Sobota, 30 listopada 2024

imieniny: Andrzeja, Justyny, Konstantego

RSS

Wszystko, wszystko się zdarza sługom ołtarza… Przykro mi stąd, smutno i żal

29.11.2020 07:00 | 4 komentarze | red

- Dobrze nie oczekiwać od ludzi za wiele. Dobrze tedy i od księży nie oczekiwać za wiele. W ogóle od życia dobrze jest nie za wiele oczekiwać - pisze ks. Łukasz Libowski.

Wszystko, wszystko się zdarza sługom ołtarza… Przykro mi stąd, smutno i żal
Rozpacz (Edward Munch).
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

II.

Jestestwo uwikłane

Bodaj Oskar Wilde powiedział – ładnie skądinąd – że człowiek nosi w sobie niebo i piekło. To znaczy, że człowiek jest zdolny do czynienia tak dobra, jak zła, że człowiek jest władny uczynić tak wielkie dobro, jak i wielkie zło, największe dobro i największe zło. Zgoda. W nim jednym, w człowieku, złożone są dwie możliwości. Taka jest po prostu jego, człeka, natura, taka jest jego konstytucja. Stąd wszyscy ludzie są tacy. Tacy, że mogą być dobrzy lub źli. A jeśli takimi są wszyscy ludzie, to są takimi i księża. Chociażby i bardzo było nam to nie na rękę, musimy to zdanie przyjąć za prawdziwe.

Możliwe, iż tutaj jest źródło naszych problemów z objawiającymi się nam dziś kwestiami. W tym, że nie dopuszczamy do siebie myśli, iż ksiądz może popełnić zło, iż ksiądz może wejść na drogę zła, iż może ze złem na różne sposoby konszachtować. Skoro – motywowani jak najszczerszymi pobudkami, co należy docenić – przywykliśmy do tego, by myśleć o księdzu jednowymiarowo jako o prawie świętym, jako o istocie niemalże bezgrzesznej, to teraz nie bez rozczarowań i frustracji musimy się nauczyć myśleć o księdzu wielowymiarowo jako o jestestwie uwikłanym, jak każdy przedstawiciel gatunku homo sapiens, w dobro i zło, jako o jestestwie, które stać na wszystko, wszystko dobre i wszystko złe. To możemy w warunkach, w które jesteśmy wrzuceni – moim zdaniem – wyraźnie sobie uświadomić. O to proponowałbym w kontekście, w jakim się znajdujemy, zawalczyć. Ważna to lekcja dla nas do odrobienia. Może niedostatecznie byliśmy dotąd w tej materii dojrzali.

Niekoniecznie będzie w przyrodzie występować

Jedna rzecz to są wartości, pod którymi ksiądz staje, z którymi się utożsamia, które reprezentuje i głosi, a rzecz druga to jego życie osobiste, to to, jak te wartości czy ideały w swoje życie wprowadza, w swoją egzystencję wciela. Między tymi dwoma biegunami, ideałami księdza a życiem księdza, nie musi zachodzić zgoda. Naturalnie, jest wspaniale, kiedy taka harmonia ma miejsce. Ona tych, którzy żyją i funkcjonują obok księdza mającego ją w sobie, o nią codziennie się starającego, buduje. Ona księdza uwiarygodnia, sprawia, że ksiądz odbierany jest jako autentyczny. Ale takie zestrojenie słów z czynami, z postępowaniem nie jest u księdza konieczne. Możemy go sobie u księdza życzyć, możemy go od księdza wymagać, zresztą, ksiądz do pracy nad nim, jak każdy chrześcijanin, jest wezwany, ale niekoniecznie będzie ono – proszę pozwolić na mały żart – w przyrodzie występować. Swoją drogą: taki ksiądz, by tak go nazwać, rozdwojony jest pod względem psychologicznym kazusem interesującym. Przynajmniej dla mnie. No bo jak to wszystko w nim jednym się mieści? Jak on w sobie tyle łączy? Jakże musi być on silny, jakąż musi mieć on w sobie – sięgnijmy do słownika Nietzschego – wolę mocy!

Ksiądz może nie kształtować swojego życia podług tego, o czym uczy i co ma wypisane na swoich sztandarach, przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że może tego zrobić nie umie, a zatem dlatego, że jest najzwyczajniej słaby, jak niejedna i niejeden spośród chrześcijan, jego sióstr i braci, towarzyszących mu na drodze przez nasz łez padół. Po drugie wydarzać się może coś takiego dlatego, że ksiądz do tego, co głosi, nie jest przekonany, dlatego, że to, co głosi, nie jest po prostu jego.

Nie ma księży złych

Często myślimy, że jak na młodego mężczyznę w czasie święceń biskup kładzie ręce, to wszystko, co w tym mężczyźnie grzeszne i złe, jego rozmaite skłonności, cały jego nie najchwalebniejszy albo po prostu niechwalebny balast, zostaje jakoś, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zablokowane, zniszczone. Byłoby fajnie, gdyby tak było. Ale, niestety – a, proszę mi wierzać, wiem, co mówię – tak nie jest. Albo i stety, że tak nie jest. Mamy wszak księży – ludzi, nie księży – aniołów. Mamy księży – ludzi ze wszystkimi tego konsekwencjami, pozytywnymi i negatywnymi. Na swój sposób jest to poruszające i przejmujące. U Menandra jest zdanie: „Ileż gracji ma w sobie człowiek, gdy jest prawdziwie ludzki” (cytuję za Agambenem).

Inna sprawa, że – jak stwierdził Józef Tischner – nie ma tak naprawdę księży złych. To jest takich księży, którzy nigdy nikomu w niczym nie pomogli, którzy nigdy nie wyświadczyli nikomu żadnego dobra, a tylko wszystko niszczyli i psuli, a tylko szerzyli zło. Trzeba powiedzieć chyba nawet więcej. Zły ksiądz także uczynić może dobro. Ksiądz, który jest zaprzeczeniem tego, co głosi i za czym deklaruje, że stoi, może być na przykład dobrym mówcą, może pięknie sprawować liturgię, może być charyzmatycznym przywódcą, wielkim dyplomatą, lwem towarzystwa, facetem z klasą, uroczym dżentelmenem, którego powabowi trudno nie ulec. Ksiądz taki może być wybitnym znawcą doktryny katolickiej, świetnym akademikiem, sprawnym administratorem. To, że ze swoim życiem osobistym daleko jest od ewangelii, nie przekreśla przecież tego, co robi solidnego, porządnego, dobrego. Choć zwykle, kiedy dowiadujemy się, jak żyje, wszystko, co czyni, na nic już nie bacząc, przekreślamy. Czy to uczciwe: przekreślać dobro człowieka z powodu jego czynów złych?