego roku o przetwory mięsne, wprowadziły w całym kraju reglamentację, której podlegały wszystkie wyroby mięsne oprócz drobiu (z wyjątkiem kurczaków) i podrobów. Bez kartek można było również kupować pasztet, biały i czarny salceson oraz kaszankę. Sprzedaż odbywała się w dwóch rzutach. W pierwszym, który przewidziany był od rana do wyczerpania towaru, można było wystawić tylko 30% całego asortymentu. Drugi rzut zaczynał się od godziny 14.00 i sprzedawano wtedy resztę, czyli 70% towaru. A wszystko po to, by wracający z pracy też mogli zrobić zakupy.

Największy przydział kartek mieli górnicy, którzy dostawali 7 kg mięsa na miesiąc oraz milicjanci i żołnierze, którym przydzielono po 5 kg. Pracownikom fizycznym i dzieciom przysługiwały 4 kg mięsa, a pracownikom umysłowym musiało wystarczyć 2,5 kg. – Wszystkie produkty dostarczane do naszego sklepu pochodziły z mieszczących się przy ul. Eichendorffa w Raciborzu Zakładów Mięsnych. Przedstawiciel PSS-u, odpowiedzialny za kontakty z zakładem, przygotowywał u nich codzienne zamówienia. Za moich czasów był nim Józef Fojcik – tłumaczy Barbara Joszko – kierowniczka sklepu.

Barbara Riedel (Joszko) z lewej, ze swoją kierowniczką Magdaleną Wider przed nieistniejącym już sklepem mięsnym przy ul. Odrzańskiej 34

Barbara Riedel (Joszko) z lewej, ze swoją kierowniczką Magdaleną Wider przed nieistniejącym już sklepem mięsnym przy ul. Odrzańskiej 34

Pani Basia swoją drogę zawodową zaczynała w 1968 roku jako ekspedientka w sklepie mięsnym przy Odrzańskiej 34. Dziś nie ma już ani tego sklepu, ani kamienicy, w której swój zakład kuśnierski miał też pan Piperek. Doświadczenie, które pani Basia zdobywała, najpierw pod okiem kierowniczki Magdaleny Wider, a potem Emilii Bajer w sklepie przy ul. Londzina, przydało się gdy sama objęła funkcję kierowniczki. – Prowadzenie sklepu mięsnego w czasach reglamentacji to był ogromny stres i życie pod stałą kontrolą – tłumaczy pani Joszko i po latach dziwi się, że to wszystko jednak wytrzymała.

Powodów do zmartwień było wiele. Klienci zaczynali się ustawiać pod sklepem już w nocy i obserwowali od rana przez szybę co się dzieje w środku. Zakłady pracy wysyłały swoich przedstawicieli na częste kontrole. Dwuosobowe zespoły przychodziły do sklepu żeby sprawdzić czy zgadza się masa mięsa przeznaczona na drugi rzut sprzedaży i przejrzeć zeszyt zakupów. Inspektorzy Społem kontrolowali wpisy w książce skarg i zażaleń i przestrzeganie przepisów BHP, a milicjanci z wydziału przestępstw gospodarczych obserwowali co się dzieje z tyłu sklepu, gdzie znajdowała się rozdzielnia mięsa i robili zdjęcia z ukrycia. Nawet w stanie wojennym sklep znalazł się na celowniku. Żołnierze zrobili tu próbną kontrolę rozliczeń kartek.

Kartki na mięso były bardziej wartościowe niż pieniądze

Kartki na mięso były bardziej wartościowe niż pieniądze

Komitet spokojnej kolejki

Ci, którzy nie mieli czasu, ale mieli pieniądze, mogli skorzystać z tzw. stacza kolejkowego, czyli osoby, która staniem w kolejkach zarabiała na życie. Wśród osób uprzywilejowanych, czyli takich, które mogły skorzystać z drugiej kolejki, znajdowały się kobiety w ciąży, matki z dzieckiem (dziecko trzeba było mieć zawsze przy sobie, najlepiej na ręku) i zbowidowcy, czyli kombatanci. Każda dostawa odbywała się na oczach klientów, bo towar przywożono i wnoszono do sklepu wejściem głównym. Zgodnie z wyznaczonym regulaminem, 70% towaru, czyli drugi rzut, należało znieść do piwnicy, a resztę przygotować do sprzedaży. – Często dostawaliśmy mięso zamrożone, pakowane po 25 kilogramów, które potem toporkiem trzeba było ręcznie ciąć na kawałki po 300 czy 500 gramów. W ocynkowanych pojemnikach znajdowało się mięso pakowane po 50 kg i wędliny pakowane po 25 kg. W sklepie pracowały same dziewczyny, więc gdy trzeba było znosić towar po schodach, pomagali nam najczęściej ludzie z komitetu – wyjaśnia pani Basia.

W sklepie przy Opawskiej stoją od lewej: Ewa Kała, Edyta Madej, kierowniczka Barbara Joszko i sprzedawca Sylwester

W sklepie przy Opawskiej stoją od lewej: Ewa Kała, Edyta Madej, kierowniczka Barbara Joszko i sprzedawca Sylwester

Komitet sklepowy to kolejny twór rodem z PRL-u, który musiała mieć każda placówka. Składający się z trzech osób społeczny komitet (w sklepie przy Opawskiej należeli do niego Arnold Drobny, Joachim Przybyła i Irena Śnigurska) przede wszystkim pilnował porządku w kolejce, m.in. sprawdzając dowody osobiste klientom uprzywilejowanym. Chodziło o to, by zaradne panie nie pożyczały sobie małych dzieci, a emeryci nie podawali się za kombatantów. Zapanowanie nad tłumem zazwyczaj niezadowolonych ludzi nie było proste, zwłaszcza, że już przed sklepem ustawiały się dwie kolejki: ludzi uprawnionych do kupowania poza kolejnością i tych, którzy żadnych przywilejów nie mieli. Przedstawiciel komitetu pilnował by sprzedawczynie obsługiwały na przemian klientów to z jednej, to z drugiej kolejki i by ludzie wzajemnie się nie stratowali.

Klienci, którzy dostawali towar wyliczony co do grama, musieli mieć pewność, że obsłużeni zostaną uczciwie. Dlatego mechaniczne wagi sklepowe należało obowiązkowo legalizować raz w miesiącu, a odważniki raz w roku w Urzędzie Miar i Wag w Raciborzu, którego biuro mieściło się niedaleko „Banderozy”.

W grupie uprzywilejowanych znajdowały się matki z dziećmi

W grupie uprzywilejowanych znajdowały się matki z dziećmi

Kartkomania

Od kiedy w marcu 1982 roku wprowadzono kartkę na kartki, można było zapanować nad ich dystrybucją. Na specjalnym blankiecie, który nosiło się jako wkładkę w dowodzie osobistym, odnotowywano każdą wydaną kartkę na towary reglamentowane. Kiedy te trafiały do rąk sprzedawców, najpierw trzeba było z nich wyciąć każdy odcinek, na podstawie którego wydawało się towar. Nic więc dziwnego, że jednym z najważniejszych narzędzi przy stoisku mięsnym były nożyczki. Wycięte bloczki, w przerwach między pierwszym a drugim rzutem sprzedaży, czyli od 13.00 do 14.00, ekspedientki sortowały według asortymentu i kleiły na kartonikach dziesięć na dziesięć odcinków w rzędzie. Na jednych znalazł się np. schab bez kości 500 g, a na innych wołowe z kością 300 g.

Wycięte z kartek odcinki były na wagę złota. Nie mogło żadnego brakować, bo na ich podstawie na koniec miesiąca sprawdzano czy zgadzają się one z fakturami za dostarczony towar (zakładano, że ubytek nie może przekroczyć jednego procenta). Policzone kartoniki z naklejonymi kartkami trafiały potem do działu rozliczeń towarów reglamentowanych w Społem. Tam co trzy miesiące likwidowano je poprzez komisyjne spalenie.

Kierowniczka Barbara Joszko (po lewej) i jej ekspedientki wieszają towar na hakach

Kierowniczka Barbara Joszko (po lewej) i jej ekspedientki wieszają towar na hakach

Jedynym dniem bez kartek i bez kolejek był poniedziałek, kiedy sklep był zamknięty. Nie znaczyło to jednak dnia wolnego dla załogi. – Pracowałam wtedy z Krystyną Łatką, która była moją zastępczynią i ekspedientkami: Marią Muchą, Małgorzatą Rostek, Stefanią Koczy oraz Magdaleną Ogłodek, która u nas sprzątała. W czasie świąt i urlopów wspomagała nas też Jadwiga Białek. W poniedziałki przychodziło się często, żeby nadgonić klejenie kartek, trzeba też było sprawdzić czy działają lodówki i chłodnie – tłumaczy pani Joszko. Znajdująca się w piwnicy komora chłodnicza była miejscem strategicznym, bo sklep dzielił ją wspólnie z pobliską rozdzielnią mięsa. Ta zaś robiła stąd nadziały na wszystkie stołówki Społem w Raciborzu, więc odpowiedzialność za jej sprawne funkcjonowanie wzrastała. Obok komory znajdowała się też kuchnia dla pracowników. Do piwnicy prowadziły drzwi po lewej stronie sklepu, a te po prawej wiodły na górę do szatni i biura kierowniczki. Kartki obowiązywały do końca lipca 1989 roku, a sklep Społem funkcjonował w tym miejscu aż do jego prywatyzacji. Barbara Joszko pracowała w PSS do 4 lipca 1990 roku.

Nowiny Raciborskie, 22 grudnia 2015 r., tekst Katarzyna Gruchot, zdjęcia Bolesław Stachow