Sobota, 30 listopada 2024

imieniny: Andrzeja, Justyny, Konstantego

RSS

Denis S.: Nie wiem czy zabiłem

17.10.2017 18:57 | 0 komentarzy | acz

Przed rybnickim sądem rozpoczął się proces nastolatka z Raciborza oskarżonego o brutalny mord przy ulicy Głubczyckiej. Denis S. przyznaje, że obudził się w zakrwawionym ubraniu, zapewnia jednak, że nic nie pamięta.

Denis S.: Nie wiem czy zabiłem
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Alkohol i skręty

Już na początku rozprawy Denis S. zaznaczył, że nie będzie odpowiadał na pytania prokuratora i oskarżyciela posiłkowego, którym została matka zamordowanego. Sąd posiłkował się zeznaniami oskarżonego, które składał w śledztwie. „Nie pamiętam kiedy i z kim wróciłem z imprezy do domu. Nie wiem co się działo po moim powrocie. Brat mi tylko mówił, że znów mi odbiło i darłem mordę na klatce” – odczytano z akt. Denis S. zeznał, że jedna z ostatnich rzeczy, które zapamiętał to moment kiedy grał na konsoli na imprezie. Nastolatek miał być pod wyraźnym wpływem środków odurzających. Był czerwony na twarzy, dziwnie się zachowywał. – Przed imprezą kupiliśmy w Biedronce whisky, którą później piliśmy. Na imprezie paliłem jeszcze marihuanę. Urwał mi się film. Pierwszy raz coś takiego mi się zdarzyło – zapewniał sąd Denis S. Chwilę później padło pytanie o konflikty z prawem. Nastolatek zapewniał, że ich nigdy nie miał. Z karty karnej, którą sąd znalazł w aktach sprawy wynikało jednak co innego. Denis S. był w przeszłości karany, między innymi za kradzież rozbójniczą.

Dojdzie do tragedii

– On tylko wie, ile krzywdy nam zrobił z tą swoją bandą – płakała przed sądem Monika K., matka zamordowanego Jana K. Kobieta opisywała gehennę, która zaczęła się, gdy do kamienicy wprowadziła się rodzina S. – Zamieszkali dwa pietra nad nami. Ja z synem mieszkałam na parterze. On nie mógł chodzić, był inwalidą. Miał w domu wózek, ale wstydził się na nim jeździć. Całe dnie spędzał więc w mieszkaniu. Poruszał się na takim krześle biurowym. Z reguły siedział w oknie. Czasem przychodzili do niego koledzy ze szkoły przynieść węgiel. Wypili czasem za to jakieś piwo, tylko tyle, bo syn nie palił ze względu na stan zdrowia – wspominała starsza kobieta. Niechęć młodzieży do mężczyzny z dołu zaczęła się od wybitej przez nich szyby w mieszkaniu Jana K. – Potem było już tylko gorzej. Smarowali nam drzwi fekaliami, walili w drzwi i uciekali. Raz jakimś klocem wyważyli mi drzwi, że aż zamek wyleciał. Innym razem usypali nam grób z ziemi i z krzyżem pod drzwiami. Wykorzystywali to, że syn nie chodzi i nie zdąży dojechać na krześle do drzwi. Mogli więc spokojnie uciec. Pisaliśmy do administracji i policji, że ta banda nam robi krzywdę i kiedyś dojdzie do tragedii – mówiła łamiącym się głosem przed sądem – Monika K., matka zamordowanego.