Baranek. Znak miłości Boga względem mnie i mojego okrucieństwa względem Boga
Wychodząc od interpretacji XVII-wiecznego obrazu, ks. Łukasz Libowski snuje rozważania o naturze relacji między Bogiem i ludźmi.
Wzrusza i ujmuje
Według zawartej w niej wizji – a jako chrześcijanie przyjmujemy, iż wizja owa spełniła się w osobie Jezusa z Nazaretu – Mesjasz jest oswojonym z cierpieniem mężem boleści (por. Iz 53,3), którego ból doszczętnie wyniszczył, tak, że koniec końców „nie miał On wdzięku ani też blasku, aby na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał” (Iz 53,2), „jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa” (Iz 53,3). Dlaczego – można pytać – „spodobało się Panu zmiażdżyć Go [swojego sługę; przyp. Ł.L.] cierpieniem” (Iz 53,10)? Dla wyzwolenia ludzi z ich grzechów, dla ocalenia ich od wszelkiego obciążającego ich sumienia zła, od wszelkiej spoczywającej na nich winy – brzmi odpowiedź, jaką podaje streszczany utwór Izajaszowy: „Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści […]. On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie” (Iz 53,4-5). Jako zatem tego, który wybawia lud od każdej jego złości, autor naszego fragmentu kojarzy sługę Jahwe, figurę Zbawiciela, z barankiem, który przeznaczony jest na ofiarę dla Boga, ofiarę przebłagalną, mocą której składający ją zostają usprawiedliwieni, a więc stają się na powrót sprawiedliwymi, prawymi – kiedy pamiętamy, że mówimy o epoce Starego Prawa, w której kapłani religii żydowskiej sprawowali w świątyni jerozolimskiej kult krwawy, to skojarzenie owo okazuje się jak najbardziej zrozumiałe: „Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich” (Iz 53,7). Sięgając po obraz zwierzęcia ofiarnego i ze zwierzęciem tym utożsamiając Mesjasza, pisarz natchniony wyraża przeto wielką, niewykluczone, że największą z teologicznych prawd: że Mesjasz jest nową wydobywającą człowieka i cały jego świat z otchłani grzechu ofiarą, ofiarą znoszącą i zastępującą zwierzęce ofiary krwawe porządku starego, porządku litery, porządku prawa, ofiarą od owych ofiar dawnych skuteczniejszą, ofiarą doskonałą. I dokładnie tę właśnie prawdę obwieszcza Jan Baptysta, kiedy do swoich słuchaczy zwraca się w przywołanych przez nas wyżej słowach: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata” (J 1,29); w konsekwencji tę właśnie prawdę, prawdę o Chrystusie-ofierze, Chrystusie-baranku ofiarnym, pierwszorzędnie niejako ilustruje Zurbarán.
Lecz uwypuklijmy tu jeden jeszcze detal czwartej pieśni o słudze Jahwe. Otóż opisując owego mającego obrzędowo być zarżniętym baranka jako milczącego, jako nie otwierającego swojego pyszczka i nie wydającego z siebie żadnego dźwięku (por. Iz 53,7), kompozytor odnośnej profetycznej poezji podkreśla, z jak wielką pokorą Mesjasz idzie na śmierć za zbawienie człowieka: z pokorą – możemy dopowiedzieć – właściwą miłości, z nieskończoną pokorą właściwą nieskończonej miłości. To poddanie, to podporządkowanie się baranka ofiarnego swojemu smutnemu, ba, tragicznemu swojemu losowi na oglądanym przez nas obrazie znakomicie uchwycił nasz Hiszpan: warto to zaakcentować, ponieważ odnośna zgoda baranka na swój skon, pełna spokoju i pełna – rzekłbym – godności, wzrusza i ujmuje. Ma ona przecież, jak sądzę, swój gatunkowy ciężar, ma ona swe donośne znaczenie; pomijając już fakt, iż u starożytnych pogan posłuszeństwo, karność zwierzęcia przeznaczonego na kultyczną rzeź brano za dobrą monetę, za pomyślne, szczęśliwe „signum”, odczytując je jako wyraz tego, że składana ofiara bogom jest przyjemna i miła, że przez bogów zostaje przyjęta.